0.6

7.6K 372 405
                                    

Głośny huk rozszedł się echem po całej ulicy, a wrony zerwały się z gałęzi kwitnących drzew i wzniosły się w górę szybując po niebie w niepokoju, że to one są zagrożone.

Krew trysnęła na chodnik, a chwilę po tym osłabione ciało runęło w tamto miejsce, lądując na ziemi z bolesnym uderzeniem. Wcześniej słyszalny był tylko przestraszony krzyk blondyna, odgłos silników samochodów w oddali, dochodzący z głównej ulicy oraz śmiech piegowatego mężczyzny.

Teraz zdawało się, że wszystko ustało. Zrobiło się cholernie cicho, jedyne co dochodziło do jego uszu to długi, przeciągliwy i przeraźliwy pisk, które zakłócał jego myślenie. Ból pulsował mocno w jednym miejscu, jednak odnosił wrażenie, że fale te rozchodzą się po nim całym.

Obraz nieba i wron wirował nad nim dookoła niczym karuzela. Nie stracił jeszcze przytomności, choć dość mocno uderzył głową o chodnik. Oczy pełne łez, wymęczone od płaczu kierował ku górze prosząc Boga o pomoc. Jest tak bardzo bezsilny i samotny w tym wszystkim.

Stopniowo tracił czucie w nogach i rękach, wnioskował to po ich mrowieniu czy ociężałości. Jedyne co był w stanie zrobić to bardzo powoli przenieść jedną dłoń w miejsce, gdzie krew wylewała się z niego strumieniami. Ścisnął materiał zabrudzonej, mokrej koszulki oraz fragmentu spodni. Pieczenie kumulowało się w okolicy bioder, więc to zapewne tam otrzymał cios.

Czerwonooki czuł się okropnie, miał wrażenie, że jeszcze chwila i umrze. To dodatkowo wzniecało jego strach i przerażenie. Powieki także stawały się cięższe, jego wyczerpany organizm marzył o tym, aby je zamknąć i odpocząć. Ale on dzielnie walczył, nie pozwalając na utratę przytomności. Musi być silny. To jeszcze nie jest czas na śmierć - powtarzał sobie w myślach.

Nieprzyjemny dźwięk nadal nie ustawał, nie wiedział już, czy dochodzi z zewnątrz czy z jego wyobraźni. Był w rozsypce, nie miał pojęcia jak może się uratować. Groźba Pana wciąż przewijała mu się przed oczyma, powodując kolejne omdlenia i uderzenia gorąca.

Z wielkim trudem i wysiłkiem uniósł obie ręce umorusane w krwi, przenosząc je następnie na swoją twarz. Zakaszlał głośno, wypluwając przy okazji trochę czerwonej cieczy i odgiął się do tyłu chcąc zetrzeć łzy ze swojej twarzy i oczu, które całkowicie przysłaniały mu widoczność. Zostawiając na swojej skórze brudne ślady przejechał dłońmi po swoich policzkach i czole, na którym pojawiły się kropelki potu. Wciąż starał się powstrzymywać drgawki na swoim ciele, z niewiadomych przyczyn niekontrolowanie zaczynał się trząść.

Oddychał ciężko i głośno, brał głębokie wdechy i wydechy, byleby utrzymać się przy życiu. Głupio umrzeć w wieku dwudziestu lat, gdy jeszcze tyle można zrobić. Jeszcze nie zaznał szczęścia jakiego wymagał od losu. Jeszcze nie znalazł prawdziwej miłości z wzajemnością. Więc to jeszcze nie czas na śmierć.

– Jesteś jeszcze głupszy niż myślałem, Kacchan – Deku włożył ręce do kieszeni i radosnym krokiem zbliżył się do chłopaka leżącego na chodniku. Uśmiech ani na chwilę nie znikał z jego twarzy.

Stanął tuż obok i przekrzywił głowę patrząc w dół. Zeskanował wzrokiem ciałko swojej drogiej zabawki i przykucnął obok.

– Lepiej wyglądasz w spódniczce albo w jednym z tych ślicznych stroi – podsumował, całkowicie nie przejmując się stanem poszkodowanego.

Doskonale wiedział, że Bakugo ledwo kontaktuje i nie rozumie jego słów. Droczenie się z innymi weszło jednak w jego nawyk, toteż nigdy nie odmawiał sobie tej przyjemności.

– A właśnie, popatrz co mam! – sięgnął po pistolet i podsunął tamtemu pod nos.

Zgodnie z jego oczekiwaniami czerwonooki od razu zbladł i zemdlał, zapewne ze stresu i nie mając już siły walczyć z własnym ciałem i bólem.

Chłopak za 100tysięcy║DekubakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz