45. Z odpowiednią wiedzą każdego można złamać.

455 50 13
                                    

WILLIAM
Bal zaręczynowy trwa w najlepsze. Na sali jest kilkadziesiąt, jak nie kilkaset gości i mam wrażenie, że bawią się wyśmienicie. Przynajmniej to się udało i o to Elizabeth nie będzie się czepiać. Naprawdę staram się nie myśleć. Staram się skupić na gościach, bezmyślnie się uśmiechając i udając, że wszystko jest w porządku. Naprawdę staram się, ale myśl, że Elaine coś może grozić, nie daje mi spokoju.

Ona gdzieś tam jest. Możliwe, że ranna, głodna, spragniona i przerażona. Możliwe, że ktoś coś jej zrobił, a ona wykrwawia się na śmierć. Możliwe, że...

– To jest Alice moja przyjaciółka – odzywa się Elizabeth prawdopodobnie po to, by sprowadzić mnie za ziemie.

Jej radosny ton przyprawia mnie o mdłości. Przez mieszankę z moimi pesymistycznymi myślami, jestem jeszcze bardziej wściekły i zaniepokojony naraz. Tego dnia nie jest mi wszystko obojętne. Dziś pragnę stąd uciec i ją odnaleźć. Chcę mieć pewność, że jest bezpieczna. Jednak zamiast tego uśmiecham się do kobiety, niczym zaprogramowany robot, a ta widząc to, kłania się.

– To zaszczyt poznać narzeczonego Elizabeth – mówi, mając dziwne płomyki w oczach.

Jedyne, do czego jestem zdolny to do przytaknięcia głową. Następnie odchodzę, zostawiając kobiety same. Słyszę, jednak że jedna z nich idzie za mną, a kiedy łapie mnie za łokieć nie mam już wątpliwości.

– Czy wraz z twoją obojętnością w pakiecie wylosowałam brak uprzejmości? – warczy, jednak jej mina nadal jest niewzruszona, a na jej twarzy widnieje delikatny uśmiech.

Blondynce można wiele zarzucić, jednakże nie to, że nie jest świetną aktorką. Naprawdę potrafi udawać i co dziwne, w niektórych sytuacjach przekonała nawet własnych rodziców. Doprawdy świetna kandydatka na żonę albo kochankę, jeśli miałbym zamiar szukać.

– Tu nie chodzi o mnie, a o to, że ludzie zaczną gadać – dodaje odrobinę spokojniej.

– O tobie – prostuję, witając się z następną osobą kiwnięciem głowy. – Więc bądź co bądź chodzi o ciebie.

Nawet się jej nie przyglądam. Nie zaszczycam jej jednym spojrzeniem, ponieważ nie mam na to ochoty. Nie mam ochoty patrzeć na jej fałszywą twarz.

– Chodzi o nas.

– Nie ma nas Elizabeth – odpowiadam spokojnie. – Już ci to mówiłem i nie zmienię zdania.

– Ale będą gadać – nie ustępuje.

– Co z tego? – Unoszę brew. – Widzisz te pary? Widzisz tę kobietę oraz mężczyznę obok niej? – Wskazuję głową na ludzi naprzeciwko nas. – To książę oraz księżniczka księstwa Hembson, ich małżeństwo było ustalone wraz z jej urodzeniem. Widzisz, aby udawali szczęśliwych? – Elizabeth zaciska mocniej wargi. – A tam? Królowa ma aż pięciu kochanków, natomiast król dziesięć kochanek. Widzisz, aby się obejmowali, bądź byli uprzejmi względem siebie? – Unoszę brew. – To nie bajka Elizabeth. Małżeństwo to jedynie sojusz i droga do osiągnięcia celu. Ja wywiązałem się ze swojej części umowy, teraz czas na twojego ojca. Nie udawajmy szczęśliwych, bo mam teraz ważniejsze sprawy na głowie.

– Temat Elaine będzie się za nami ciągnął w nieskończoność? – Prycha zła, a ja wykrzywiam dolną wargę, by ukazać, że jest mi to obojętne. – Nie rozumiesz, że jej nie zależało i się tylko tobą bawiła?

Na te słowa już nie odpowiadam. Dostrzegam w tłumie Caspra i nie mając zamiaru się więcej nudzić, podchodzę do niego. Wiem, że ma dla mnie nowe wieści, ponieważ szuka mnie wzrokiem. Bez słowa staję z nim ramię w ramię, a ten wzdycha ciężko.

– Te bale są przytłaczające – mówi nagle, biorąc łyk szampana.

Jeden z nich nie był przytaczający.

Spoglądam na swój zegarek, a przez wspomnienie przelatujące mi przez głowę, uśmiecham się. Przez chwilę czuję,  jakby tu była. Czuję jej perfumy, widzę jej arogancki uśmiech oraz słyszę jej głos. Przez chwilę jest mi naprawdę dobrze.

– Proszę, nie owijaj w bawełnę – burczę zmęczony, wracając do rzeczywistości. – Chcę wiedzieć.

Kiwa lekko głową, a następnie kierujemy się w mniej zatłoczone miejsce na sali. Wiem, że nie mogę stąd wyjść, zwłaszcza że zaraz rozpocznie się toast, na którym wypadałoby, żebym był. Choć to, co mi wypada, a to, co robię to dwie różne rzeczy.

– Znaleźli Nicole oraz przyjaciół Elaine – odpowiada pod dłuższej chwili. – Po samej Elaine słuch zaginął.

– Co u nich? – pytam, chcąc czymś zająć myśli.

– Przyjadą najszybciej jak to możliwe. Co dziwne podobno sam Colin zainicjował taki pomysł.

– Odważnie, zważając na okoliczności.

– Elaine była... jest dla niego jak siostra. Nie zdziw się, jak na powitanie przywali ci w twarz. Z pewnością jest wściekły i przerażony.

– Jest szansa, że cokolwiek wie? – pytam.

– Spędził z nią pięć lat. Zna jej wrogów i ich możliwości. Jednak nie jestem pewnym, czy oni za tym stoją. Myślisz, że zawędrowaliby, aż tutaj?

– Wszystko zależy, co mają w planach – wzdycham. – I jak bardzo jej nienawidzą.

ELAINE
Krztuszę się. Wymiocinami, własną krwią oraz śliną. Ledwo udaję mi się przewrócić na bok, by wszystko zwymiotować pod siebie. Łzy spływają mi po policzkach, jednak nie mam zamiaru ich zatrzymywać. Nie mam nawet siły, by ruszyć dłonią. Płuca mnie bolą, prawdopodobnie mam złamane żebra oraz parę innych kości. Ledwo udaję mi się nabrać nowego powietrza, gdy smród zwłok znów dociera do mojego nosa i kolejny raz mam ochotę zwymiotować. Zwymiotować krwią oraz wodą, ponieważ tylko to mi podają.

Czy umieram? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że tak.

W pomieszczeniu jest ciemno, a jedyne co słyszę do obrzydliwy śmiech mężczyzny, którego tak bardzo nienawidzę. Niezmiennie od paru dni jestem w jednej pozycji, wokół mnie nie ma nic prócz rozkładających się zwłok oraz mokrych ścian. Czasem słychać odgłosy łudząco podobne do grzmotów. Wtedy jest najgorzej. Jestem skuta, zmęczona oraz zamknięta. W pewien sposób.

Najzabawniejsze jest to, że drzwi od piwnicy, w której się znajduję, są otwarte. Czasem nawet na oścież, aby można było wywietrzyć smród, jaki tu czuć. Jednak nie mam nawet siły, by walczyć o moją wolność. Już nie. Nie po tygodniu piekła. Mam wrażenie, że ludzie, którzy mnie tu trzymają, doskonale bawią się moim kosztem. Co się jednak dziwić, musi być to niesamowicie zabawne, zważając, że w każdej chwili mogę uciec. Gdybym tylko oczywiście miała jakiekolwiek siły i chęci do życia.

Wiem, że ten mężczyzna jest blisko i wiem, co może się zaraz stać. Jednak nie boję się już. Jest mi obojętne, a gdy tylko wchodzi do pomieszczenia, zamykam oczy. Chcę zasnąć, zemdleć, a może umrzeć? Nie mam pojęcia, ale na pewno nie chcę go widzieć i czuć.

Dwie pary kroków. Ktoś z nim jeszcze jest, ale nawet nie spoglądam. Nie chcę.

Już nie.

– Elaine – damski głos dociera do moich uszu, jednak nie reaguję, choć doskonale go znam. – Mama mówiła, że świat jest okrutny, a ty nie słuchałaś. Głupiutka Elaine, twój błąd.

Nie odpowiadam, nie patrzę w jej stronę. Już nie błagam, aby przestali. Moje wrzaski ucichły dwa dni temu, zwiastując, że wcale nie jestem taka silna, jak myślałam. I nie tylko dlatego, że mam zdartą całą krtań. Nie odzywam się z własnej woli.

Ponieważ z odpowiednią wiedzą każdego można złamać.

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz