Rozdział Pięćdziesiąty Dziewiąty

67 17 97
                                    

Gdy tylko gałęzie drzew i krzewów tworzą za nami szczelną zasłonę, przyciągam Shelly do siebie. Wróciła... wróciła prawdziwa.

– Tęskniłam... – szepczę, przytulając ją mocno. Pociągam nosem, gdy pojedyncze łzy skapują z moich policzków na podróżną pelerynę Misi. Chłodna noc pozostawiła na niej rześki zapach lasu i deszczu. – Gdzie byłaś?

Dziewczyna waha się przez chwilę, lecz w końcu obejmuje mnie i ściska przelotnie.

– Nie ma czasu na wyjaśnienia. Musimy się pospieszyć... wkrótce odkryją twoje zniknięcie – mówi pospiesznie i odsuwa mnie delikatnie, przypatrując się wielkimi, zielonymi oczami, za którymi tak tęskniłam.

– Możemy im zaufać – przekonuję ją, gdy chwyta moją dłoń i ciągnie w głąb puszczy. Rudy warkocz swobodnie zwisa przez jej ramię. – Wiedzą, gdzie znajdują się Drzwi. Możemy się stąd wydostać.

– Skąd ta pewność?

– Powiedzieli mi...

– Powiedzieli? I cóż z tego? To tylko marne słowa! – woła oburzona, przyspieszając kroku. – Słowom nie można ufać, są ulotne i znikają, nim się ziszczą. Nie ma w nich nic pewnego. To puste pudełka skrywające jedynie nadzieję i wiarę głupców.

Spoglądam na nią zaskoczona. Nie wiem, co na to odpowiedzieć.

– Czemu myślisz, że kłamią?

– A czemuż ty myślisz, że mówią prawdę?

– Nie wiem.

– Komu więc ufasz? Swej przyjaciółce czy obcym?

– Oczywiście, że tobie – rzucam bez zawahania.

– Więc uwierz. Musisz o nich zapomnieć – mówi, po czym dodaje z naciskiem: – Tak jest bezpieczniej.

– Czemu tak myślisz?

– A czemuż to myślisz, że bezpieczniej jest im ufać? Gdy komuś zaufasz, może z łatwością cię zdradzić. Gdy nie będziesz ufać, nie ucierpisz.

– Ale same nie odnajdziemy Drzwi! Oni wiedzą, gdzie są!

– Zawsze jest inny sposób. Odnajdziesz go.

Marszczę brwi.

– A ty? – Zatrzymuję się, ale Shelly pociąga mnie do przodu tak, że omal się przewracam. – Znowu mnie zostawisz?

Dostrzegam, jak zaciska w odpowiedzi wargi, jednak z uporem wciąż idzie przed siebie, nawet na mnie nie zerkając.

– Powiedz mi, gdzie byłaś – mówię twardo. – Powiedz mi, co się stało. Powiedz mi wszystko, a ci pomogę. Zasługuję na to, by wiedzieć! – ostatnie słowa niemal wykrzykuję.

– Nie.

– Co „Nie"? I tyle? Po tym, jak ostatnim razem bawiłaś się w wampira, zaatakowałaś mnie i Damiana, po czym uciekłaś, chyba mam prawo mieć wątpliwości? Skrzywdziłaś nas, a teraz zjawiasz się ponownie, jak gdyby nigdy nic i nie chcesz mi powiedzieć, o co, do cholery, chodzi!

– Mamy mało czasu.

– Ale do czego? Na pewno Kosto już zauważył, że mnie nie ma, ale mogłam pójść w każdą stronę. Las jest tak gęsty, że trochę im zajmie odnalezienie mnie.

– Nie w tym rzecz.

– A w czym?

– Nie czas na wyjaśnienia, musimy się pospieszyć.

– I to jest twoja odpowiedź na wszystko! Na wszystko – mój głos z wściekłego robi się coraz bardziej płaczliwy. Wyśniony obraz przyjaciółki się wyostrza i pokazuje jej karykaturalną wersję, której nie mogę zedrzeć, by odnaleźć moją Shelly. O ile ona w ogóle jeszcze tam jest.

Teza stopnia pierwszego ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz