Epilog + Podziękowania

505 45 9
                                    

WILLIAM
Przygotowania do tegorocznego balu trwają w najlepsze. Cały pałac jest skupiony tylko na nim, a i tak każdemu wydaje się, że nie da rady przygotować wszystkiego na czas. W szczególności Elizabeth, która jak to zwykle ma w zwyczaju, denerwuje się i krzyczy na wszystkich.

Jednak tak jak można się spodziewać, bal rozpoczyna się punktualnie. Wszystko wygląda idealnie, przystawek jest więcej, niż fizycznie zjemy, a cały pałac wręcz błyszczy czystością.

Rozglądam się po sali balowej, nie będąc pewny, czego dokładnie szukam. Mam wrażenie, że już wszystkie twarze przejechałem wzrokiem, co jest niemożliwe, zważając na ilość gości w pomieszczeniu.

– Powinieneś się przywitać – oznajmia Elizabeth, gdy staje obok mnie. Schyla głowę, spoglądając na swoje obcasy. – Przynajmniej z moim ojcem.

– Daj mi jeszcze trochę czasu – odpowiadam jej beznamiętnym tonem.

– Chciałby ci złożyć kondolencje – mówi na, co zaciskam szczękę.

– Mógł przyjechać na pogrzeb – prycham i jestem pewny, że w odpowiedzi przewraca oczami. – To przyjęcie, czas się bawić, a nie zamartwiać jakimiś błahostkami.

– Masz prawo być w żałobie...

– Wygraliśmy – cedzę. – Przecież to jest najważniejsze.

– William – ostrzega mnie.

Wzdycham.
– Wybacz – mówię, zdając sobie sprawę, że trochę za ostro zareagowałem. – Ale możesz powiedzieć swojemu ojcu, że przyjmuję kondolencję i nie chcę już drążyć tego tematu. W porządku?

– Oczywiście.

Krzyżujemy ze sobą wzrok, a gdy kobieta uśmiecha się, odwzajemniam najszczerzej jak potrafię. Ja i Elizabeth już dawno doszliśmy do porozumienia. Dorośliśmy, zrozumieliśmy, na czym polega partnerstwo i choć ani ja, ani ona nie darzymy się głęboki uczuciem, dbamy o siebie, jak potrafimy. Nie zmuszamy się do niczego, a nasza relacja często przypomina przyjaźń.

Można więc powiedzieć, że wszystko ułożyło się tak, jak tego pragnąłem. Jestem królem, poddani mówią wręcz, że jednym z lepszych. W dodatku wojna zakończyła się naszą wygraną oraz sojuszem z większymi państwami. Dodajmy do tego dobrą żonę i życie wydaje się idealne.

Chodzę między gośćmi, witając się z każdym po kolei najgrzeczniej, jak potrafię. Parę kobiet zapraszam do tańca, wiedząc, że w sumie innego wyjścia nie mam.

– Czy z Timothym wszystko w porządku? – pyta mnie król Randaress, gdy podchodzę do niego, by się przywitać.

– Lepiej być nie mogło – odpowiadam.

– Moja żona kilka miesięcy temu urodziła – dodaje, uśmiechając się szeroko. – Dziewczynka. Jest idealna, bo urodę ma po matce. – Śmieje się głośno. – Czy nie zechcielibyście zawitać u nas w stolicy?

Czuję ukłucie w sercu, jednak nieprzyjemne uczucie, tłumię w sobie.
– Zobaczymy. – Kiwam głową. – Na ten moment mamy wiele spraw do...

– No tak – przerywa mi wyraźnie zmieszany. – Wyrazy szczerego współczucia. Nie wyobrażam sobie, jaki to jest dla ciebie cios.

Przytakuję, jednak więcej już nie słucham. Nie chcę już więcej o tym mówić, dlatego grzecznie przepraszam, a następnie odchodzę od mężczyzny. Poprawiam kołnierz, a gdy chcę sprawdzić, która godzina i czy jest odpowiednia pora, bym mógł już niepostrzeżenie wyjść, dostrzegam, że mój nadgarstek jest nagi.

Odtwarzam w głowie swoje przygotowywania na bal, jednak jestem święcie przekonany, iż o zegarku nie zapomniałem. W mojej głowie pojawia się myśl, przez którą moje serce zaczyna bić jak szalone.

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz