| Chapter 9 |

450 18 0
                                    


Madison

_________________________________________________________


Kolejny dzień naszego, krótkiego odpoczynku, również przebiegał dosyć sprawnie. Z samego rana zjedliśmy wspólnie śniadanie i od razu po, wybraliśmy się na plażę. Zaczął się weekend, więc na plaży było naprawdę całkiem sporo ludzi, ale nie było tak źle. Pogoda cały czas dopisywała, temperatura nie spadała poniżej trzydziestu stopni, a słońce cały czas mocno grzało. Jedynym ukojeniem była delikatna morska bryza, która nadawała przyjemnego chłodu.

Jerry wybrał się na snorkeling z jego sąsiadem, panem Jacksonem. Natomiast, ja z Kathy stwierdziłyśmy, że spróbujemy swoich sił w paddleboardingu. Z jednego punktu widzenia ten sport przypomina zwykły surfing, tylko jest znacznie łatwiejszy do opanowania. Polegało to, po prostu na utrzymaniu równowagi na desce i zwyczajnym odpychaniu się wiosłem, niby nic skomplikowanego, ale jednak wypadało włożyć w to trochę wysiłku fizycznego. Nie było to dla mnie nic trudnego, gdyż bardzo często byłam w ruchu, biegałam, chodziłam na siłownię, albo sama robiłam jakieś ćwiczenia w domu. Bardziej niepokoiła mnie kondycja Kathy, która zaczynała lekko sapać, więc wolałam znacznie zwolnić nasze tępo, aby przyjaciółka mi nie padła na środku oceanu.

Pogrążona we własnych myślach płynęłam przed siebie dopóki Kathy nie wybudziła mnie z transu.

- Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że kazałam zostawić ci ten cholerny telefon w domu - odezwała się.

Spojrzałam się na nią, po czym odłożyłam wiosło i usiadłam na środku deski. Siedziałyśmy na przeciwko siebie i dryfowałyśmy po wodzie.

- Przestań, jedyną osobą, która powinna mieć wyrzuty sumienia jestem ja, bo nie wspomniałam mu ani słowem, że gdzieś jadę.

- No wiem, ale sama mówiłaś mi nie raz, że Zander jest nieobliczalny i wolałabyś się nigdy nie przekonać jak to jest go wyprowadzić z równowagi - powiedziała z lekkim grymasem na twarzy.

- A czy przypadkiem nie ty byłaś tą osobą, która powiedziała pierdol go ?

- No tak ale...

- Nie ma żadnego ale, Kathy - uśmiechnęłam się - Zander nie jest moim szefem, a poza tym jakoś nie widzę oznaczenia na mojej szyji, więc tak na dobrą sprawę, nie mam obowiązku spowiadania mu się z czegokolwiek. Jedyne co nas łączy to więź, która już nigdy nie pozwoli nam na zbliżenie z nikim innym, poza sobą - westchnęłam.

- To do końca życia zamierzacie ciągnąć tą szopkę? - zapytała z podniesioną brwią.

- Szczerze nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami - cholernie nie podoba mi się to co robimy, czasami nie przesypiam nocek, bo nie mogę przestać o nim myśleć. Cały czas zastanawiam się co teraz robi, co czuje, bo nigdy nie ma go obok. Nawet nie mogę do niego zadzwonić i porozmawiać gdy mam gorszy dzień, a co dopiero powiedzieć o czułym objęciu i kilku ciepłych słowach - pokręciłam głową ze smutkiem, powstrzymując łzy.

- Maddie, ja nie wiem co mogę zrobić żeby jakoś ci ulżyć w cierpieniu - powiedziała z żalem.

- Kathy jedyne co możesz to mnie wspierać. To ja musze się z nim zmierzyć i w końcu postawić warunki, co powinnam zrobić już na początku tej chorej relacji.

- A wiesz o nim coś więcej? Typu nazwisko, wiek, rodzina...

- Nic. Kompletnie nic, przysięgam. Nigdy nie mówi o sobie. W sumie to poza łóżkiem praktycznie wogóle się do mnie nie odzywa - powiedziałam obojętnie.

Atypical Soulmates Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz