52. Nie chcę być tą złą

353 37 3
                                    

WILLIAM
– Zasnęła – odzywa się Tia, nim zdążę cokolwiek powiedzieć.

W momencie, gdy schwytano matkę Elaine oraz mężczyznę, który jej pomagał, blondynka została zabrana do jednej z komnat, by Tia wraz z jakąś lekarką mogły się nią zająć. Ja w tym czasie musiałem porozmawiać z królem, swoim ojcem, jak i Casprem ustalając najważniejsze sprawy. Po kilku godzinach byłem wolny, jednak najwyraźniej spóźniłem się.

– Co z nią? – postanawiam zaryzykować pytaniem.

Kobieta rzuca w moim kierunku pobłażliwy uśmiech, a następnie wzdycha cicho.
– Zależy, o co pytasz – odpowiada. – Choć nie ważne co masz na myśli, odpowiedź jest taka sama. Źle, beznadziejnie, koszmarnie.

– Konkrety – warczę trochę za ostro.

– Jest mocno poobijana i była głodzona – odpowiada, przewracając oczami. – Poza tym nie życzę sobie takiego tonu, nawet jeśli powinnam mówić do ciebie per królewska mość.

– Przepraszam. – Krzywię się. – Po prostu...

– Wiem – przerywa mi, a następnie uśmiecha się lekko. – Wszyscy mieliśmy ciężki dzień, a ja padam z nóg. Kobieta, która tu była, nakazała, aby ktoś był przy Elaine. W razie, gdyby się coś działo...

– Zostanę – odpowiadam niemal od razu, na co białowłosa przygryza lekko wargę.

– Dzięki – dodaje, a następnie idzie w kierunku swojej komnaty. Nagle jednak odwraca się. – Williamie. – Nasze spojrzenia się spotykają. – Dbaj o nią.

Jestem zdolny jednie na skinięcie głową, ponieważ moje myśli są zbyt bardzo zajęte tym, iż zaraz zobaczę Elaine. Zachowuję się jak rozwydrzony bachor, jednak nic nie mogę poradzić na to, że za nią tęskniłem i umierałem z niepokoju. Cholernie.

Wchodzę cicho do komnaty, a gdy dostrzegam jej drobne ciało leżące na łóżku, zamieram. W ustach mi zasycha, serce dudni, niczym dzwon, a dłonie się pocą. Próbując przełknąć gulę w gardle, zamykam drzwi, a zaraz potem podchodzę bliżej. Dzięki temu, że światło księżyca wpada do pomieszczenia, z łatwością mogę dostrzec jej siniaki oraz dość spore rany nie tylko na twarzy. Hamuję się przed dotknięciem włosów kobiety, ponieważ nie mam zamiaru jej budzić. Nie, gdy wygląda na taką, jakby nie spała od dobrych kilku dni. Siadam na krześle, które stoi najbliżej łóżka, nie będąc w stanie zrobić czegokolwiek innego.

Chcę powiedzieć tak wiele, jednak w tym momencie w mojej głowie istnieje jedynie pustka. Oblizuję suche wargi i spoglądam na nią po raz drugi. Momentalnie wyczuwam wyrzuty sumienia, wiedząc, że to, co ją spotkało, jest moją winą. Bo gdybym tylko tamtego dnia zdołał ją zatrzymać, wszystko byłoby w porządku. Może nawet zdołałbym ją w jakikolwiek sposób uszczęśliwić.

– Nie popełnię tego błędu po raz drugi – szepczę, chociaż wiem, że i tak mnie nie słyszy. – Zrobię wszystko, abyś była bezpieczna i szczęśliwa.

***

Na śniadaniu jest tak, jak się spodziewam – cicho, ponuro, a atmosferę można by kroić nożem. Spoglądam na Caspra, który w milczeniu przypatruje się Tii, która z kolei wygląda, jakby całą noc nie spała. Sam zapewne nie wyglądam lepiej, a wrzaski Elaine, które prawdopodobnie były spowodowane koszmarami, nie polepszyły sytuacji.

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz