12. To koniec

610 66 5
                                    

Przypominam o aktywności! 🥺

Nie potrafię oderwać wzroku od idącego w moją stronę William'a. Nasze spojrzenia się krzyżują, a ja zamieram. Widzę w nich złość oraz nienawiść, które mieszają się ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową. Wstrzymuję oddech, ponieważ nie wiem, czego mogę się spodziewać, po mężczyźnie, który na co dzień jest oazą spokoju. Nim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować, Jarvis osłania mnie swoim własnym ciałem, na co William jedynie podnosi brew.

– Odsuń się, zanim zrobię ci krzywdę – mówi ostrzegawczo.

– Jesteś na naszym terytorium. Nie radzę mi grozić. – Jarvis, choć wygląda na opanowanego, doskonale zdaję sobie sprawę, iż taki nie jest. – Nie dostaniesz jej.

– Zawarliśmy umowę. – Will uśmiecha się przebiegle, a ja nieświadomie przegryzam wargę.

Nigdy nie sądziłam, że zwykły uśmiech może być za jednym razem tak przerażający i pociągający. Nie potrafiąc się opanować, dotykam dłonią ramienia przyjaciela, a następnie wyłaniam się zza niego.

– On ma rację. – Po raz kolejny nasze spojrzenia się krzyżują. – Nie rzucam obietnic na wiatr.

– Więc zaprowadź mnie znowu do celi – mówi bez zawahania się.

Spoglądam na Jarvis'a, zaskoczona, iż potrafi tak daleko się posunąć. Nie tego się spodziewałam i najprawdopodobniej nie tylko ja, ponieważ William patrzy na niego z uniesioną brwią.

– Nie ma mowy – prycha, jakby nawet nie zastanawiając się nad propozycją. - Poza tym cała trójka musiałaby wrócić, a patrząc na was, mam wrażenie, że nie macie na to ochoty.

Wstrzymuję oddech.

– Doskonale wiesz, co odpowiedzą – odzywam się. – Odpuść. – Kieruję wzrok na swoich przyjaciół. – Zostawcie nas samych.

Nikt nie próbuje ze mną dyskutować, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę, iż w tym momencie nie ma to najmniejszego sensu. Muszę porozmawiać z chłopakiem na temat naszego układu, a jeśli już się napatoczył, pragnę mieć tę rozmowę z głowy. Wpatruję się w chłopaka, nie mając pojęcia jak zacząć rozmowę. Dopiero teraz dostrzegam, jak nietypowa jest jego uroda. Nie wygląda na mężczyznę tych czasów. Brak zarostu, dość długie, kręcone włosy oraz mocno zarysowane kości policzkowe. Brunet jest wysoki oraz chudy i gdyby nie jego ubranie, zapewne nigdy nie domyśliłabym się, że jest księciem.

– Dlaczego Nicole? – pyta, co zupełnie zbija mnie z tropu. – Zmusiliście ją? Torturowaliście?

– Nie jesteśmy tacy – odpowiadam, a chłopak zaczyna się śmiać, bez cienia rozbawienia. – Przestań myśleć o nas jak o najgorszych.

– Niby jak mam o was myśleć? – Podchodzi do mnie, na co ja automatycznie robię krok do tyłu. Patrzę na niego ostrzegawczo, a ten jedynie prycha cicho.

– Pomagamy biednym – mówię, najspokojniej jak potrafię. – Może i nie jesteśmy święci, jednak nikogo nie krzywdzimy.

– Okradacie ludzi.

– Którzy mają tych pieniędzy pod dostatkiem.

– Zapracowali na nie.

– Tylko niektórzy – kpię. – Doskonale wiesz, że większość nie zarobiła ich w uczciwy sposób.

– Nadal, to co robicie to kradzież.

– Nie wszystko jest czarno-białe, William.

Siadam obok ogniska, a ten bez słowa robi to samo. Milczy, prawdopodobnie pogrążony we własnych myślach. Przegryzam wnętrze policzka, ponieważ nie mam pojęcia, jak zacząć z nim jakąkolwiek spokojną rozmowę.

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz