30. Bestia

467 49 18
                                    

Przez dłuższą chwilę, która mam wrażenie, iż trwa dosłownie minuty, bądź godziny, żadne z nas się nie odzywa. Moje „cześć mamo" zawisło w powietrzu, a nasze spojrzenia jedynie dają znać, iż żadna nie ma zamiaru odpuścić, chociaż zapewne nie mam pojęcia czego. Nie się nie zmieniła. Te same długie, ciemne, z lekka kręcone włosy, przeszywające zielone, niczym kocie oczy oraz przerażająco chuda sylwetka. Jedyne, co różni ją od kobiety sprzed czterech lat to długi ciemny płaszcz – wcześniej chodziła jedynie w czerwieni, która miała pokazać jej elegancję oraz bogactwo. Dopiero teraz dostrzegam, jak bardzo się różnimy w wyglądzie, a jedynie, w czym można nas porównać to w oczach. Jednak nawet one wydają się zupełnie innej barwy, pomimo że są tak samo mocno zielone.

Kobieta w końcu rozgląda się po pokoju, jak zwykle znudzonym do boleści spojrzeniem, a następnie wzdycha teatralnie.

– Długo kazałaś na siebie czekać – mówi, obkręcając w dłoni to, po co tu przyszłam.

Nie mam zamiaru pokazać, iż wkurza, przeraża, bądź niepokoi mnie swoim zachowaniem, dlatego unoszę jedynie brew.
– Nie sądziłam, że jest ktoś, kto na mnie czeka – odpowiadam, również znudzona, jak ona. – W końcu miałam nadzieję, że spotkamy się po drugiej stronie.

Uśmiecha się arogancko.
– Byłoby to możliwe, gdyby nie to, że nie umiałaś nawet dobrze wbić noża – cmoka. – Pomijając rzecz jasna fakt, że był to nóż do masła.

– Wydawał się ostry. – Robię kilka kroków w stronę szafy. – Wybacz, że cię zawiodłam.

– Nie pierwszy, nie ostatni raz – śmieje się. – Jednak teraz chyba powinnam uważać, co? – Unosi brew. – Przyjaciółka Colina bez nazwiska. – Kręci głową. – Mówiłam ci, że na świecie istnieje tyle zła, a ty prowadzisz się z samym diabłem. Nie wiem, czy być pod wrażeniem, czy być zażenowana, jak mało mnie słuchałaś.

– Czego tu chcesz? – odzywam się w końcu, nie chcąc bawić się w tę chorą gierkę. – Doskonale wiem, że tu nie mieszkasz, więc pomimo że mi to schlebia, wiem, że przyszłaś tu ze względu na mnie.

– Chciałam zobaczyć, jak moja niedoszła zabójczyni się trzyma. – Wzrusza ramionami. – I dać ci ostatnią radę jako matka.

Marszczę brwi, nie rozumiejąc. Kobieta kieruje wzrok w stronę błyskotki, a następnie znów ją podrzuca.

– Książęta to przebiegłe bestie – mówi. – Sama coś o tym wiem. – Uśmiecha się smutno, a ja mam wrażenie, iż to pierwszy jej czyn, który wydaje się, choć odrobinę szczery. – Owijają cię wokół palca słodkimi słówkami, mówią, że liczysz się dla nich tylko ty i nic poza tym. – Kręci głową jakby zrezygnowana. – Opowiadają o tym, że małżeństwo, które ustalił im ojciec i tak się nie liczy. W końcu możesz być jego kochanką, prawda? Albo, co najzbawienniejsze, że przeciwstawi się ojcu i weźmie cię za żonę. – Cmoka. – Powiedz córeczko, czyżby William nie próbował cię urzec słodkimi słówkami? – Zamieram, mając wrażenie, iż kobieta słyszała naszą wczorajszą rozmowę. – Macie pewną umowę, prawda? Zapewne mówił ci, że ona się dla niego nie liczy. – Śmieje się obrzydliwie, a następnie nasze spojrzenia się spotykają. – Nie pytaj, skąd wiem, ponieważ tak jak mnie znasz, wiesz, że mama wie wszystko.

Przełykam ciężko ślinę. Mam dość. Dość jej chorych gierek oraz tego, jak doskonale wie, jak mnie drażnić. Wie, co mnie zrani najmocniej, ponieważ zna mnie, jak nikt inny. Dlatego spodziewam się jej następnych słów bardziej niż czegokolwiek innego.

– Ciekawa jestem, co się stanie, gdy pierścionek znajdzie się w jego dłoniach, gdy już mu go dasz. Bo oczywiste jest, że to zrobisz. Jesteś w końcu kobietą honoru i nie pozwolisz, aby jakieś żałosne uczucie i zazdrość doprowadziło do tego, iż nie wypełnisz swojej części umowy. – Przegryza wargę, a następnie podchodzi do mnie.

– On taki nie jest – mówię, jednak mój głos drży.

– Więc idź do niego – odpowiada. – Idź, daj mu pierścionek i zobacz, czy umowa jest dla niego nieważna. Idź, daj mu pierścionek i zobacz, jak od ciebie odchodzi, ponieważ woli księżniczkę.

Kręcę głową.
– Mam to gdzieś – cedzę przez zęby. – Wiem, na co się pisałam, gdy zawierałam umowę, a twoja słowa to stek bzdur, ponieważ William nic mi nie obiecywał. – Widząc delikatny szok na jej twarzy, uśmiecham się z satysfakcją. Najwyraźniej nie spodziewała się po mnie, że jej słowa nie wyprą na mnie wrażenia. – Widziałam, że odnajdując pierścionek, natychmiast poleci do Elizabeth, bo taka była umowa.

Wyrywam z jej dłoni błyskotkę, a następnie prostuję się dumnie.
– A twój marny książę po prostu wiedział, jak bardzo obrzydliwy masz charakter – syczę wprost do jej ucha. – Wiedział, jaka jesteś, dlatego postanowił być w aranżowanym małżeństwie, W końcu, kto by chciał być z kimś takim jak ty?

Po tych słowach wymijam ją, hamując z całej siły łzy. Nie mam zamiaru płakać po tym, co mi powiedziała. Nie mam zamiaru przejmować się tym, że William będzie miał żonę. Nie mam zamiaru przejmować się czymkolwiek.

Ponieważ właśnie taka była umowa.

Ścieram łzę z policzka, a gdy udaję mi się zniknąć w gęstwinach lasu, pierwszy raz spoglądam na pierścionek. Jednak zamiast czuć ulgę, w moim ciele kłębi się obrzydliwe uczucie, jakim jest zazdrość. Wiem, jednak że nie mogę się w tym momencie wycofać i pomimo tego, co zaczynam czuć do Williama, muszę po prostu pogodzić się z faktem, że to nie ja jestem mu pisana. Zamykam oczy, próbując się uspokoić, a następnie zaciskam dłoń na biżuterii. Biorę się w garść, a następnie ruszam w stronę miasta.

Swoje myśli kieruję w stronę matki, która nie zmieniła się nic przez te cztery lata. Teraz już wiem, dlaczego tak ciężko było mi wyobrazić sobie tę rozmowa – kobieta nigdy nie była wylewną osobą, więc czego niby się spodziewałam? Historyjki dlaczego tyle lat mnie tutaj trzymała? Pytań, jak się czuję i czy sobie radzę? Wyjaśnień? Doprawdy żałosne. Miałam do niej i nadal mam, tak wiele pytań, na które chyba już nigdy nie poznam odpowiedzi. Domyślam się, iż było to nasze ostatnie spotkanie, jednak nie jestem pewna, dlaczego postanowiła się ujawnić oraz skąd wiedziała, że jestem w mieście. Do głowy przychodzi mi myśl, że oni również wiedzą, co może oznaczać, że jestem w dość sporym niebezpieczeństwie. Wiem, że nie przepuszczą okazji, dlatego strach o brak odpowiedzi dotyczący mojej matki, zostaje zastąpiony strachem o własne życie. Automatycznie wyostrzam wszystkie swoje zmysły i w taki sposób kieruję się w stronę miasta.

WILLIAM
Chodzę w tą i z powrotem po pokoju. Nie wiem, co mam zrobić, ba! Jestem w rozsypce. Elaine zniknęła i jestem absolutnie pewny, iż zrobiła to z własnej woli, co chyba niepokoi mnie bardziej, aniżeli ktoś by ją zmusił. Wiem, więc, że dziewczyna zniknęła zapewne przeze mnie i postanowiła iść po pierścionek.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż nie mam pojęcia, w którą stronę poszła, co za tym idzie, nie mogę jej dogonić, czy złapać w drodze powrotnej. Najbardziej martwi mnie fakt, że jej matka żyje, a obserwując zachowanie Elaine, dziewczyna nie jest tym faktem uszczęśliwiona. Powiedziałbym nawet, że jest przerażona, a w takich sytuacjach wolałbym być przy niej. Zamykam oczy, chcąc przynajmniej odrobinę się uspokoić, jednak moje starania spełzły na niczym, zwłaszcza, iż nagle z zamyśleń wyrywa mnie pukanie do drzwi. Odwracam się w ich kierunku i nawet nie myśląc, natychmiast je otwieram.

Zamieram, gdy dostrzegam zziajanego Caspra.

– Widziałeś Elaine? – pytam od razu, gdy mężczyzna wchodzi do pomieszczenia.

Przyjaciel bez słowa opróżnia szklankę pełną przed sekundą wody, a następnie spogląda na mnie.

– Powiedz, że ją widziałeś i nic jej nie jest – zaczynam mówić nieskładnie. – Nie przeżyję, jeśli okaże się, że coś jej się stało, zwłaszcza że to moja wina. Casper proszę, powiedz, że nic jej nie jest, ponieważ wyszła i nie wróciła, a ja jedyne czego chcę to wiedzieć, że wszystko u niej w porządku. Nawet może nie przynosić tego cholernego pierścionka...

– Twój ojciec jest chory – przerywa mi, a ja zamieram. – Nie dożyje miesiąca, a armia Gerdhold zbliża się do północnych granic. – Nasze spojrzenia się spotykają. – Potrzebujemy sojuszu, inaczej nie będziesz miał czym rządzić.

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz