1.2

5.4K 278 247
                                    

Roześmiany blondyn wysiadł z samochodu, trzymając na rękach małą, puchatą kulkę. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, a oczy błyszczały z zachwytu. Nie dowierzał w to co się dzieje, gdyż nawet w swoich snach nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał okazję na posiadanie własnego zwierzątka.

– Jeszcze raz dziękuję! – spojrzał z wdzięcznością na zielonowłosego, który także tulił do siebie futerkowy kłębek.

– A ja jeszcze raz mówię, że nie ma za co – odparł pogodnie tamten.

Obydwoje skierowali się do drzwi wejściowych, ściskając w wolnych dłoniach reklamówki z akcesoriami i wszystkimi potrzebnymi przedmiotami do opieki nad pupilami. Bakugo był bardzo zdziwiony, ale jednocześnie się cieszył, bo Pana także urzekła historia o relacji małego szczeniaka z kocicą, których postanowili przygarnąć. Jedna z wolontariuszek opowiedziała im o tym. Piesek został nazwany Ikki, kot nie miał jeszcze imienia. Ponoć obydwa trzymały się blisko siebie i razem włóczyły w okolicach schroniska. Prawdopodobnie szczeniak został wyrzucony przez jakiegoś właściciela, a matczyny instynkt kocicy kazał jej się nim zaopiekować. Cóż poradzić, takie nastały czasy i coraz częściej spotyka się podobne sytuacje. A zarówno Deku, jak i Katsuki, wiedzieli o tym najlepiej.

– Dzisiaj jest naprawdę upalny dzień – przyznał piegowaty, odstawiając Ikkiego na podłogę. Był to zwyczajny kundelek średniego wzrostu. Cała jego sierść była biała, jeśli by nie liczyć rudego ucha. Na oko miał może pięć miesięcy, nie więcej. Z tego co mówił weterynarz, raczej nie wiele już urośnie. – Wiesz... Nie chcę ci odbierać tej przyjemności... Rozumiem, że chciałbyś wymyślić imię dla kota. A-ale... Ugh... Moglibyśmy nazwać ją Inko?

– Inko? – Blondyn uśmiechnął się lekko. – Nie ma sprawy, to dla mnie nie problem.

– To dlatego, że mi kogoś przypomina... Ma takie śliczne, duże, zielone oczy... Jest bardzo spokojna. Zresztą mniejsza o to. Dziękuję.

Tego dnia humor Midoriyi był aż zdumiewająco dobry. Ciężko było zgadnąć, co się do tego przyczyniło, jednak nikt z tego względu nie narzekał. Niech tak pozostanie jak najdłużej.

– Daj mi chwilę, Pan-... Izuku. Mogę przygotować dla nas lemoniadę. To zajmie z dziesięć minut. Poczekaj– rzucił czerwonooki, jednocześnie wchodząc do kuchni.

Miał wprawę w robieniu tego typu napoi, więc poszło mu dosyć szybko. Zrobił lemoniadę w czasie, gdy Deku zajmował się rozpakowywaniem rzeczy. Naprawdę był nie do poznania. Katsuki nigdy nie sądził, że będzie z nim w takiej dobrej relacji, nawet dla żartu. Właściwie to tylko już czekał, aż czar pryśnie. Aż Pan wróci do swojej pierwotnej formy i będzie się zachowywał inaczej. Chociaż w głębi duszy liczył na to, że tak się nie stanie. 

– Możemy zrobić mały piknik na balkonie – zaproponował piegowaty, czując się jak zupełnie inna osoba. A właściwie, czując się sobą. W końcu udało mu się chociaż na parę godzin zapomnieć o problemach i chorobie psychicznej, która męczyła go już od paru lat.

– B-brzmi super – uśmiechnął się niepewnie i podążył za nim, trzymając w ręce dwie szklanki oraz dzbanek, w którym był już przygotowany napój.

Dwójka mężczyzn weszła na piętro w asyscie Ikkiego i Inko, po czym udała się w część budynku, w której Kacchan jeszcze nie był. Tym razem poprowadzony został do jakiegoś pokoju, który sądząc po wyglądzie, służył tylko do przechowywania zbędnych rzeczy i łączył się z balkonem. Gdy wyszli na zewnątrz, ich oczom ukazał się naprawdę godny zapamiętania widok. Przed nimi rozpostarła się panorama miasta, a przynajmniej całej okolicy, gdyż balkon znajdował się dość wysoko nad ziemią. Sam był duży i dobrze urządzony. Czarne, cienkie barierki, które nie zasłaniały dużo, a gwarantowały bezpieczeństwo. Mieścił się tutaj mały stolik i dwa wiszące krzesła w formie bombki. Ponoć teraz takie były modne. Wyglądały trochę jak wiszące gniazdo albo dziupla z poduszką w środku. W każdym razie, pasowały do otoczenia.

Chłopak za 100tysięcy║DekubakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz