Znowu mi to zrobili!

221 16 2
                                    

Nikt nawet nie zorientował się, że nie było mnie całą noc. A fakt, że spałam do dwunastej, też nikogo nie zdziwił. Wszyscy się śmiali, że byłam pod takim wielkim wrażeniem po tej randce, że nawet mało co mówiłam. Prawda jednak była taka, że te poty, które z siebie wypociłam, nic mi nie dały. Cały czas miałam przed oczami jego twarz i moment, kiedy przylegał swoimi ustami do moich. Żadna inna myśl nie chciała się wkraść do mojego umysłu, a bądźmy szczerzy, powinnam się skupić na bracie i przyjaciołach, a później na śledztwie. Tayler nie mógł mi znów zamotać w głowie. 

Bo jeszcze tego nie zrobił, prawda? 

― Ziemia do Izzy. ― brat machał mi ręką przed oczami. ― Gdzie odleciałaś? ― zapytał z uniesioną brwią. ― Dobra, nieważne. Przez ostatnie piętnaście minut gadaliśmy o tym, żeby cały dzień spędzić na plaży, co Ty na to? 

― Chętnie, wezmę tylko szybki prysznic. ― już nic nie mówiąc, poszłam do swojej sypialni, wzięłam strój kąpielowy i zwiewną, białą sukienkę, po czym ruszyłam do łazienki. 

Po dziesięciu minutach wyszłam spod kabiny prysznicowej, owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam suszyć włosy, które później związałam w dwa bokserskie warkocze. Kiedy byłam w trakcie ubierania się, ktoś zapukał do drzwi. 

― Ave! Bardzo mi przykro, ale szef kazał po Ciebie przyjechać. ― uchyliłam drzwi, byłam w samym stroju kąpielowym. ― Wybierałaś się na plaże? ― uniósł brew. 

― Nie, zamierzałam tak iść na zakupy, a co? ― powiedziałam, a facet zaniemówił. ― Dasz mi chwilę? Muszę się przebrać i pomalować. ― Nathan kiwnął głową i poszedł w stronę salonu, gdzie pewnie siedziała reszta. Wróciłam do swojego pokoju, zdjęłam strój i wbiłam się w pierwszą lepszą bieliznę. Otwierając szafę, nie miałam pomysłu, jak się ubrać, dlatego również wzięłam przypadkowe rzeczy, którymi były jasne poszarpane jeansy i krótka bluza z kapturem. Makijaż zrobiłam tradycyjny, więc nie zajęło mi to dużo czasu. ― Miller dostanie za to, że już drugi raz skracacie mi wolne. ― mężczyzna parsknął śmiechem. ― A Ty przez kolejny tydzień przynosisz mi kawę i robisz śniadanka. Jasne? ― dotknęłam jego klatki lufą od broni, która jeszcze była zablokowana. 

― Ty się wszędzie musisz rządzić, co White? ― zapytał ze śmiechem Ethan, który trzymał roześmianą córkę na rękach. ― Nawet Lily się z Ciebie śmieje. ― podeszłam do nich i dałam dziewczynce buziaka w policzek, a chłopakowi wystawiłam język. ― A mnie to już pominiesz? Okej, zapamiętam. ― przewróciłam oczami i cmoknęłam chłopaka w policzek, a później powtórzyłam to na moim bracie i Naomi. 

― Ktoś jeszcze? ― zapytałam roześmiana. To, co się działo w tym domu, przekraczało ludzkie pojęcie. ― Ty nie zasłużyłeś. ― znów wskazałam na swojego partnera. ― Uważajcie na siebie na tej plaży, gdyby działo się cokolwiek złego, to zadzwońcie, przyjadę od razu. ― po krótkim pożegnaniu wyszliśmy z domu. Przez praktycznie całą drogę siedzieliśmy w milczeniu, co było mi na rękę, bo obawiałam się, że chłopak zapyta o kolację z Jordanem.

― Na pewno nie chcesz mi dać tego buziaka? ― przewróciłam oczami, ale cmoknęłam mężczyznę w policzek. Niestety akurat Jordan wysiadł z samochodu i zmierzył nas wzrokiem. Bałam się, że to wszystko zepsuło i nie będzie chciał nam dobrowolnie pomóc. ― Chodźmy. ― wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę wejścia. Oczywiście Tayler nie byłby sobą, gdyby mnie nie zatrzymał. 

― Nie ładnie Izzy. ― szepnął mi na ucho. ― Też chce buziaka. ― powiedział głośniej, co nie spodobało się Nathanowi. 

― Już dosyć tych buziaków. ― powiedziałam, nieco nawiązując do końca naszej randki. ― Już wszystkich w domu musiałam wycałować, Was wszystkich nie będę. ― oparłam się o swoje biurko, gdzie akurat Lucas, Miller i kilku gości z FBI siedziało i zaczęło się śmiać. ― Miałam mieć wolne do poniedziałku, co się zmieniło? Rodzina do mnie przyleciała. 

― Kto jak kto, ale Ty się dogadasz z Panem Taylerem. Nathan nie daje rady. ― przewróciłam oczami, ale nie omieszkałam wspomnieć o Lucasie. ― Lucas wraca do Houston i dołącza do Was Joe Moore. ― spojrzałam na "kolegę" z rozwalonym nosem. 

― Świetnie. ― mruknęłam sarkastycznie. ― Wszyscy w kupie, jak miło. ― westchnęłam. ― Możemy zaczynać? Chciałabym wrócić do domu. ― każdy z nich przewrócił oczami.

Ten dzień był dziwny, każdy zachowywał się jak nastolatek, nawet mój szef, który był grubo po pięćdziesiątce. Nie ogarniałam tego wszystkiego, ale chociaż było śmiesznie, a poza tym, nikt nie pytał mnie o tę kolację. Nie wiedziałabym, co im odpowiedzieć i nie chciałabym, aby zrobił to Jordan. Szef całkowicie by mnie odsunął od sprawy, a poza tym bałabym się reakcji Nathana, bo w końcu jeszcze nie tak dawno mówiłam, że nie wróciłabym do Taylera. 

― Chodźmy do sali przesłuchań. ― powiedział Nathan, więc w czwórkę, udaliśmy się do odpowiedniego pomieszczenia. ― Mam nadzieję, że już Pan nie ma żadnych "ale" i będzie z nami współpracował. ― Jordan spojrzał na mnie, a ja kiwnęłam głową, jednocześnie posyłając mu złowrogie spojrzenie. ― Panie Tayler? 

― Pomogę Wam. ― odetchnęłam z ulgą. ― Ale chyba wolałbym rozmawiać tylko z Izzy. ― zrezygnowana, oparłam się o ścianę. ― O ile to nie problem. ― niewinnie się uśmiechnął. 

― Dobra, zaczynajmy. ― usiadłam naprzeciwko niego. ― Tylko się streszczaj, miałam się dzisiaj opalać na plaży. ― chłopak uniósł brew. ― Jaki jest najsłabszy punkt Andersona. Jak można się do niego zbliżyć, aby nie miał żadnych podejrzeń?

― Nie jestem pewny, ale jego najsłabszym punktem są jego rodzice, ale chyba tam nie chcecie uderzać co? ― kiedy nie otrzymał odpowiedzi, kontynuował. ― James jest trenerem, co nie? ― kiwnęłam głową. ― No to ostatnio coś wspominał, że chciałby zacząć trenować boks. Możecie go tak obejść. 

― Odpada. ― powiedziałam. ― Nie będę w to wtrącała rodziny. ― powiedziałam poważnie. ― Jakoś inaczej? ― mężczyzna się uśmiechnął. ― Mów. 

― W następnym tygodniu organizuje bankiet, który odbędzie się w jego domu. Jestem zaproszony i mam przyjść ze swoją kobietą, bo chciałby ją w końcu poznać. ― zmarszczyłam brwi. ― Możesz pójść ze mną i się porozglądać, na pewno macie jakieś kamerki, podsłuchy i inne takie. 

― Nie sądzę, żeby Pańska kobieta się na to zgodziła. Chyba nie przepada za detektyw White. ― Nathan nawiązał do incydentu, który miał miejsce przed jego domem. ― Poza tym, bez obstawy jej nikt nie puści, nie wiadomo, co temu człowiekowi przyjdzie do głowy. Może zginąć więcej ludzi. 

― Dałoby się to zrobić. ― powiedziałam po chwili. ― Ale będzie trzeba kogoś jeszcze tam wkręcić. ― spojrzałam na swojego ex chłopaka. ― Dałbyś radę to zrobić?

― Na bankiet będą mogły wejść osoby, które śpią na kasie, wątpię, że w policji zarabiacie miliony. ― westchnęłam. ― Ale jeśli kogoś znajdziecie, to daj znać, wpiszę Was na listę. 

― Będzie trzeba to obgadać z szefem. ― mruknął Joe. ― Na dzisiaj to tyle, dziękujemy Panu. ― Jordan skinął głową. ― White, możesz go odprowadzić. ― westchnęłam, ale posłusznie wstałam. 

Wyszliśmy z komisariatu i ani ja, ani Jordan nie powiedzieliśmy, ani jednego słowa. Nie wiedziałam, czy ta cisza była niezręczna, czy nie. To wszystko było dziwne, znaczy, znałam na tyle Jordana, żeby wiedzieć, że on coś jeszcze wymyśli. Jednak nie sądziłam, że posunie się do takich rzeczy. To mogło mu zaszkodzić, a nie oszukujmy się, nie chciałam tego. 

― Dziękuję. ― powiedziałam. ― Za pomoc. ― chłopak oparł się o samochód i rozłożył ręce. ― Zdajesz sobie sprawę, że tu są kamery i pewnie przyglądają się nam? 

― Tak, ale skoro masz być znowu moja, to się przyzwyczajaj. ― nie czekając na moją reakcję, podszedł do mnie i mnie przytulił. ― I to nie tylko na czas śledztwa.― cmoknął mnie w policzek. ― Jak będziecie coś wiedzieć, to Ty się odezwij. Floyd mnie wkurwia. ― wsiadł do auta i posyłając mi swój firmowy uśmieszek, odjechał. 

########

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz