ROZDZIAŁ 8

2.1K 92 0
                                    

Cóż, Alisson nie udało się wyciągnąć czegokolwiek z Jacksona, a przy okazji pokłóciła się ze Scott'em. Dni do pełni, a zarazem do imprezy u Lydii mijały coraz szybciej. W środę, około 18:00 ja i Cora zaczęłyśmy się przygotowywać. Szybko się ubrałyśmy we wcześniej kupione kreacje i zajęłyśmy się uczesaniem. Pomogłam przyjaciółce zrobić wysoko upiętego koka, a sama przerzuciłam swoje ciemnokasztanowe włosy na jedną stronę podpinając je wsuwkami. Później zabrałyśmy się za makijaż. Ja ograniczyłam się do czarnego eyeliner'a i bordowej szminki, natomiast Cora zdecydowała się na srebrny cień do powiek i czerwony błyszczyk. Tak przyszykowane wyruszyłyśmy około 20:00 kierując się w stronę domu Lydii. Zatrzymałyśmy się przed okazałymi drzwiami. Cora bez wahania przycisnęła dzwonek. Otworzyła nam Lydia i po chwili wahania wypuściła nas do środka. Nie było tłumów. Właściwie to nie było prawie nikogo. Złożyłyśmy Lydii życzenia i ruszyłyśmy rozejrzeć się po domu. Kątem oka zauważyłam Allison wpatrującą się w Scott'a, stojącego ze Stiles'em po przeciwnej stronie basenu. Okrążyłyśmy dwa razy dom przyjaciółki Scott'a. Po paru minutach podeszła do nas solenizantka z dwoma kieliszkami wypełnionymi różowo - pomarańczowym płynem.
- Może ponczu? - zapytała.
- Ja nie piję, dziękuję - odmówiłam.
- Ja też - wtrąciła Cora.
- Nalegam - Lydia zmierzyła mnie i moją przyjaciółkę wzrokiem.
- Naprawdę dziękuję - burknęłam, a Cora pokręciła głową.
Ostatecznie wcisnęła nam do rąk kieliszki, odwróciła się i odeszła.
Popatrzyłam na Corę, która wypiła łyka napoju.
- Faktycznie, całkiem dobry - zwróciła się do mnie.
- Ja podziękuję - stwierdziłam i podlałam ponczem kwiaty, a pusty kieliszek odstawiłam na najbliższy stół. Właśnie wpadła całkiem spora grupa osób, wiec my podeszłyśmy do Scott'a i Stiles'a.
- Cześć - rzuciłam.
- Cześć - opowiedzieli.
- Coś nowego?
- Nic.
- Taa cholerne nudyy.
- Miałem coś w rodzaju halucynacji...
- Co?
- Nie wiem dokładnie, ale....
Naszą wymianę zdań przerwały głośne wrzaski z drugiej strony basenu:
- Nie, ja nie umiem pływać, niee!
Popatrzyliśmy na siebie i już wiedzieliśmy. Wołanie się urwało, zagłuszone przez plusk wody. Chwilę później na brzeg wyczołgał się jakiś chłopak.
- To Matt - wyrwało się Scott'owi.
I w tym momencie stało się kilka rzeczy na raz. Cora upadła z głuchym jękiem na posadzkę, pojawiła się kanima, a ludzie zaczęli przeciskać się do wyjścia. Pochyliłam się nad przyjaciółką czując dziwny zapach. Coś jak...
- Pieprzone wilcze ziele - wrzasnęłam.
- Derek - wyszeptała Cora i zemdlała.
- Scott zajmijcie się nią, muszę coś sprawdzić - powiedziałam do kuzyna, i omiotłam wzrokiem naokoło siebie. Do drzwi nadal pchali się ludzie a ja nie miałam czasu, więc przeskoczyłam przez płot i zaczęłam biec. Wiedziałam, gdzie się kierować. Po kilku minutach stałam przed starym budynkiem i bez zastanowienia wpadłam do środka. A tam panował totalny chaos. Widocznie Derek nie dał sobie rady ze swoim stadem. Niech to. Wplątałam się w wir walki i stanęłam u boku Derek'a próbując ogarnąc cały ten syf.
Starałam się tylko blokować ich ciosy, ale to dawało bardzo niewiele. W końcu zbierając w sobie resztę sił ryknęłam. Głośno. Walka się zatrzymała, a bety Derek'a uciekły do lasu. Spojrzał na mnie. Widać było, że jast wycieńczony.
- Dzięki - burknął.
- Nie ma za co.
- Jest.
- Nawet....Lydia?
Podeszła do nas i dmuchnęła w nas fioletowym proszkiem. Jedyne co później widziałam to ciemność...

~FearlessGirlWerewolf

Teen Wolf || FF || Emma WoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz