50. Nie pozwól jej zniszczyć swojego szczęścia

463 45 11
                                    

Koronacja, pomimo nazwy i wielkiej wagi przeszła sprawnie i bez żadnych zakłóceń. Parę przysiąg, parę schyleń głowy, parę uścisków i miłych słów. Nic prócz przysięgi, którą złożyłem, nie równało się z prawdą, jednakże dobra mina do złej gry jest w tym momencie na pierwszym miejscu. Dlatego, gdy na horyzoncie dostrzegam własną matkę, która przyjechała podobno wczoraj wieczorem, uśmiecham się ciepło.

– Zestresowany? – pyta swobodnym jak zwykle miłym głosem.

– Nie – odpowiadam szczerze.

Nie jestem. Stres nawet mi przez głowę nie przeszedł. Jestem na granicy objętości i odrętwienia. Godzę się ze swoim losem i nie mam zamiaru się nad sobą użalać. Nie, gdy zachowanie zimnej krwi oraz twarzy jest teraz na pierwszym miejscu. Użalać się nad sobą mogę od tego momentu jedynie przy przyjacielu. I tak zrobiłem wczoraj ogromny błąd, ukazując swoje prawdziwe emocje, przy ludziach, których nie znam. Nie mam nawet pojęcia, do czego są zdolni oraz jak bardzo mnie tolerują.

Kiwam głową, gdy obok mnie przechodzi Colin wraz z Nicole. Dziewczyna uśmiecha się do mnie ciepło, więc odwzajemniam gest automatycznie.

– Elizabeth będzie dobrą żoną – nie jestem pewien, czy tymi słowami próbuje przekonać siebie, czy mnie. – Jest mądrą kobietą, będzie wiedziała, gdzie jej miejsce.

– Wiem – odpowiadam, kierując wzrok na ogród, w którym się znajdujemy.

Elizabeth zechciała ceremonię na świeżym powietrzu, a ze względu na to, że mi jest wszystko jedno, po prostu przystałem na propozycję. Poza tym muszę przyznać, iż miejsce wygląda naprawdę bajecznie, a altanka, w której stoi ksiądz wraz z Casperem spełnia wszelkie moje wymagania.

Jakbyś miał jakiekolwiek.

Mój ojciec nie będzie stał obok mnie ze względu na swój stan. Nie będzie również prowadził ceremonii, co oznacza, iż siedzi w pierwszym rzędzie wpatrując się tempo przed siebie. Moja matka, widząc mój wzrok, wzdycha cichutko.

– Powinieneś z nim porozmawiać – mówi nagle. – Ten ostatni raz powinieneś się z nim pożegnać, jak należy.

– Jeszcze nie umarł – prycham, jednak dostrzegając jej karcący wzrok, natychmiast poważnieje. – Porozmawiam z nim po ceremonii.

Nie potrafię wymówić słowa na "ś". Słowo to jest kłujące, niczym kolce róży, a dające nadzieję, jak jej płatki. Nie chcę go, odrzucam, gdy tylko jest to możliwe i tak jak się spodziewam, moja mama dostrzega moje zmieszanie. Łapie mnie za dłoń, zwracając moją uwagę.

– Kocham cię – mówi. – Jesteś najlepszym, co mnie spotkało i chociaż teraz tego nie widać, Elizabeth da ci to, co również wypełni tę pustkę. Pokochasz swoje dzieci, zrozumiesz jak to być ojcem. Może kiedyś... za parę lat dostrzeżesz w Elizabeth coś więcej. Nie mówię od razu o wybrance swojego życia, a o zwykłej przyjaciółce. Tak jest łatwiej synu.

Kręcę głową.
– Niby dlaczego?

– Ponieważ wiem, jak to jest żyć w małżeństwie, gdy z całego serca nienawidzi się swojego partnera. – Patrzę na nią zszokowany, nie mogąc uwierzyć, że to powiedziała. – Wiem, jak to jest modlić się o śmierć męża i pragnąc jedynie, aby następnego dnia już się nie obudził – urywa, a w jej oczach dostrzegam łzy. – Nie pozwól, aby ta nienawiść cię zniszczyła. Nie pozwól zniszczyć siebie i swojego szczęścia. Masz łatwiej, niż ja, jesteś mężczyzną głową państwa, dlatego nie zepsuj tego.

Przegryzam wargę, starając się pohamować łzy wzruszenia. Moja mama przeszła przez wiele. Była silna, niepokonana i pomimo że to ja jestem owocem tej nienawiści – kocha mnie. Jedyne co potrafię to przytaknąć głową, a następnie bez zbędnych komentarzy ją przytulić. Czuję, jak się uśmiecha, a następnie robi krok do tyłu.

– Już czas – słyszę za sobą głos Caspra.

Po raz ostatni spoglądam na mamę, a gdy ta kiwa głową, odsuwam się od niej i bez słowa idę za mężczyzną. Nie zaszczycam go spojrzeniem, nie mówię nic, po prostu staję na swoim miejscu i czekam. W końcu pojawia się również Elizabeth – w śnieżnobiałej, niewinnej sukni. Muszę przyznać, że wygląda jak prawdziwa księżniczka, nigdy nie ujmowałem jej urody, jednakże dzisiejszego dnia wygląda jak anioł. Całe moje pozytywne myśli zostają zburzone niczym mur w momencie, gdy dostrzegam jej satysfakcjonującą minę. Minę, która mówi o tym, jak bardzo jest dumna z tego, co osiągnęła.

Nie krzywię się, patrzę tępo w jej oczy, nie zdobywając się na żaden uśmiech, żadne prychnięcie. Kobieta patrzy na swoją przyjaciółkę, wręcza jej bukiet, a następnie ujmuje moją dłoń. Spinam się nieznacznie.

To nie są te dłonie, które chciałbyś trzymać.

Przestań, odzywa się mój umysł.

Ksiądz rozpoczyna ceremonie w sposób każdemu znany. Nie uśmiecha się, a jego głos jest wyprany z jakichkolwiek emocji. Zdaję sobie sprawę, że jest tu, tylko aby wykonać swoją pracę. Nie widzi w nas szczęścia, dlatego sam nie sili się na uprzejmości.

– Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? – pytanie mężczyzny odbija się w mojej głowie.

Powiedz nie.

– Chcemy – odpowiadamy w tym samym czasie.

– Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? – Kolejne pytanie, na którego z całego serca pragnę zaprzeczyć.

Patrzę w jej oczy. Nie dostrzegam nic prócz obrzydzającej mnie satysfakcji. Co chwilę otwieram i zamykam usta, nie będąc, wręcz w stanie, powiedzieć, iż „chcę". Bo nie chcę, nie chcę być z nią do końca życia.

Nie pozwól zniszczyć siebie i swojego szczęścia. Masz łatwiej, niż ja, jesteś mężczyzną głową państwa, dlatego nie zepsuj tego.

W głowie słyszę słowa matki. Wiem, że chodziło jej o to, bym pomimo małżeństwa był szczęśliwy. Patrzę w jej stronę, a widząc jej wzrok, zaciskam szczękę. Kiwa głową, jakby chciała dodać mi otuchy, dlatego nim zdążę się rozmyślić, otwieram usta:
– Chce...

Huk. Przerażający huk i wrzask jakiegoś mężczyzny. Następnie z jednej z wież spada martwe ciało jednego ze strażników. Odrywam się od Elizabeth i nie zważając na protesty mojego ojca, wysuwam się na przód.

Cudem udaje mi się zrobić unik przed strzałą, która prawdopodobnie była wycelowana we mnie. Z charakterystycznym dźwiękiem wbija się w drewno, jednakże szybko zostaje z niego wyciągnięta. Colin podchodzi do Caspra i razem wpatrują się w ostrze. Spoglądają na siebie, a następnie w tym samym momencie, patrzą i na mnie. Światło odbija się w taki sposób, iż mogę ją ujrzeć.

Zamieram, ponieważ też widzę to podobieństwo.

– Wybaczcie, że przerywamy ślub, jednak gwarantuję, że emocje, które wam teraz doświadczymy, będą o niebo lepsze – słyszę męski głos, który jest mi zupełnie obcy.

Odwracam się, a moje serce zaczyna bić mocniej, boleśniej. Oddech przyśpiesza i wiem, iż jestem blisko ataku furii oraz czegoś na kształt obłędu.

Obok mężczyzny stoi kobieta. Kobieta tak łudząco podobna do tej, którą trzyma w swoich ramionach, przystawiając jej przy tym nóż do gardła. Blondynka wpatruje się we mnie, a gdy dostrzegam w jej oczach łzy, mam ochotę krzyczeć. 

Wiem, że nigdy nie pozwoliłabym sobie na płacz przy tylu ludziach. Wiem, że nie byłaby w stanie, a teraz stoi tu, a po jej policzkach cieknie więcej łez, niż mógłbym się spodziewać. 

– Elaine – zdołuję wyszeptać, a kobietą ją trzymająca, wybucha przerażającym śmiechem. 

– Niespodzianka.

W cieniu kłamstw [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz