| Chapter 1 |

769 29 2
                                    


3 LATA WSTECZ...

Madison

_______________________________________
__________________

Pierwszy dzień w Malibu wcale nie był taki zły jak zakładałam. Odebrałam klucze od mojego pierwszego domu, poznałam całkiem fajne towarzystwo na uniwersytecie. Gdy już minęły te najgorsze chwile, stwierdzam że nie potrzebnie tak bardzo się stresowałam. W końcu bałam się, że z nikim nie złapie kontaktu i następne lata tutaj będą okropne. Na szczęście okazało się, że jest tu całkiem spora grupa osób, takich jak ja, z innego miasta, nieznających nikogo z terenu. Uczelnia sama w sobie była całkiem porządna, wiele kierunków do wyboru, a wykładowcy wydają się nawet sympatyczni. Chociaż na wejściu zawsze każdy chce sprawiać jak najlepsze wrażenie, ale dalej przekonamy się przez resztę semestru. Mam tylko nadzieję, że nie będą jacyś mega złośliwi, byle by jak najmniej osób przepuścić na następny rok. Miałam doczynienia z takimi nauczycielami w szkole średniej i nie zamierzam kolejny raz przechodzić tej traumy, ale nikt nie powiedział że na studiach będzie lekko. Trzeba się z tym liczyć. Całe życie słyszałam od innych, że jestem wzorową uczennicą, więc chyba sobie dam radę.

Sam proces rekrutacji był dla mnie stresujący. Nie stresowałam się samym przyjęciem, bo wiedziałam że moje wyniki były powyżej średniej, ale najbardziej bałam się odrzucenia wniosku o tak zwaną "studencką zieloną kartkę". Zgłaszali się o nią wilkokrwiści, którzy chcieli uczyć się na terenie obcej watahy, bo bez tego można by skończyć trzy metry pod ziemią. Nigdy nie rozumiałam idei watah, bo wychowałam się wśród ludzi, ale nigdy nie odczuwałam braku z tego powodu.

Na całe szczęście mój wniosek został zaakceptowany i mogłam od razu przeprowadzić się do nowego miasta. Niestety karta wygasała od razu po tym jak zakończyło się edukację, a później pozostawały dwa tygodnie na wyprowadzkę, bądź staranie się o dołączenie do watahy, ale to był bardziej czasochłonny proces. 
Jeszcze nie zastanawiam się co zrobię dalej. Bardzo podoba mi się w Malibu i nie chciałabym opuszczać tego miejsca, ale z moją umowną rangą było to nieopłacalne. Moja wilczyca była omegą, chociaż ja nigdy się z tym nie identyfikowałam. Wszyscy wilkokrwiści, z którymi kiedykolwiek miałam doczynienia byli zaskoczeni kiedy mówiłam im o swojej randze. Nie raz słyszałam, że daliby mi co najwyżej rangę gammy, bo jestem śmiała, otwarta i nie mam problemu z patrzeniem innym w oczy. Cóż myślę, że te cechy zawdzięczałam mojej człowieczej naturze, które odziedziczyłam po ludzkim ojcu. Chociaż przynaję, że mam trochę w sobie mojej wilczej natury. Nie umiem mówić innym słowa nie i nie lubię popadać w konflikty, wolę utrzymywać z każdym przyjazne stosunki, a w sporach między bliskimi mi osobami, nie wybieram stron.
Poza tym bardzo często ulegam w rożnych decyzjach i bardzo łatwo mnie przekonać. Oczywiście nie chodzi mi o to, że jak ktoś by próbował mnie namówić na skok z mostu to bym się zgodziła, mam na myśli bardziej przyziemne sprawy, na przykład głupie wyjście na zakupy, czy pójście na imprezę, gdy mam ochotę zostać cały dzień w domu i oglądać seriale. Może nie są to jakieś bardzo złe cechy, ale powinnam nad tym popracować. Mimo, że wyjście z domu raczej mnie nie zabije, ale czasem lepiej odpocząć, dla własnego komfortu psychicznego.

Wieczorem gdy wszyscy już dawno byliśmy po zajęciach umówiliśmy się, że o dwudzistej pierwszej spotkamy się na plaży i urządzimy sobie małą imprezkę integracyjną. Jak na razie bawiliśmy się całkiem dobrze, jedliśmy różne przekąski i piliśmy bezalkoholowe drinki, w końcu nie mieliśmy skończonych dwudziestu jeden lat, chyba że ktoś sobie załatwił fałszywy dowodzik, wtedy to inna sprawa. Ja osobiście niezbyt przepadałam za procentami, wino od czasu do czasu i symboliczny szampan przy ważnych okazjach, tylko tyle jestem w stanie tolerować. Może to dlatego, że nie mam do tego głowy i jakoś nie kręci mnie upijanie się do nieprzytomności.

Atypical Soulmates Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz