Rozdział Trzydziesty Drugi

134 54 126
                                    

– Padnij! – krzyczy Damian i klęka na ziemi, otulając mnie ramionami. Słyszę ogromny huk, ale nic się nie dzieje. Podnoszę głowę. Woda otacza nas, niczym szklaną bańkę i, połyskując w świetle pochodni, przelewa się na drugą stronę wyspy.

Powoli wstajemy.

Rosanna pryska charybdę wodą, aż ta na powrót odzyskuje przytomność. Rozgląda się zdenerwowana na boki.

– Za każdy taki wybryk, sprowadzoną przez ciebie syrenę będziemy oblewać słodką wodą – warczy kapitan. – Szajba!

– Tak jest! – Chłopak salutuje i pochyla się nad przyniesioną wcześniej przez marynarzy beczką. Wyciąga z niej niewielkich rozmiarów wiadro i wraca na posterunek przy syrenie.

– Pokaż jej, co miałem na myśli – rozkazuje pirat.

Na twarzy bruneta pojawia się ogromny uśmiech. Podchodzi do stworzenia, które na jego widok zaczyna się szamotać. Podnosi nad jej ogon wiadro i delikatnie przechyla. Wraz z każdą kroplą wody spływającej po ogonie, syrena wydobywa z siebie przeraźliwe piski.

Damian ściska mnie mocniej za ramiona. Nawet nie byłam świadoma, że zaczęłam iść w jej kierunku.

– Nie pomożesz – szepcze mi na ucho. – Nie mamy szans przy nich wszystkich.

Zagryzam drżącą wargę tak mocno, aż przeszywa mnie ostry ból.

– Przecież oni ją torturują... – jęczę cicho, uświadamiając sobie, że to dopiero początek.

– Owszem – rozlega się koło mojego ucha zachrypnięty głos Aldaia. – I nie skończą, dopóki charybda nie zdradzi tego, co chce usłyszeć kapitan.

Spoglądam na niego przerażona. Młodzieńczą buzię o delikatnych rysach zdobi szeroki uśmiech, nazwałabym go pięknym, gdyby nie świadomość, jakie niewzruszenie kryje się w jego źródle.

– Jesteście okrutni – syczę mu prosto w twarz.

– To jest wojna, złotko. – Jego granatowe oczy błyszczą czerwienią pochodni. – Odpłacamy pięknym za nadobne. Widziałaś, co morze zrobiło dzisiaj z naszą załogą. A to nic z tym, co się dzieje tutaj. Kapitan chce jedynie informacji, a takich informacji za darmo się nie dostaje. Tylko od charybdy zależy, jak bardzo ucierpi dziś syrena.

– Co to za informacja? – pyta Damian.

– Ciii... Zaraz się dowiecie. – Aldai wskazuje głową na środek wyspy. Podążamy wzrokiem we wskazanym kierunku.

– A teraz przejdźmy do konkretów. – Kapitan przechadza się między więźniami z palcami splecionymi za plecami. – Oczywistym jest, że napuściłaś na nas hordę syren, wobec tego liczę, że zależy ci na tej oto przedstawicielce owego gatunku plugastw głębinowych. Wystarczy jedna prawdziwa wiadomość, a gdy ją potwierdzimy, wypuścimy was obie, abyście mogły wrócić do swych chędożonych pobratymców.

– Kapitan naprawdę by je wypuścił? – szepczę sceptycznie.

Aldai prycha pod nosem, a Damian tylko kręci głową, lecz słowa kapitana sprawiają, że obaj zastygają, a mnie przechodzi gwałtowny dreszcz.

– Niech ma łajba zatonie, a morze pożywi się ciałem, jeślibym złamał słowo, któremu żem duszę mą zaprzysiągł. – Wydawać by się mogło, że nawet fale zamarły. Każdy wstrzymał oddech, a twarze zgromadzonych wyrażają jawny szok. Nikt nie wierzył w jego poprzednie deklaracje.

– Teraz już nie ma odwrotu. – Aldai ze świstem wciąga powietrze. – Te słowa mają ogromną moc. Nie może złamać danej obietnicy, bo zginie.

Teza stopnia pierwszego ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz