| Chapter 23 |

446 20 3
                                    


Zander

_______________________________________
__________________


Od wczorajszej nocy nie mogłem przestać myśleć o Madison. O tym jak cudownie wyglądała, wypięta na biurku, zdana tylko i wyłącznie na moją łaskę. O tym jak moja dłoń obijała się na jej tyłku. O tym jak mój penis znikał między jej jędrnymi pośladkami. O jej cudownym zapachu, który w ostatnim czasie stał się jeszcze bardziej kuszący.
Może i byłem trochę dla niej za ostry, ale musiała dostać swoją nauczkę. Widok mojej przeznaczonej z innym mężczyzną sprawił, że nagle poczułem jak cała krew we mnie zaczyna wrzeć. Pierwszy raz od dłuższego czasu samoistnie włączył mi się instynkt zabójcy, kierowany głównie złością mojego wilka, ale także moją własną. Gdyby dziewczyny go nie zabrały to polałaby się krew, w takiej sytuacji nie ukazał bym mu litości. Jednak z drugiej strony, byłem wdzięczny siostrom, że pomogły mi uniknąć scen, ale nie zmienia to faktu, że i tak go kurwa znajdę. Mało obchodzi mnie to, że chłopak jest zwykłym człowiekiem, przesądził swój los gdy tylko położył ręce na mojej przeznaczonej.

Z samego rana postanowiłem wybrać się na siłownię w domu watahy. Równie dobrze mogłem zrobić trening w swojej prywatnej, ale potrzebowałem solidnego sparingu z którymś, z wojowników. Potrzebowałem też jakiegoś typu odskoczni od ciągłego myślenia o niej, a w tym przypadku walka jeden na jeden wydawała się odpowiednim rozwiązaniem.

- Wow, nie sądziłam że się dzisiaj tutaj pojawisz - od razu rozpoznałem głos Tori, która wyłoniła się zza rogu.

- Gdzie są wszyscy? - zapytałem, rozglądając się po pustej siłowni.

- Trenują na zewnątrz - odpowiedziała przyglądając mi się uważnie - dzisiaj w planach są tylko biegi długodystansowe w obu formach, jutro będą sparingi jeżeli jesteś zainteresowany.

Przytaknąłem.

- Chociaż to i tak nie zmienia faktu, że nie spodziewałam się dzisiaj tutaj ciebie - wzruszyła ramionami.

- Niby dlaczego? - zapytałem.

- Myślałam, że będziesz z Madison, w końcu wczoraj wróciliście razem, prawda?

- Nie, przecież wróciła razem z wami - zmarszczyłem brwi.

- Zander, po tym jak zabrałeś ją z parkietu nie widziałyśmy jej już więcej - opowiedziała z lekkim zdenerwowaniem w głosie.

- Jak to już jej więcej nie widziałyście?! - krzyknąłem. Przysięgam, że jeśli cokolwiek jej się stało rozpierdolę wszystko i wszystkich dookoła.

- Normalnie! Jesteś ostatnią osobą, która widziała ją wczorajszej nocy. Uznałyśmy, że rozmawialiście i wróciliście razem, tak?

- Nie dokońca tak było - przeczesałem ręką włosy nerwowo.

- Co jej kurwa zrobiłeś?! - sapnęła.

- Nic.

- Zander - popatrzyła na mnie twardo.

- Naprawdę chcesz żebym wchodził w szczegóły, co zrobiliśmy, gdzie i w jakiej pozycji? - zapytałem retorycznie.

- Niewiarygodne - złapała się za głowę - chociaż nie! Znając ciebie doskonale mogłam się spodziewać, że po raz kolejny ją wykorzystasz. Przecież to nic wielkiego.

- Przypominam, że jest to moja przeznaczona - podkreśliłem.

- A no tak to wszystko wyjaśnia - rzuciła z sarkazmem - czy ty jesteś chory na głowę?! To, że jest twoją mate nie znaczy, że możesz robić z nią co chcesz. Nie wpadłeś nigdy na to, że ona też może mieć uczucia? - spojrzała na mnie wyczekując mojej odpowiedzi.

Zignorowałem jej pytania. Oni wszyscy byli tacy sami, obwiniali mnie o to, że nie chciałem się ustatkować i jak bardzo krzywdzę tym Madison. Jednak nikt nie chce zrozumieć mojej perspektywy. Układ jaki łączył nas dotychczas był idealny, świetny seks, żadnych zobowiązań. Nie musieliśmy zmagać się z tymi wszystkimi trudnościami i uczuciami jakich doświadczają inni w stałych związkach. Próbowałem ich uświadomić, że Madison również osłabiłaby naszą watahę, ale oczywiście nikt nie bierze tego pod uwagę i to ja jestem tym złym.

- Pomyślałeś kiedyś, że swoim zachowaniem marnujesz jej czas? - odezwała się po chwili ciszy - ty chcesz cały czas wzmacniać watahę, a ona chce tylko być szczęśliwa. Mieć partnera, na którym może polegać, założyć własną rodzinę...

- Czyli zrobiła to specjalnie? - natychmiast jej przerwałem. Na samą myśl, że zrobiła to tylko po to, aby mnie zmusić do związku, krew zaczynała się we mnie gotować. Jeśli rzeczywiście tak było, to nie daruję jej tego!

- Oczywiście - prychneła - intencjonalnie zrobiła sobie dziecko z facetem, który ma ją gdzieś, tylko po to żeby zostać samotną matką - przewróciła oczami - czy ty siebie słyszysz?

- Przez ten cały czas brała tabletki - wycedziłem przez zęby - nie wydaje ci się to trochę podejrzane?

- Dobrze Sherlocku, weź też pod uwagę to, że jesteś Alfą i w momencie kiedy spotkałeś swoją partnerkę, twój organizm zaczął dążyć do tego, aby jak najszybciej ją zapłodnić. To cud, że nie doszło do tego wcześniej!

Chcąc nie chcąc, Tori miała rację. Mogłem pomyśleć wcześniej i sięgnąć po bardziej efektywne metody antykoncepcji, a przede wszystkim nie powinienem był polegać na Madison w tej kwestii.

- Jeśli tak bardzo nie chciałeś zostać ojcem, było zakładać gumkę, albo całkowicie poddać się wazektomii - zaczęła mnie pouczać.

- Skończyłaś? - zapytałem cynicznie, nie mając ochoty słuchać jej gadania.

- Chętnie bym powiedziała ci jeszcze parę słów, ale widzę, że do ciebie i tak nic nie dociera - westchnęła siadając na tuzinie złożonych materacy - teraz porozmawiajmy o potencjalnym zagrożeniu dla watahy. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że mamy szpiega.

- Znowu ktoś próbuje wykraść tajne informacje? - podniosłem lewą brew.

- Jak na razie nie doszło do czegoś takiego, ale ewidentnie się ktoś kręci - spojrzała na mnie zmartwiona - mam złe przeczucia.

- Sporządziliście już listę podejrzanych? - zapytałem.

- Na razie nie mamy nikogo. Jedynymi potencjalnymi podejrzanymi są wschodnio europejscy idioci, z którymi niedawno zakończyliśmy współpracę, ale nie możemy im nic zarzucić, na chwilę obecną - wzruszyła ramionami.

- Dobrze - przeczesałem włosy dłonią - informuj mnie na bieżąco.

- Dobrze, tylko nie ździw się jeśli będzie to trwało dłużej niż zwykle. Wczoraj w nocy tropiciele próbowali go namierzyć przez kilka godzin, jedynie udało nam się zdobyć kilka próbek - pokręciła głową - nasi naukowcy starają się jak mogą, ale skurwiel cały czas maskuje się mieszaniną ziół, które nie są nam znane.

Wiedziałem, że od tak nie odpuszczą. Byli zbyt dumni, aby przyznać się do własnego błędu. Nie wiedziałem jeszcze co zamierzają, ale to tylko kwestia czasu zanim dostaną nauczkę.

Chyba sami nie widzą jeszcze, z kim mają do czynienia, bo
jeżeli ktoś zagraża życiu mojej watahy, nikomu nie okazuję litości.

• • •

Atypical Soulmates Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz