Blondyn uchylił powolnie powieki, z niepokojem przyglądając się sufitowi nad sobą. Bał się spojrzeć gdziekolwiek indziej, w obawie, że czarna postać wciąż tam jest. Choć bardzo chciał wytężyć wzrok, zdawało się to na nic, bo obraz i tak był zamglony. Oddychał głośno i ciężko, zupełnie jakby zapomniał jak się to robi i w każdej chwili mógł udusić. Na jego twarzy wymalowane było przerażenie. Sam już nie wiedział, uciekać tak szybko jak się tylko da, czy leżeć i udawać martwego?
Stęknął cicho, kładąc dłoń na swojej pulsującej skroni. Bolała go głowa. Tak naprawdę to wszystko. Cały obolały nie miał nawet siły na większe ruchy. Łzy gromadziły się w jego oczach, dodatkowo utrudniając jakąkolwiek orientację w pomieszczeniu. Miał ochotę się rozpłakać, ale nawet na to nie starczyło mu sił. Szczególnie w momencie, gdy jego palce natknęły się na mokrą ciecz spływającą po twarzy chłopaka. Kolor sugerował, że była to krew. W takim razie nieźle musiał rąbnąć głową... Ale czemu? Co się dzieje?
– A-a.. Auć – szepnął niesłyszalnie, kuląc się na salonowej podłodze. Wcale nie pocieszał go fakt, że ciężkie uderzenia kroków zbliżały się do niego.
Oczyma wyobraźni widział już najczarniejsze, najgorsze scenariusze, które w tej chwili wydawały się bardzo prawdopodobne. Poczuł, jak w jego okolicy robi się chłodno. Powietrze tak nagle zmieniło temperaturę, co wydało mu się podejrzane. A już szczególnie wtedy, gdy dźwięków kroków było więcej. Nie należały do jednej osoby, lecz co najmniej pięciu. Weszły do salonu. Już tu są. Łańcuchy ciągną się w jego stronę. Jego minuty są policzone.
Zamarł w bezruchu, czując się jak sparaliżowany. Serce łomotało w jego piersi, chcąc niemal stamtąd wyskoczyć. Kręciło mu się w głowie, co w ogóle nie ułatwiało sprawy. Nie zdobył się na odwagę, aby popatrzeć w kierunku przybyłych, tajemniczych postaci. Nie był jednym z głównych bohaterów horroru, który wszędzie wciska swój ciekawski nos. Gdyby mógł, najchętniej wydłubał by sobie oczy, byle tylko nie widzieć strasznej zjawy ponownie.
Ku jego nieszczęściu, nie musiał nic robić, aby dostrzec owych przybyszów. Sami pojawili się w zasięgu jego wzroku, stając dookoła niego. Na ich widok zrobiło mu się jeszcze gorzej. Był bliski omdlenia, chociaż z przerażenia nie potrafił stracić przytomności. Jedyne co mógł zrobić w tej chwili to leżeć bezczynnie i czekać na to, co stanie się dalej.
Najbardziej w oczy rzucała mu się zakapturzona postać, przyodziana w czarne, duże i poszarpane szmaty. Ciężko było określić rodzaj tego ubrania, szczególnie przez bardzo niewyraźny i zamazany obraz przed oczyma Bakugo. Dookoła zgromadzonych unosiła się zielona poświata, która także częściowo zakrywała ich twarze.
Odnosił wrażenie, że jakoś tak pociemniało... Był prawie sierpień, pogoda zazwyczaj dopisywała. Dzisiaj jednak postanowiła zaszaleć i zapodać okolicznym japończykom ciemne, burzowe chmury, zasłaniające całe niebo. W oddali słychać było ciche pomruki i grzmoty, które zbliżały się z każdą kolejną chwilą. Nie było więc słońca, a co za tym szło, także w willi Midoriyi panowała ciemność, w szczególności, że światła nie były zapalone.
Mimo to chłopakowi udało się skądś rozpoznać te postacie. Wyglądały znajomo. Zarysy ich niewidocznych twarzy, włosy, kształty ciała, a nawet ubrania. Dopiero po upływie kolejnych paru sekund skojarzył, że są to osoby z fotografii, które wisiały na korytarzu, na pierwszym piętrze. Od razu jego panika wzrosła, a nieprzyjemna gęsia skórka pojawiła się na jego ciele. Oblewał go zimny pot, przerażony trząsł się na całym ciele. Nie przypominał sobie, aby miał zdolności umożliwiające widzenie duchów. Chyba że to od tych wszystkich chemikaliów, które podawał mu właściciel. Fioletowy płyn usuwający dar, dziwne jedzenie... Kto wie, jakie to ma skutki uboczne?
CZYTASZ
Chłopak za 100tysięcy║Dekubaku
Fanfiction„-Boli? -B-boli... -I dobrze, bo ma boleć." Popełnił błąd. Zakochał się w mężczyźnie, którego nienawidził. W bezlitosnym potworze, przez którego cierpiał i wylał morze łez. Ale serce podpowiadało: „zrób to, daj mu szansę!". A on był typem osob...