Dupek!

230 20 2
                                    

Załatwienie wszystkiego zajęło mi około godziny. Większość tego czasu siedziałam u Madison i pomagałam jej szukać tego spisu pracowników. Kiedy w końcu to się udało, poszłam zrobić dwie kawy, a w trakcie drogi do sali przesłuchań, zauważyłam córkę Jordana, obok niej siedział jej brat, a nad nimi stała blondi. Jak przypatrzyłam jej się przez dłuższą chwilę, to musiałam przyznać, że była ładna, jednak dla mnie była zbyt plastikowa. Popatrzyła na mnie wrogim spojrzeniem, po czym chciała do mnie podejść, ale wyprzedził ją koleś z FBI. 

―  Pomóc Ci? ―  zagadał do mnie. ―  Otworzę Ci chociaż drzwi, gdzie idziesz? ― wskazałam głową na salę przesłuchań. ― Proszę bardzo Pani detektyw. ― mrugnął, otwierając drzwi. ― Wpadnij do nas na siłownie jeszcze. ― mruknął z uśmiechem. ― Może czegoś nas nauczysz, a możliwe, że i my Ciebie czegoś nauczymy. 

―  Jak będę miała czas. ―  powiedziałam z lekkim uśmiechem. ―  Dzięki. ―  mężczyzna bez słowa wyszedł. ―  Twoja kawa. ―  podsunęłam mężczyźnie kawę pod nos i popatrzyłam na Jordana, który przyglądał mi się z uśmiechem. Miał siniaka na twarzy, ciekawiło mnie, kto mu go nabił. Czyżby blondi miała problemy z agresją? 

― Nie odpisałaś mi na wiadomość Izzy. ― powiedział czarnowłosy. Nie zareagowałam na to, tylko oparłam się o ścianę i napiłam się kawy. ― Chciałbym, aby detektyw White mnie przesłuchiwała. ― posłałam mu wrogie spojrzenie. ― Inaczej odmawiam składania zeznań i żądam adwokata.

― Zapomniałam, że jesteś takim dupkiem. ― mruknęłam pod nosem. ― Odpowiedział na cokolwiek? ― zwróciłam się do Natha, niestety zaprzeczył. ― Wiedziałeś, że Anderson wielokrotnie gwałcił swoje pracownice? ― zapytałam wprost. Chciałam mieć to za sobą. 

― Gwałcił? ― zapytał ze śmiechem, ale widząc moją poważną minę, zaprzestał. ― Nie, skąd w ogóle taki pomysł? Może i Matt jest skurwysynem, ale do tego by się nie posunął.

― To ciekawe. ― prychnęłam. ― Albo robisz ze mnie idiotkę, albo Twój przyjaciel się tym nie chwalił. ― westchnęłam. ― Chociaż może i Ty miałeś w tym swój udział, co? 

― O co Ci chodzi Izzy? Cały czas plujesz na mnie jadem, nie pamiętasz już, kto oberwał za Ciebie kulkę? ―  zacisnęłam pięści. ― A potem zwiałaś, zostawiając mnie. 

― Po pierwsze, kazałam Wam wszystkim zostać za osłoną, to Ty się zabawiłeś w superbohatera. Po drugie, to nie ja zwiałam, tylko Ty mnie rzuciłeś przez swoich rodziców, a po trzecie, to nie rozmowa na teraz. ― cały czas miałam zaciśniętą szczękę. ―  Mnie tylko zależy na tym, aby zamknąć mordercę, jeśli nie miałeś z tym morderstwem nic wspólnego, to współpracuj. I to nie tylko ze mną, a z całą policją. 

― Jeśli mi obiecasz, że się ze mną spotkasz i o tym porozmawiamy. ―  wzięłam głęboki wdech. Miałam ochotę krzyczeć albo rzucić w niego kubkiem z kawą. ―  Słonko...

― Jeśli chociaż jedna kobieta powie mi, że była gwałcona przez Andersona, uznam, że kłamałeś. A nie oszukujmy się, w tym jesteś mistrzem. ―  spojrzałam na Natha, który kiwnął głową. ―  Możesz już iść, ale pamiętaj, że za utrudnianie w śledztwie też możesz pójść do więzienia. Zrób to dla swoich dzieci i współpracuj, odkładając przeszłość na bok. 

Nie czekając, aż wyjdzie, sama wyprułam z pomieszczenia. Udałam się od razu na siłownie, gdzie zaatakowałam worek treningowy. Nie zdziwiło mnie to, że znów ferajna z FBI tam była. Czułam na sobie wzrok wszystkich, ale nie robiłam sobie z tego nic. Jeśli on myślał, że jak wypomni mi tę sytuację sprzed kilku lat lub będzie stawiał warunki, to zmięknę i polecę z nim porozmawiać, popierdoliło go do reszty. Tak bardzo chciałam, żeby on był tym workiem, zwłaszcza że powiedział, że to ja zwiałam. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, nie zgodziłabym się na propozycję Jamesa. Jacob też mógł to zrobić, może wtedy szybciej by się do siebie zbliżyli, a ja i Jordan nie bylibyśmy razem. Mogłoby się to równać, z tym że byłabym martwa, ale w tamtej chwili nie obchodziło mnie to. 

―  Ave! ―  odwróciłam się, popatrzyłam na każdego z osobna. Przede mną stało około dziesięciu policjantów, a w tym rozpoznałam jednego. 

―  Lucas! ―  krzyknęłam i rzuciłam się na mężczyznę, przytulając go. To właśnie on mnie przekonał, żeby iść na detektywa i przenieść się do Miami. ―  Co tu robisz?

― Przenieśli mnie tutaj z Houston, ale co Ty tu robisz? To jest siłownia dla FBI. ― spojrzałam na niego jak na debila, a widząc moją minę, wszyscy zaczęli się śmiać. 

―  Powinnam Ci poprawić ten nos za to, że mi nie powiedziałeś. ―  warknęłam do faceta, który się śmiał najgłośniej. ― A Ty też powinieneś oberwać, bo nawet się nie pochwaliłeś. 

― Niech zgadnę, to jest Pani detektyw, która za Twoją radą skończyła tutaj? ―  odezwał się jeden typ. ―  To teraz poradź jej, żeby startowała do FBI albo Interpolu, bo z takim prawym prostym w wydziale zabójstw się tylko marnuje. 

― Chętnie bym z Wami jeszcze pogadała, ale muszę wracać do pracy, bo mnie Nath zabiję. ―  powiedziałam i już miałam wychodzić, ale Lucas mnie zatrzymał. 

―  Co się stało? ―  zapytał, a ja westchnęłam. ― Nigdy Cię w takim stanie nie widziałem, nawet kiedy, wiesz...

― Jordan się stał. ―  powiedziałam, opuszczając siłownię. 

######

Nie wiem, o co chodzi, ale Wattpad usuwa mi niektóre fragmenty rozdziału. Miał ktoś też tak? Albo wie, czym to jest spowodowane?

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz