Madison_________________________________________________________
Po wydarzeniach, które nastąpiły w weekend nie miałam siły na dalsze konfrontacje z Alexandrem, czy z członkami jego rodziny. Dlatego poprosiłam Katherine o kilka dni spokoju, chciałam dać sobie trochę czasu aby jakoś przyswoić się do nowej sytuacji i do tego, że za kilka miesięcy pojawi się ktoś kto będzie całkowicie zależny ode mnie.
Kathy obawiała się też, że przez jej brata nie będę chciała się już z nią przyjaźnić, bo jej obecność będzie mi o nim ciągle przypominać, jednak zapewniałam ją, że tak nie jest. Przecież nie jest winna, temu jak zachowuje się Zander, jest dorosły i sam odpowiada za swoje czyny.Kolejnym zmartwieniem było to jak sobie dalej poradzę, czy będę w stanie pogodzić naukę z rodzicielstwem. Jeśli Zander nie będzie chciał w jakikolwiek sposób uczestniczyć w życiu naszego dziecka, nie pozostanie mi nic innego jak przeprowadzka na drugi koniec kraju, do rodziców. Swoją drogę im też nie wiem za bardzo, co powiedzieć. Przecież złapią się za głowę jak się dowiedzą, że spodziewam się dziecka z moim przeznaczonym, ale on nie chce mieć z nami nic wspólnego. Chociaż jak tak dalej to wszystko się potoczy, to nie będę miała innego wyjścia. Owszem będę tęsknić za Kathy oraz innymi znajomymi z uczelni, ale w takim wypadku będę musiała wybrać, czy być dobrą matką i złą koleżanką, czy złą matką, a dobrą koleżanką. Oczywiste jest to, że wolałabym być tym pierwszym, nigdy nie wybaczyła bym sobie gdybym skrzywdziła dziecko w ten sposób.
Uwielbiam życie w Kalifornii, podoba mi się klimat jaki tutaj panuje, miejsce gdzie mieszkam, dlatego nie uśmiecha mi się przeprowadzać, spowrotem do chłodnego Connecticut, jednak jeśli zmusi mnie do tego sytuacja, będę gotowa się poświęcić.
Jak na razie do drugiego trymestru zostanę tu gdzie jestem, może to głupie, ale głęboko w duszy mam nadzieję, że nie zostanę z tym sama. Bycie samotną mamą w tak młodym wieku jest chyba koszmarem każdej kobiety, modlę się, że Zander chociaż będzie chciał opiekować się maluchem, w końcu to też jego dziecko, jego krew, geny, może dla mnie być niemiły i opryskliwy, ale chyba nie jest aż takim potworem, aby w ten sam sposób traktować małą istotkę, która nie jest niczemu winna.Kolejnym powodem dla, którego nie chciałam opuszczać Malibu, był płatny staż, na który miałam szansę się dostać. Jest to jedna z najlepszych klinik w mieście, jak nie nawet w całym stanie. Jeśli uda mi się dostać, zaczęłabym od września następnego roku, jest to dla mnie ogromną szansą, ponieważ dobrze będzie to wyglądało w CV, a nawet za kilka lat mogą zaproponować mi tam pracę, co już wogóle byłoby spełnieniem moich marzeń. Kilka dni temu dostałam powiadomienie mailem, że list jest w drodze, jednak przez weekend kompletnie o tym zapomniałam, bo skupiłam się na własnej niedoli, a wszystko wydawało mi się bezsensowne.
Dziś nie poszłam na zajęcia, bo zostały odwołane, gdyż profesor, który miał dzisiaj z nami mieć wykłady, musiał pilnie wyjechać w delegację na tydzień. Było to dla mnie jak zbawienie, ponieważ nawet gdybym tam poszła i tak nie mogłabym się na niczym skupić, a współczujący wzrok Katherine wcale by mi niczego nie ułatwiał.List z kliniki przyszedł dzisiaj rano, jak tylko listonosz włożył go do skrzynki, od razu po niego pobiegłam. Nie ukrywam, że przy rozdzieraniu koperty, trochę trzęsły mi się ręce. Odrzuciłam zbędny papierek gdzieś na bok i od razu wzięłam się za czytanie treści listu.
Dostałam się.
Nareszcie jakaś pozytywna wiadomość. Cholernie cieszyłam się, że to właśnie mi nadarzyła się taka okazja. Dzięki temu będę mogła, w końcu uniezależnić się od rodziców i żyć na własny rachunek. Będzie to ogronym krokiem naprzód, może to niewiele, ale dla mnie ma to ogromne znaczenie. Niezależność od zawsze było czymś, czego pragnęłam, poza tym gdy pojawi się dziecko, sama będę mogła zadbać o jego lub jej wydatki. Bez żadnego poczucia, że jestem komuś coś winna.
Dzisiaj po południu czekała mnie też wizyta u lekarza, która potwierdzi moją ciążę w stu procentach. Chociaż wiedziałam to bez wątpienia, gdyż moja wilczyca w ostatnim czasie stała się bardziej czujna. Nie ufała nikomu i miała ochotę rozszarpać każdego kto podszedł do nas za blisko. Oszywiście uspokajałam ją jak tylko mogłam, całej sytuacji nie pomagało to, że przez ten cały czas była zdesperowana brakiem obecności Zandera, zwłaszcza teraz gdy jestem całkowicie bezbronna.
Wysłałam mu nawet SMS'a z miejscem i godziną wizyty u ginekologa. Spodziewałam się, że najprawdopodobniej nawet na to nie spojrzy, albo zignoruje. Lecz czy chciał, czy nie nadal był ojcem mojego nienarodzonego dziecka i uważam, że ma pełne prawo wiedzieć o rzeczach, które ich dotyczą.~~~
Następnego dnia postanowiłam, że czas najwyższy zjawić się na zajęciach. Stwierdziłam, że przez całe zamieszanie, które obecnie ma miejsce w moim życiu nie mogę zaniedbywać mojej edukacji.
Chociaż rano już się bałam, że nie dam rady się tam pojawić, przez poranne mdłości. Nie wiedziałam, czy to przez stres, czy to "uroki" pierwszego trymestru, chociaż pewnie to jedno i drugie. Na szczęście do godziny ósmej jakoś mi przeszło, ale i tak spóźniłam się kilka minut na pierwszy wykład.Weszłam po cichu na salę i przeprosiłam panią profesor za spóźnienie, zajęłam miejsce na aulii obok Katherine, po czym wyjęłam długopis oraz duży zeszyt, aby przygotować się do robienia notatek.
- Jak się czujesz Maddie? - szepnęła.
- Jest w porządku - uśmiechnęłam się delikatnie - wczoraj byłam u lekarza.
- I jak? - zapytała, patrząc na mnie z troską.
- Pani doktor powiedziała, że wszystko wygląda idealnie jak na czwarty tydzień - odpowiedziałam szczerze.
- Uff, to dobrze. Nie chciałabym aby coś się stało mojej bratanicy - oparła głowę na siedzeniu oddychając z ulgą.
- Skąd wiesz, że to będzie ona? - zaśmiałam się cicho.
- Po prostu mam takie małe przeczucie - puściła mi oczko - mam nawet pomysł na imię - uśmiechnęła się szeroko.
- Jakie? - zapytałam, chociaż i tak wiedziałam co powie.
- Uważam, że Katherine to bardzo ładne imię - odpowiedziała pewna siebie.
- Bez szans - pokręciłam głową.
- Pomyśl o tym - spojrzała na mnie z pełną powagą.
- Wiesz może co się dzieje z Alexandrem? - zapytałam po chwili.
- Od tamtego zdarzenia nie odzywał się, a coś się stało? - zapytała lekko wkurzonym tonem.
- Nie, nie nic się nie stało - zapewniłam ją - tylko wczoraj napisałam mu wiadomość, że idę na wizytę lekarską, nawet podałam mu wszystkie informacje, gdzie i o której, ale gdy przyszło co do czego, to nie pojawił się - mój wyraz twarzy natychmiast posmutniał.
Miałam nadzieję, że przyjdzie i potrzyma mnie za rękę. Cholernie potrzebowałam jego wsparcia akurat tego dnia, ale jak zwykle się przeliczyłam. Kiedy ja w końcu zmądrzeję?
- Typowe - prychnęła pod nosem.
- Ale głowa do góry - Katherine podniosła brew na moje słowa - przez ostatnie dni doszłam do jednego wniosku; postanowiłam obrać nową strategię.
- Jaką? - zapytała zaciekawiona.
- Postanowiłam, że będę ignorować problemy, dopóki nie rozwiążą się same - uśmiechnęłam się dumna z siebie.
- Czyli mam rozumieć, że celem jest zaprzestanie zadowalania oczekiwań mojego brata, po czym poczekasz aż sam do ciebie przybiegnie, gdy jakimś cudem zrozumie swoje błędy?
- Dokładnie tak.
• • •

CZYTASZ
Atypical Soulmates
WerewolfOd wieków młode wilki są uczone, że nie ma większego szczęścia niż spotkanie swojej bratniej duszy. Każdy wilkołak jej pragnie i się o nią modli, ponieważ tylko ta druga osoba może sprawić, że ich dusza będzie kompletna. Czy zdarzało się, że ktoś wy...