7. Byłem, jestem i będę złodziejem do końca swoich dni

652 61 11
                                    

– Mamo?

Kobieta odrywa wzrok od książki i spogląda na mnie. Bawię się swoimi palcami, nie wiedząc jak rozpocząć z nią rozmowę. Pamiętam, jak ostatnio wpadła w szał, jak ją o to poprosiłam i nie chcę, by znowu to się stało. Siadam naprzeciwko niej.

– Za kilka dni mam urodziny, pamiętasz? – pytam nieśmiało, a matka uśmiecha się ciepło.

– Jak mogłabym zapomnieć, dziecino – odpowiada. – Masz może upatrzony już prezent?

– Właściwie to mam – zaczynam się coraz bardziej stresować. – To będą moje szesnaste urodziny i chciałabym dostać coś wyjątkowego.

– Mianowicie? – ponagla mnie.

– Chciałabym zobaczyć miasto — mówię na jednym tchu, a kobieta, słysząc to, marszczy brwi.

– Słucham? – prycha, a ja już żałuję, że zaczęłam tę rozmowę. – Rozmawiałyśmy o tym i chyba wyraziłam się jasno.

– Tak wiem, ale...

– Ale?! – Matka wstaje z fotela i podchodzi do mnie. – Opiekuję się tobą sama! Karmię, uczę i dbam o ciebie najlepiej jak potrafię, a ty nie potrafisz dostosować się z jedną rzeczą?!

– Chciałabym w końcu zobaczyć coś innego, niż ściany mojego pokoju! – wybucham i od razu tego żałuję.

Kobieta łapie mnie za szyję, a ja pod wpływem jej siły, muszę wstać.
– Chcę cię tylko chronić! – warczy, gdy ja próbuję złapać oddech. – Tłumaczyłam ci tyle razy, że na świecie jest tyle zła, a ty nadal nie rozumiesz.

Jej paznokcie wbijają mi się w szyję, co tylko pogarsza sytuację. Czuję, jak po gardle spływa mi krew, dlatego próbuję się wyszarpać, jednak bezskutecznie.

– Obiecaj, że już nigdy mnie o to nie poprosisz – mówi, a ja szybko przytakuję głową, bojąc się, że ta kobieta mnie zaraz zabije. – Obiecaj!

Zrywam się z łóżka zlana zimny potem i ze łzami w oczach. Szybko dotykam naszyjnika, który nadal zwisa na mojej szyi i pragnę go wyrzucić jak najdalej, jednak jak zwykle nie mam na to siły. Odgarniam mokre włosy ze swojej twarzy, a następnie kulę się w kłębek. Zamykam oczy, chcąc, aby te wspomnienia zostały zakopane i nigdy nie wyszły na światło dzienne, jednak wiem, że nie mam żadnych szans.

Pozwalam lecieć łzom, jednak nie szlocham. Wiem, że szloch to oznaka, że nie poddałam, a tak nie jest. Mogę wrzeszczeć, rozwalać rzeczy w pokoju, ale nie szlochać. Zaciskam usta w cienką linię i czekam, aż mój organizm postanowi się uspokoić. Czuję, jak drżę ze strachu, jednak z tym też nic nie robię.

To musi po prostu przejść.

Spoglądam w stronę okna i dopiero teraz widzę, że słońce jest już wysoko na niebie. Ocieram twarz z łez, a następnie wstaję, wiedząc, że czas dowiedzieć się jaki plan ma Colin na następne kilka dni. Jestem wręcz pewna, że Tia i chłopaki powinni już wrócić, dlatego szykuję się do wyjścia. Gdy jestem już prawie gotowa, przeglądam się jeszcze w lustrze, by nie było widać, że płakałam i wychodzę. Po prostu nie chcę, aby ktokolwiek zadawał zbędne pytania, na które i tak nie odpowiem.

Wchodzę do salonu, a gdy nie widzę, ani Tii, ani Jarvisa, ani Noah, zaczynam nabierać złych podejrzeń. Marszczę brwi, jednak postanawiam nie wpadać w panikę. W końcu mogli robić w mieście coś jeszcze albo Colin posłał ich gdzieś do lasu. Nikt nie mówi, że stało im się coś złego, prawda?

Po chwili do pomieszczenia wchodzi Colin, który jak gdyby nigdy nic zaczyna robić kanapki. Unoszę brew.

– Jadłaś śniadanie? – pyta, a ja przecząco kręcę głową.

– Prosiłem, abyś jadała pół godziny po wstaniu – karci mnie, za co przewracam oczami.

– Wstałam przed chwilą – mówię, a chłopak podaje mi talerz, za co mu dziękuję. – Wrócili już?

– Nie – odparł, a następnie oparł się o stół. – I zaczynam się martwić, bo w końcu wyruszyli jakąś godzinę temu.

– Czemu puściłeś całą trójkę? Mogą wydawać się podejrzani.

– Tia sama nie uniosłaby tyle złota – zaczyna wyjaśniać. – Jarvis i Noah są po to by w razie jakichkolwiek komplikacji móc ją ochronić.

– Najlepiej ochroniłbyś ją ty – odpowiadam, unosząc brew.

– Wiem – przyznaje. – Ale ludzie tam wiedzą, kim jestem i nie chcieliby tego wszystkiego kupić.

– Dlaczego?

– Bo wiedzą, że byłem, jestem i będę złodziejem do końca swoich dni. Nie ufają mi. – W jego głosie nie słyszę smutku, a wręcz przeciwnie, mam wrażenie, jakby był z tego dumny.

Nasze spojrzenia się krzyżują, a ten uśmiecha się nieznacznie.
– Nic im nie jest.

– Polemizowałabym. – Do pomieszczenia wkracza zadyszana Nicole.

Natychmiast wstaję z kanapy, bojąc się, co ma do powiedzenia. Dziewczyna podchodzi do nas, a ja dopiero teraz dostrzegam w jej oczach łzy. Przełykam ślinę, a moje serce zaczyna przyśpieszać. Obawiam się najgorszego i niestety, ale...

– Co masz na myśli? – pytam ostrzej, niż zamierzałam.

Colin patrzy na mnie i natychmiast uspokaja mnie gestem dłoni.

– Nie mogłam nic zrobić – mówi, a ja zaciskam dłonie w pięści. – William przyszedł na śniadanie i od razu każdemu o tym powiedział. Przyszłam do was najszybciej jak to możliwe.

– Do rzeczy! – wrzeszczę, a mój głos zaczyna drżeć.

– Mają ich – łka, a w mojej głowie pojawiają się najgorsze scenariusze. – Mają całą trójkę i jest decyzja o ich egzekucji.

– Mianowicie? – Colin wydaje się najspokojniejszy.

– Za dwa dni biorą ich na stryczek.

Robię kilka kroków w stronę okna. Moje ciało drży, jednak nie mam pojęcia, czy to ze wściekłości, czy strachu o przyjaciół. Jednak jednego jestem pewna...

– To twoja wina... – syczę cicho, jednak Colin doskonale mnie słyszy. W oczach po raz kolejny czuję łzy, a w gardle pojawia się gula. – Wiedziałeś, że tak się stanie!

– Oczywiście, że wiedziałem, ale nie spodziewałem się, że zrozumieją to tak szybko! – wyjaśnia, a ja ciągnę za cebulki swoich włosów.

– Trzeba było odczekać kilka dni – mówię jakby sama do siebie.

– Albo nie okradać księcia – wtrąca Nicole, a ja patrzę na nią ze zdziwieniem.

Colin wciąga powietrze, jakby zdawał sobie sprawę, co zaraz nastąpi.

– Albo nie okradać księcia? – parskam. – Więc sugerujesz, że to moja wina?

– Jest wściekły – odpowiada. – Wie, że to ty go okradłaś i nie zawaha się.

Znów podchodzę do okna, gdzie doskonale widzę swoje odpicie.

Mają ich, te słowa odbijają się w mojej głowie, niczym znienawidzone echo.

Mają moich przyjaciół. Mają ludzi, którym bezgranicznie ufam, za których poświęciłabym życie i których uważam za prawdziwą rodzinę. Zaciskam szczękę, czując łzy na policzkach.

– Musimy coś zrobić – mówię nagle.

– Niby jak? – parska Nicole, a ja odwracam się w stronę tej dwójki.

Moja dłoń wędruje w stronę naszyjnika i pomimo złego przeczucia, mówię:
– Jak bardzo Williamowi zależy na pierścionku dla księżniczki Elizabeth?

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz