| Chapter 20 |

397 23 1
                                    


Madison

_________________________________________________________


Weszłyśmy do klubu tylnim wejściem, które było przeznaczone tylko dla pracowników oraz upoważnionych. Przechodziłyśmy przez labirynt długich korytarzy, mijałyśmy różne pomieszczenia do gry w pokera, stoły bilardowe, odosobnione loże z barkami, czy spore gabinety. Cały wystrój i wyposażenie utrzymywało się w czerni, a jedynymi zródłami światła były malutkie lampki na suficie. Czułam się jak w kinie, w momencie kiedy gasną światła i rozpoczyna się seans. Mimo niewielkiego oświetlenia wszystko wokół było w miarę widoczne, jednak najdziwniejsze było to, że jak na razie nie spotkałyśmy żywej duszy. Nie wspominając o głuchej ciszy, która nas otaczała, dzięki specjalnie wyciszonych ścianach.
Wydawało mi się, że pokonałyśmy kilometry zanim dotarłyśmy na klatkę schodową. Wejście na górę nie różniło się wystrojem od pomieszczeń, które widziałam wcześniej. Jedynym dodatkiem były podświetlane stopnie, które znacznie ułatwiały przemieszczanie się w ciemności. Dopiero teraz byłam w stanie usłyszeć muzykę dobiegającą z ogromnej sali.

Na samej górze, przed wielkimi metalowymi drzwiami czekała na nas wysoka szatynka. Stała w małym rozkroku z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jej włosy były zaplecione w dwa warkocze, sięgające do ramion. Miała rozbudowaną sylwetkę, wyraźne mięśnie odznaczały się na rękach i nogach, kobieta wyglądała jakby zawodowo uprawiała sztuki walki. Odkąd nas zobaczyła, jej wzrok cały czas utkwiony był w Kaitlyn, nawet nie musiały nic mówić, od razu widać było to głębokie uczucie, którym darzyły siebie nawzajem.

- O mój Boże - popatrzyła na mnie tak jakby zobaczyła ducha - to ona jest przeznaczoną Zandera? - zapytała z niedowierzaniem.

- Zgadza się - uśmiechnęła się Kaitlyn - Madison, to moja przeznaczona Tori - wskazała ręką na szatynkę.

- Wasz brat jest chyba jakiś niezdiagnozowany - pokręciła głową.

- Zdajemy sobie z tego sprawę - odpowiedziała Kathy.

- Bez urazy, ale ona spoza jego ligii - podniosła ręce do góry.

- Tori! - zganiła ją Kaitlyn.

- Ale ja tylko stwierdzam fakty - wzruszyła ramionami - Madison wygląda jak taki aniołek, a tamten to wcielony diabeł.

- Zgadzam się w stu procentach - wtrąciła się Kathy - on na nią nie zasługuje.

- Dziewczyny już dosyć - przerwała im Kaitlyn - jak bardzo możemy go teraz nienawidzić, on dalej jest przeznaczonym Madison i nie wypada mówić o nim źle w jej towarzystwie.

Niestety siostra Kathy miała rację. Wysłuchiwanie złych rzeczy o swoim mate nie należało do przyjemnych. Obrażanie go, było jak obrażanie również mnie. Trochę to popieprzone, ale tak właśnie działała więź. Moja wilczyca miała ochotę rzucić im się do gardła, za te słowa. Ja natomiast zdawałam sobie sprawę, że mają rację, wiedziałam również, że nie zasłużyłam na takie traktowanie z jego strony, ale nie mogłam zmienić swojego przeznaczenia. Musiałam jakoś nauczyć się żyć z tym co mam.

- Jest w porządku - spojrzałam na Kaitlyn - w końcu nie znam go od dziś - uśmiechnęłam się smutno.

W odpowiedzi dostałam od nich współczujące spojrzenia. Było to coś okropnego, znałam Zandera od trzech lat, a one dopiero kilka dni temu dowiedziały się o moim istnieniu. Poza Kathy oczywiście, ale ona też nie miała pojęcia, kto jest tym moim tajemniczym przeznaczonym. Jak widać życie potrafi był pełne niespodzianek i to dosłownie, położyłam rękę na moim jeszcze nieistniejącym brzuszku.

Atypical Soulmates Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz