| Chapter 8 |

471 21 0
                                    


Madison

_________________________________________________________


- No to jak? Gotowa? - zapytała Kathy, przechodząc przez próg drzwi wejściowych.

- Prawie. Muszę jeszcze spakować telefon i ładowarkę - odpowiedziałam po czym odłączyłam smartfona od kontaktu.

- O nie, nie moja droga. To - wskazała palcem na mój telefon - zostaje tutaj.

- Czy ty aby troszeczkę nie przesadzasz? - zapytałam lekko zirytowana jej nadopiekuńczością.

- Zaufaj mi tak będzie lepiej - powiedziała patrząc na mnie z lekkim współczuciem - po prostu chciałabym żeby był to dla ciebie udany wyjazd, a wiesz dobrze, że tak nie będzie jeśli ciągle będziesz zerkać w ekran, albo nie daj Boże odbierzesz, jak tamten skurwysyn będzie się do ciebie dobijał - przewróciła oczami.

- No dobra - westchnęłam i z zawahaniem odłożyłam urządzenie na komodę.

- Spokojnie wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się i wyszła przed dom.

Ja w tym czasie jeszcze raz przeszłam się po domu i upewniłam się, że wszystko jest po odłączane od kontaktu. Zasłoniłam okna i włączyłam alarm przewłamaniowy. Przed zamknięciem drzwi wejściowych jeszcze raz spojrzałam na leżący telefon. Wiedziałam doskonale, że Kathy ma rację, muszę w końcu zacząć żyć i w końcu postawić jakieś granice. Gdyby był inny moglibyśmy być razem szczęśliwi, jestem nawet w stanie sobie wyobrazić jak wyglądałaby nasza wspólna przyszłość. W sumie ten scenariusz pojawił się w mojej głowie już dawno temu.

Odkąd byłam małą dziewczynką marzyłam, że w przyszłości znajdę kogoś kto pokocha mnie, tak mocno jak mój ojciec, moją matkę. Wierzyłam, że zakocham się ze wzajemnością i dostanę swoje szczęśliwe zakończenie u boku wspaniałego mężczyzny. Chciałam założyć rodzinę, mieć gromadkę dzieci, domek na przedmieściach. Całość brzmi dość ckliwe, ale to było to czego najbardziej pragnęłam w swoim życiu.
Niestety On mi to wszystko odebrał, zniszczył moje wszelkie nadzieje, a cały mój poukładany świat runął, niczym domek z kart.

Od razu odsunęłam od siebie te wszystkie złe myśli oraz moje żale.
Wzięłam głęboki wdech i ze spokojem zamknęłam za sobą drzwi, a następnie ruszyłam w stronę podjazdu. Katherine czekała już na mnie w dużym terenowym samochodzie.

- Skąd wzięłaś takie autko? - zapytałam wsiadając na przednie miejsce pasażera.

- Pożyczyłam od mojego braciszka - odpowiedziała dumnie dotykając kierownicy - Land Rover Discovery, jest po prostu genialny. Szczerze to gdy wrócimy to chyba sobie go przywłaszczę.

- Wiesz co wydaje mi się, że twój brat zauważy, jak nie będzie stał w garażu - zaśmiałam się.

- Proszę cię - prychnęła pod nosem - ten idiota ma takich ze dwadzieścia, a muszę dodać, że tym nie jeździł ani razu, bo nagle zmieniła mu się faza z dużych samochodów na bardziej sportowe, więc nie będzie miał nic do gadania - oznajmiła ze złowieszczym uśmiechem na twarzy.

- A co cię tak wzięło na jazdy samochodem, przecież zawsze ktoś cię wszędzie zawozi.

- Ale ja lubię siedzieć za kółkiem, tylko problem jest taki, że nie umiem parkować - zaczęła się śmiać.

- Żartujesz, prawda? - zapytałam w lekkim szoku. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

- W sensie tak jak u ciebie przed domem, czy na takich większych i przede wszystkim luźniejszych przestrzeniach bez problemu, ale jak mam stanąć gdzieś na parkingu to za cholerę nie mogę sobie poradzić - powiedziała z wyrzutem.

Atypical Soulmates Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz