34. Tardessa

477 54 26
                                    

W sumie łapcie kolejny, bo takiej aktywności w komentarzach tutaj jeszcze nigdy nie było XD

– Miałaś do jasnej cholery się nim zająć, a nie iść do łóżka! – wypala Casper, a ja odchrząkam zirytowana. – Banda niewyżytych dzieciaków! A co by było, gdyby ktoś was zobaczył?! Zachowujecie się jak dzieci!

– Robisz problem o pocałunek – burczę pod nosem. – Niby kto tu jest dzieciakiem?

Casper mierzy mnie morderczym spojrzeniem.
– To nie jest pora na żarty – warczy. – Doskonale wiecie, jakie byłby tego konsekwencje.

– Przestań mi matkować – odzywa się nagle William. – Nie potrzebuję tego ani teraz, ani nigdy. Zrozumiesz to w końcu?

– Jesteś kretynem – prycha. – Elaine wyjdź z łazienki. Ktoś tu musi się przygotować na oświadczyny z właściwą kobietą.

Zaciskam dłonie w pięści.
– Poważnie? – prycham.

– Wiesz, co mam na myśl. – Obdarza mnie współczującym spojrzeniem. – I lepiej, żeby i jedno i drugie zdawało sobie z tego sprawę.

Wzdycham cicho, a następnie krzyżuje wzrok z Williamem. Odrywam się od ściany i idę w stronę Caspra. Już nie patrząc na bruneta, mówię:
– Zbieraj się. Masz jeszcze parę spraw do załatwienia.

– Elaine...

– William – przerywam mu ostrym tonem, hamując się, by znów się na niego nie rzucić. Biorę za to głębszy oddech i mówię to, co wydaje się w tym momencie słuszne.  – Chciałeś, abym się upewniła, że między nami nic nie ma. Upewniłam się, więc możesz wrócić do rzeczywistości. Casper ma rację, czas zająć się właściwą kobietą.

Opuszczam pomieszczenie, nie spoglądając na żadnego z nich. Nie mam zamiaru pokazać, jak bardzo słowa te nie są prawdziwe, jednak wiem, że tak będzie najlepiej. Dla mnie i dla niego.

***

Nie chcę kryć się po kątach. Nie tym razem, gdy wiem, że muszę pokazać, że nic mnie nie interesuje. Miałam swoje gorsze dni, które były spowodowane powrotem mojej matki, jednak teraz, wiem, że muszę przynajmniej udawać silną. Zwłaszcza gdy w naszą stronę idzie para królestwa wraz ze swoją jedyną córką – Elizabeth.

Stoimy przed wielkim pałacem, który jest o wiele większy od tego, który leży w Landaroth. Z plotek słyszałam jak wielkie i bogate jest Tardessa, jednak dopiero teraz mogę się przyjrzeć dokładniej temu całemu bogactwu. I muszę przyznać, ale jest czemu się przyglądać. Wielki plac, na którym stoimy, mógłby pomieścić tysiące ludzi. W dodatku te wszystkie idealnie przycięte krzewy, kwiaty, czy drzewa. Pomimo mojej fascynacji lasem nigdy nie spotkałam tak pięknej roślinność. Skromne dróżki też robią swoje, zwłaszcza gdy jedną z nich kroczy jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie widziałam. Królowa ma piękne ciemne włosy oraz jasne niebieskie oczy. Jest wyższa, niż mogłabym sobie wyobrazić, a jej długie nogi pozostawiają wiele do życzenia. W dodatku przepiękna długa jasna suknia, obszyta we wszystko, co mogło się dać. Z pewnością wygląda na zadbaną, władczą i silną kobietę. Król natomiast ma jasne włosy oraz lekki brzuszek. Nie mam pewności, jak mogłabym go ocenić, jednak uwagę przykuwają jego oczy – mocno zielone, tak bardzo specyficzne, aż śmiem je porównać do moich.

Elizabeth prostuje się dumnie, gdy mnie zauważa, na co ja posyłam jej kpiący uśmiech. Nie mam zamiaru się przed nią płaszczyć, już wolałabym być stąd wygnana.

– Wasza królewska mość – odzywa się jako pierwszy Casper i najwyraźniej w imieniu nas wszystkich. – Przybyliśmy najszybciej jak to możliwe.

Ku mojemu zdziwieniu, ten uśmiecha się ciepło, a jego oczy błyszczą z uciechy.
– Miło was widzieć – mówi, a jego głos jest cieplejszy, niż sądziłam. – Mam nadzieję, że podróż odbyła się bez niespodzianek.

Przegryzam wargę, pragnąc ukryć uśmiech.
– Żadnych mój Panie – odpowiada William. – Było... miło.

Cudem udaję mi się powstrzymać parsknięcie, jednak Casper dostrzega moje rozbawienie. Spogląda na mnie morderczo, na co wzruszam ramionami, na znak, że przecież nic nie robię.

– Przedstawiam wam lady Elaine. Tak się składa, że pomogła odzyskać mi coś należące do was – mówi William, patrząc na mnie kątem oka.

Pierwszy raz para królewska spogląda w moją stronę, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ich spojrzenia są przeszywające, wręcz oceniające. Zwłaszcza króla, który patrzy na mnie w milczeniu, jakby chciał ocenić każdą moją część ciała. Dostrzegam, jak jego jabłko Adama drga, jednak w odpowiednim momencie udaję mi się zachować trzeźwość myślenia. Uśmiecham się najbardziej czarująco, jak potrafię i kłaniam się lekko. Nie odzywam się nic, bo wiem, że nie wypada, dopóki mnie o to nie poproszą. Po prostu stoję już w tym momencie dumnie wyprostowana, mierząc się z królem spojrzeniami.

Dopiero po odchrząknięciu Elizabeth, mężczyzna i ja budzimy się z dziwnej walki. Przenoszę spojrzenie na niedalekie kwiatki, a król znów patrzy na Williama.

– Nie spodziewałem się, że ci się to uda – mówi z uznaniem. – Pierścionek zaginął ponad dwadzieścia lat temu...

– Najwyraźniej nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych – mówi, a następnie przerzuca wzrok na Elizabeth.

Widząc tajemniczy uśmiech króla oraz jego kiwnięcie głową, żółć podchodzi mi do gardła. Mój dobry humor natychmiast znika, a zastępuje go beznadzieje uczucie. Mam ochotę zwymiotować, gdy William klęka przed kobietą, trzymając w dłoni pudełko, w którym znajduje się ten pierścionek. Odwracam wzrok, by na to nie patrzeć, bojąc się własnej reakcji. Nie tak powinnam na to reagować.

– Księżniczko Elizabeth. – Otwiera pudełeczko, a ja czuję za sobą obecność Caspra. Biorę głębszy oddech, gdy ten łapie mnie za nadgarstek, jakby bał się, że zaraz to przerwę. – Czy zostaniesz moją żoną? Królową Tardessy oraz Idili?

Zbiera mi się na większe mdłości, gdy kobieta szczerzy się szeroko, udając zaskoczenie. Kładzie dłoń na swojej klatce piersiowej, a w jej oczach dostrzegam łzy wzruszenia.

– Oczywiście, że tak! – odpowiada tak głośno, że z pewnością usłyszała ją cała służba.

Zaciskam zęby, gdy mężczyzna zakłada na jej palec pierścionek, a Elizabeth ociera łzę z policzka. Po chwili jest w jego ramionach, krzycząc, że jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Casper znów patrzy na mnie ze współczuciem, jednak ja jedynie unoszę brew, dając mu znak, że nic mnie to nie obchodzi. Nie potrafię, jednak ukryć spiętych ramion oraz mocno zaciśniętej szczęki. 

– Chyba trzeba to uczcić – mówi król, uśmiechając się wesoło. – Lady Elaine, mam nadzieję, że zostanie z nami Pani na kilka dni? W końcu to dzięki Pani odnalazł się pierścionek i chcielibyśmy się odwdzięczyć.

Uśmiecham się słodko i kiwam lekko głową.
– To będzie prawdziwy zaszczyt.

William bierze głębszy oddech, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Gdy nikt nie zwraca na mnie uwagi poza nim, unoszę brew.

Czyż nie mówiłam, że muszę się przygotować na kolejny cyrk?

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz