Anioł

186 16 2
                                    

Nie musiałam długo czekać, by Jordan mnie dogonił. Na jego twarzy widać było zaczerwienienie, a sama jego mimika mówiła, że był ostro wkurzony. Złapał mnie za rękę, siłą zatrzymując. Czekałam na jego ruch, nie zamierzałam pierwsza zaczynać, już wystarczająco mi zepsuli humor. Wiek nie mówi o dorosłości, tylko zachowanie, im do tego brakowało wiele. Miałam przecież prawo spędzać swój wolny czas, z kim chciałam, a Nathan, nie powinien się pojawić się w tym sklepie, jak to się mówi, im mniej się wie, tym lepiej się śpi.

― Przepraszam. ― powiedział w końcu. ― Nigdy nie chciałem, byś była pomiędzy młotem, a kowadłem, ale wkurwia mnie to, że ten facet jest zawsze tam gdzie my.

― Jak byliśmy na randce, to go nie było. ― mężczyzna westchnął, drapiąc się w kark. ― Był? ― potwierdził. ― Czemu nic nie powiedziałeś?

― Bo wiedziałem, że się wkurzysz. Nie chciałem psuć tego wieczoru, od tylu lat mogłem wreszcie spędzić z Tobą czas, żaden chłystek nie mógł mi tego zepsuć. ― po chwilowym zastanowieniu się, musiałam mu przyznać rację. Nie wiem, co zrobiłabym, gdybym zauważyła Nathana, na pewno, moja złość przeszłaby wszystkie granice. ― Jeśli chcesz, odwiozę Cię do domu.

― A nie mieliśmy jechać do parku wodnego? ― nie chciałam grać obrażonej księżniczki, mimo iż miałam taką ochotę.

― Kupiłem Ci ten strój, widziałem, że Ci się spodobał. ― nawet nie zauważyłam, że trzymał w ręce torbę, która od niego wzięłam. Jordan rzeczywiście wybrał strój, któremu przyglądałam się najdłużej, był dwuczęściowy w czerwonym kolorze. Dół był z wysokim stanem, a góra, nie miała ramiączek. Zdziwiłam się, że oprócz tego, była zwiewna sukienka, z odkrytymi bokami. ― Do tego dokupiłem Ci takie coś, żebyś nie musiała wciskać na siebie cały czas jeansów. 

Myślałam, że od razu pojedziemy do tego parku wodnego, jednak zahaczyliśmy o jego dom, w którym na moje nieszczęście było większość domowników. Matka Jordana nie była zachwycona, że mnie widziała, jego ojciec przywitał się ze mną i poszedł w swoją stronę. Jedynym miłym akcentem było to, że nie było matki dzieci, która wyszła na spacer, a przynajmniej tak powiedziała siostra czarnowłosego.

― Wracacie do siebie? ― zagadała dziewczyna, u której się przebierałam. ― Jordan dalej Cię kocha.

― Nie wiem, co mam Ci odpowiedzieć. ― westchnęłam. ― To trochę skomplikowane i prawdę mówiąc, większość mojego życia zajmuje mi praca, nie byłabym w stanie też rzucić tego wszystkiego.

― I tak w końcu będę świadkową na Waszym ślubie. ― powiedziała i od razu wyszła z pomieszczenia, wymieniając się z Jordanem i swoją córką.

― Jakim ślubie? ― uniósł brew. ― O czym gadałyście? ― zaczął zadawać kolejne pytania.

― Coś Ci się pomyliło. ― mruknęłam. ― Gadałyśmy o pogrzebie, nie ślubie. ― przewrócił oczami. ― Może byś tak nas przedstawił? ― zmieniłam temat, by ten go nie drążył. 

― Skarbie, to jest Ave, moja przyjaciółka. ― dziewczynka pokiwała szybko głową i po chwili sama się przedstawiła. ― Częściej mówię do niej Bella. ― mruknął do mnie. ― Tobie też by to pasowało. 

― Zostańmy przy Ave, ewentualnie Izzy, dobra? ― zgodził się, a po minie dziewczynki, widziałam, że nie rozumiała, o czym rozmawialiśmy. 

Po kilku minutach siedzieliśmy już w samochodzie Jordana, Ash, który również mi się przedstawił, był bardzo sceptycznie do mnie nastawiony. Kiedy czarnowłosy powiedział, że byłam jego przyjaciółką, nie bał się wypomnieć tego, że w restauracji wyglądało to inaczej. Ja nie chciałam się tłumaczyć, nie miałam nawet z czego. Tayler nie krył się z tym, że moja niechęć wynikała z nieporozumienia, które rozdzieliło nas na te kilka lat. Byłam zdumiona, że tak otwarcie o tym wszystkim mówił, zwłaszcza że wciąż mieszkał z matką tego chłopca. 

― Zamierzasz się rozstać z matką? ― uniósł brew, byliśmy już na miejscu. ― Wiesz, że ona wpadnie w szał? Skończy się to tak, jak ostatnio. ― spojrzał na mnie, ― Jest Pani policjantką, tak? ― kiwnęłam głową. ― Mógłbym później z Panią porozmawiać, chciałbym o coś zapytać. 

― Mów mi po imieniu. ― przerwałam mu. ― Nie jestem aż taka stara. ― już bez żadnego słowa poszedł w stronę wody.  ― Ile ma lat? ― odpowiedział, że w tym roku miał skończyć dwanaście. ― Jest bardzo spostrzegawczy. 

― A ja mam tyle latek! ― krzyknęła dziewczynka, pokazując cztery palce. ― Pójdziesz ze mną na zjeżdżalnię? ― spojrzała na swojego ojca. ― Ash się dobrze tam bawi, też chce.  Nie musiała go długo namawiać, bo już po chwili byli w wodzie. Ja za to usiadłam na "brzegu" i im się przyglądałam, już z daleka widać było, jak bardzo ważna była dla niego córka. 

― A może do nas dołączysz? ― spojrzałam w oczy szatynowi, który opierał się o moje kolana. ― Nie mów, że się wody boisz. ― parsknął śmiechem, po czym odwrócił się, by sprawdzić, czy Ash pilnował siostry. 

― Wody nie, bardziej Ciebie. ― przyznałam ze śmiechem. ― Zawsze miałeś poprzestawiane w głowie. ― przewrócił oczami, po czym siłą ściągnął mnie do wody. ― O tym właśnie mówię. ― odsunęłam się od Jordana i podpłynęłam do dzieciaków. 

Miło spędziłam czas ze swoim ex i dzieciakami, mogłabym powiedzieć, że przez te trzy godziny zapomniałam o problemach i całej tej sprawie. Jednak w końcu musiałam wrócić do rzeczywistości i przygotować się do tego bankietu. Oczywiście zaraz po obiedzie, na który zaciągnął mnie Jordan z pomocą jego córki. 

Co do niej, to oprócz mojej chrześnicy, nie widziałam bardziej cudownego dziecka. Była jak anioł, a na twarzy cały czas miała uśmiech. Nie dziwiłam się, że Jordan nie potrafił jej niczego odmówić. Pewnie sama bym ją rozpieszczała. 

########

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz