Cora ugotowała nam tego dnia kolację, tak jak wcześniej obiecała. Jako jedyna z naszej trójki wydawała się być w dobrym humorze, zapewne jeszcze nie zdjęła różowych okularów po wcześniejszym spotkaniu z Jordanem. Myśl o chorobie Stilesa nie dawała mi spokoju, więc usilnie rozmyślałam nad rozwiązaniem sytuacji, rytmicznie uderzając palcami o stół. Derek również zdawał się być jedynie połowicznie obecny. Nie zareagował nawet gdy Cora postawiła przed nim talerz z porcją pysznie pachnącej zapiekanki meksykańskiej. Sama wpatrywałam się bezmyślnie w swoją porcję, bez krzty entuzjazmu dźgając ją widelcem, który przeraźliwie hałasował po zetknięciu z porcelanowym talerzem. Nie chciałam dopuścić by Stiles został zamknięty w Eichen House, jak i również nie chciałam, aby Malia tam gniła. Najlepiej zrobiłby jej czas spędzony z kimś, kto mógłby pomóc jej nauczyć się kontroli, a nie czas spędzony w otoczeniu wariatów. Mój dom dysponował jeszcze dwoma wolnymi pokojami i salonem, więc raczej nie byłoby problemu żeby zakwaterować tu dziewczynę. Moglibyśmy jej pilnować, a to dużo bezpieczniejsza opcja niż zamknięcie jej w wariatkowie, bez nadzoru nikogo, kto mógłby pomóc jej utrzymać kontrolę nad przemianami. Nie podobał mi się ten pomysł.
- Znamy kogoś, kto ma wstęp do Eichen House? - zapytałam burząc panującą wokół ciszę.
- Nie - Hale'owie odpowiedzieli jednocześnie spoglądając na mnie zaskoczeni.
- Potrzebowalibyśmy kogoś, kto mógłby nam chociaż przemycać informacje o stanie Stilesa i Malii. Nie uważam, aby pozostawienie ich bez żadnego wsparcia z naszej strony to dobry pomysł. Szczególnie przy niebezpieczeństwie, że Malia może nie panować nad przemianami.
- Tak, Em, jedynym problemem jest fakt, że nikt z nas nie ma żadnych znajomości w Eichen - przerwał mi Derek - ani żadne z nas nie ma uprawnień, żeby się tam wkręcić, chociażby jako głupi praktykant!
- Prawda - mruknęłam - ale nikt nie powiedział, że do tego potrzebne są oryginalne papiery - uniosłam kącik ust w delikatnym uśmiechu.
- Em, chyba nie chcesz podrobić dokumentów? - zapytała zaskoczona Cora.
- Ja? Cora, czy ja wyglądam na kogoś kto to potrafi?
- Nie kochana, ale znamy kogoś, kto ma w tym doświadczenie - porozumiewawczy uśmiech rozświetlił twarz mojego narzeczonego.
- Nie rozumiem - Cora spojrzała na brata, a następnie na mnie z pytaniem malującym się na jej twarzy.
- Dean i Amy - powiedziałam - opowiadaliśmy ci o łowcach, których spotkaliśmy w Reanver. Częścią ich pracy jest podrabianie dokumentów i to na tyle dobrze, żeby za szybko ich nie zdemaskowano.
Cora westchnęła i obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Cóż, niech wam będzie. Mam jedynie nadzieję, że nie wynikną z tego jakieś większe problemy.
- Gorzej zawsze być może - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Wyszła z kuchni, pozostawiając mnie i Dereka pogrążonych w głośnej dyskusji, które z nas powinno zgłosić się do pracy do Eichen. Oczywiście każde głosowało za sobą, co ani trochę nie ułatwiało sprawy. W przerwie pomiędzy naszą "argumentową wojną" zadzwoniłam do Winchestera, jednakże załączyła się poczta głosowa. Zirytowana odrzuciłam telefon na stół. Aby odwlec dalszą sprzeczkę z Hale'em, dokończyłam jeść moją porcję zapiekanki i hałasując poszłam umyć talerz. Następnie włączyłam czajnik, ostentacyjnie wyciągając kubki i puszkę z kawą rozpuszczalną. Potrzebowałam kofeiny. Nasypałam po dwie łyżeczki proszku do obu kubków, dosypałam odrobinę cynamonu i wyjęłam z lodówki mleko. Ani ja, ani Derek nie słodziliśmy kawy. Gdy tylko woda w czajniku skończyła się gotować, rozlałam ją do obu kubków i odłożywszy czajnik na podstawkę dolałam do nich mleka. Postawiłam jeden z nich przed Derekiem i usiadłam obok niego. Podziękował mi i podniósł kubek do ust pociągając sporego łyka napoju. Oparłam mu głowę na ramieniu.
CZYTASZ
Teen Wolf || FF || Emma Wood
Fanfiction-Hallo? - Hej Emma tu Scott... - Hej Scott, coś się stało? - Mogłabyś przyjechać do Beacon Hills? Mamy problem... - Jaki? - Zieloną ogromną jaszczurkę. - Zaraz wyjeżdżam, tylko powiem Corze. Do jutra. - Dzięki Em, pa... Jestem Emma. Emma Wood. Mam 2...