| Chapter 18 |

515 24 2
                                    


Madison

_________________________________________________________


- Wiesz Mads, szczerze to nie jestem przekonana, że twój plan na pewno wypali - Katherine znowu nawiązała do poprzedniego tematu.

Skończyłyśmy dziś zajęcia po trzynastej. Od razu postanowiłyśmy pójść do pobliskiej kawiarnii na ciasto i coś ciepłego do picia. Może to zwykły przypadek, albo ciążowe zachcianki, ale odkąd wyszłyśmy z uczelni nagle nabrałam strasznej ochoty na słodycze.

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałam, zajadając się gorącą, kruchą szarlotką z lodami.

- No nie wiem, może dlatego, że jeśli będziesz go ignorować to, będzie miał to gdzieś? - spojrzała na mnie z politowaniem - Maddie, poniekąd znam swojego brata i wiem, że jego przerośnięte ego w życiu nie pozwoli mu na to, żeby przyznać się do błędu oraz błagać o wybaczenie na kolanach.

Katherine wcale nie musiała mi tego mówić, dobrze wiedziałam z kim mam do czynienia. Jednak w tym momencie zaprzestanie interesowania się jego osobą wydawało się jednym logicznym rozwiązaniem, aby to on choć raz zainteresował się mną.
Przez całe życie nigdy nie myślałam, że będę błagać o czyjaś uwagę, tym bardziej mojego przeznaczonego, a robiłam to przez całe trzy lata i już mam tego po dziurki w nosie.
Chociaż raz chciałabym żeby poczuł się tak jak ja, żeby zrozumiał jak to jest.

- W takim razie masz jakieś lepsze rozwiązanie? - burknęłam pod nosem.

- A gdybyś tak, sprawiła żeby stał się zazdrosny? - na jej twarzy pojawił się cwany uśmieszek, który nie zwiastował nic dobrego.

- To raczej kiepski pomysł - skwitowałam.

- Czemu? Ja uważam, że to genialny sposób - wyprostowała się dumnie - niech zobaczy co ma do stracenia.

- Kathy, gdyby Zander zobaczył mnie z innym facetem to natychmiast polała by się krew - pokręciłam głową.

Wilkokrwiści znacznie intensywniej przeżywali wszystkie emocje, w porównaniu do przeciętnego człowieka. Zwłaszcza jeśli chodziło o ich drugie połówki, nie wspominając o samcach Alfa, których zazdrość i zaborczość wobec mate, przekraczały wszelkie granice.

- Spokojnie, zrobimy to tak, że nikomu się nic nie stanie - zapewniła mnie - już moja w tym głowa.

Po prostu świetnie.

- Dalej mnie to jakoś nie przekonuje - popatrzyłam na nią ze zmartwieniem.

- Oh Maddie - przewróciła zabawnie oczami - wszystko będzie dobrze, mam już cały zarys jak to się potoczy, ale jeszcze muszę to skonsultować z dwiema osobami - uśmiechnęła się.

- A możesz mnie chociaż uświadomić jak to mniej, więcej ma wyglądać?

- Hmm, na razie niczym się nie martw i po prostu musisz mi zaufać - puściła mi oczko.

Znałam Kathy dość długo, żeby widzieć iż samo jej zachowanie i tajemnicze plany nie zapowiadają się dobrze. W jej wykonaniu obstawiałam, że wszystko może potoczyć się pięćdziesiąt na, pięćdziesiąt. Czyli albo wszystko pójdzie jak po maśle, albo będzie sto razy gorzej jak jest teraz.
Ufam tej kobiecie bez granicznie, ale przysięgam, że kiedyś wpędzi mnie do grobu.

Przesiedziałyśmy w kawiarnii jeszcze jakieś pół godziny, po czym każda poszła we własną stronę. Kathy pojechała załatwić sprawę, o której nie chce mi powiedzieć, bo jak stwierdziła "mam jej zaufać". Natomiast ja postanowiłam wybrać się na zakupy spożywcze. Postawiłam jak zwykle na podstawowe produkty, ale tym razem wybrałam więcej owoców i warzyw, według zaleceń lekarza, który zalecił mi spożywanie witamin, nie tylko w pigułkach, ale także w jedzeniu. Oczywiście na liście znalazły się też trzy opakowania lodów i ciastka, których nie jadłam od kilku lat, ale z jakiegoś powodu właśnie teraz nabrałam na nie ochoty. Najwidoczniej wizyta w kawiarni nie na syciła mojej ochoty na słodkie.

Atypical Soulmates Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz