26. Przepraszam

527 50 6
                                    

Nie wiem, co przeraża mnie bardziej – to, że poznaję okolicę, w którą wpływamy, czy to, iż czuję, że właśnie wróciłam w rodzinne strony. Biorę głębszy oddech, pragnąc uspokoić rozszalałe myśli i postanawiam wziąć się w garść.

Po pierwsze Vasenai nigdy nie było moim domem, a jedynie więzieniem, w którym byłam przetrzymywana, a po drugie to normalne, iż poznaję tę okolicę, jeśli egzystowałam w niej przez parę dobrych miesięcy.

Słyszę za sobą szmer, dlatego nieznacznie odwracam się w jego kierunku, a gdy dostrzegam Williama, spinam się. Ani on, ani ja się nie odzywamy i mam wrażenie, że dopóki nie zrobię pierwszego kroku, będzie z nami tak do końca podróży.

I jest to dobre, Elaine. Tego właśnie chciałaś – czysto biznesowy układ, przy którym nie będziesz wiązać się emocjonalnie.

A jednak serce za każdym razem ściska mi się boleśnie, gdy myślę o swobodnej rozmowie z księciem, czy naszych potajemnych uśmieszkach w swoim kierunku. Unoszę podbródek, pragnąc już o tym nie myśleć, jednak jego bliskość skutecznie mi to uniemożliwia. Jest ubrany bardzo podobnie jak ja, bo ma bowiem długi brązowy płaszcz, który zasłania większość jego ciała. Jest to typowy strój biednego włóczęgi, więc skutecznie wtopimy się w tłum, nie zwracając nikogo uwagi. Nie oznacza to, jednak że William nie wygląda dobrze. Bo do jasnej cholery, on we wszystkim wygląda dobrze.

Stop.

Doprowadzam się do porządku, a gdy statek podpływa dostatecznie blisko brzegu, podchodzę wraz z mężczyzną do niewielkiej łódki, która pomoże nam dostać się na sam brzeg.

– Macie trzy dni – odzywa się Niklaus. – Jeśli was nie będzie, wkraczamy i przekopujemy całe miasto.

Nim zdążę ruszyć, mężczyzna łapie mnie agresywnie za łokieć i przyciąga do siebie. Carter stojący obok nas porusza się niespokojnie, a ja za to krzywię się lekko z bólu.

– Jeden twój fałszywy ruch, a zabiję cię, rozumiesz? – syczy wprost do mojego ucha, na co wzdrygam się nieznacznie.

William odwraca się w naszą stronę, a jego oczy ciemnieją.
– Niklaus – ostrzega.

– To przyszły król i jeśli zrobisz cokolwiek. – Łapie mnie mocniej za łokieć, nic nie robiąc sobie z ostrzeżenia księcia. – Cokolwiek, co mi się nie spodoba, a będziesz błagać o śmierć. Zrozumiano, aktoreczko?

– Niklaus – brunet podnosi głos, a ten w końcu mnie puszcza, lekko popychając do przodu.

– Tylko dawałem jej radę. – Uśmiecha się krzywo, a załoga wokół nas odwraca wzrok, jakby nic nie widziała.

Wiem, jacy ludzie się na nim kręcą i jestem pewien jednego – to nie jest miejsce dla cholernych kobiet.

Próbuję zakryć dreszcz, gdy przychodzą mi na myśl słowa Jarvisa. On mówił poważnie i dopiero teraz rozumiem, o co dokładnie mu chodziło. Cholera jasna mam bardziej przesrane, niż mi się wydawało. Oni już wiedzą, kim właściwie jestem, a gdy dostrzegam usatysfakcjonowaną minę Johna, wiem, że to on za tym stoi.

Jestem skończona.

Spoglądam na Williama, który podaje mi swoją dłoń, a z racji, że jedyne czego teraz potrzebuję, to jego wsparcia, podaję mu swoją własną.

– Gotowa? – szepcze tak cicho, iż tylko ja go słyszę.

Jedyne, na co mnie teraz stać, to pokiwanie głową.

***

– Do miasta dojdziemy w trzy godziny, więc zapewne zajdzie już słońce – odzywa się pierwszy raz, gdy stanęliśmy na lądzie i zostaliśmy sami. – Musimy kierować się tym szlakiem, aby się nie zgubić, ale zapewne to już wiesz, jeśli mieszkałaś tu tyle lat. – Krzywię się, zdając sobie sprawę, że tą ścieżką idę może trzeci, bądź czwarty raz. – Po pierścionek, chciałby wyruszyć jutro z samego rana, ponieważ zapewne tak jak ty, chcę mieć to za sobą i...

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz