Małolaty

191 16 0
                                    

Cały plan mieliśmy omówiony, a do bankietu zostały raptem dwa dni. Te godziny miałam zamiar wykorzystać na przygotowanie się do tego. Musiałam kupić odpowiednią kreację, zabezpieczyć się w razie, gdyby poszło coś nie tak, a do tego dopilnować, by nikt nie zorientował się, że moim celem nie było pokazanie się w bogatym towarzystwie u boku przystojnego biznesmena. Miałam swoją misję, którą musiałam wykonać za wszelką cenę. 

Co do samych zawodów, to dzieciaki od Jamesa i Jacoba zajęli podium i dwa dni później wrócili do Nowego Jorku, a w tym James, który namówił Jaya, by ten nie odchodził z pracy. Rozmawiali przy mnie, mój brat obiecał, że nie będzie zwracał uwagi na to, że łączyło ich coś więcej niż przyjaźń i będzie go traktował jak zwyczajnego pracownika. Jacob zgodził się, ale jak to powiedział, tylko ze względu na podopiecznych. 

Niestety przez natłok w pracy nie miałam czasu przeczytać tego, co dał mi przyjaciel. Schowałam to w bezpiecznym miejscu i obiecałam sobie, że tuż po tym wszystkim zrobię wszystko, by tylko pomóc przyjacielowi. Nawet jeśli miałoby to oznaczać powrót na jakiś czas do rodzinnego miasta. 

Mój monolog myślowy przerwał dzwonek do drzwi, niechętnie oderwałam się od jedzenia śniadania i poszłam otworzyć. Osobą, która przeszkodziła mi w posiłku, był Jordan, który przepchnął się do domu, mówiąc, bym się zbierała, bo "jedziemy na zakupy". Mało tego, mężczyzna nawet nie pozwolił mi dokończyć posiłku, tylko kazał iść się ubrać.  Poszłam do sypialni, rzucając kilkanaście niecenzuralnych słów w stronę byłego chłopaka. Wskoczyłam w białe jeansy i ubrałam szarawą bluzkę na długi rękaw. Na to zarzuciłam płaszcz, po czym szybko rozczesałam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Całość nie zajęła mi nawet dwudziestu pięciu minut. 

― Gotowa? ― zapytał uśmiechnięty Jordan. ― Mam nadzieję, bo nie mamy dużo czasu, chodź. ― złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. ― Pojedziemy moim samochodem. ― zarządził, kiedy chciałam zgarnąć torebkę. ― Pieniędzy też nie musisz brać, ja za wszystko płacę. 

― Oszalałeś, czy nie masz na kogo wydawać? ― uniosłam brew, czekając na jego odpowiedź. On tylko przewrócił oczami, zabrał moje klucze i zakluczył drzwi. Bez słowa podszedł do swojego auta i to, jak miał kiedyś w zwyczaju, otworzył mi drzwi. Podziękowałam skinieniem głowy, wsiadając do auta. 

― Nie złość się na mnie. ― powiedział w połowie drogi. ― Chciałbym załatwić sprawę zakupów jak najszybciej. Obiecałem dzieciakom, że zabiorę ich do parku wodnego. 

― Nie złoszczę się. ― powiedziałam ze śmiechem. ― Mogłam pojechać na zakupy sama. ― dodałam. ― Naprawdę nie zarabiam groszy w policji, stać mnie na kieckę. ― zatrzymał się na światłach i spojrzał na mnie z uśmiechem. 

― Wiem, ale ja Ci już wybrałem sukienkę. Musisz ją przymierzyć. ― wydarłam się na niego, w jakim końcu prawem bez mojej wiedzy wybrał mi sukienkę. ― Mam nadzieję, że Ci się spodoba, a jak nie, to poszukamy innej, pasuje? ― kiwnęłam głową, na co się uśmiechnął. ― Ale pozwolę Ci wybrać strój kąpielowy. ― uniosłam brew. ― Ciebie też zabieram do parku wodnego, musisz poznać moją córkę i Asha. Od kiedy młoda zobaczyła Cię w restauracji, jest Tobą oczarowana. Codziennie się pyta o Ciebie, chce Cię poznać. 

― Czemu? ― zapytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Byliśmy już na miejscu, mężczyzna wysiadł z auta, by otworzyć mi drzwi. ― Dziękuję. ― uśmiechnęłam się lekko. ― Ty naprawdę nie masz, na co pieniędzy wydawać. ― mruknęłam, widząc, do jakiego sklepu zmierzaliśmy. 

― Przestań marudzić, dobra? ― westchnęłam. ― Od razu lepiej. ― pocałował mnie w policzek. ― Mam nadzieję, że nie wygadasz się Floydowi, nie chciałbym trafić do więzienia za buziaka. 

― Pogadamy o tym później, dobra? ― kiwnął głową. 

Podeszła do nas młoda kobieta, która chyba rozpoznała Jordana, bo zaczęła z nim flirtować. Widziałam jednak po minie szatyna, że te słodkie słówka tylko go bawiły. Ja za to czułam się zażenowana. Co do tego, co wymyślił, nie spodziewałam się i prawdę mówiąc, nie chciałam się jakoś bardzo stroić, zwłaszcza za takie ceny. W sklepie nie odezwałam się ani słowa, wyszłabym na sukę, jeśli zaczęłabym się drzeć na niego, bo się chciał wykazać. To było miłe, co zrobił, ale nie oszukujmy się, nie musiał, a ja nawet nie chciałam, by robił cokolwiek, już dużo nam pomógł. 

― Idź kochanie do przymierzalni, zaraz Ci przyniosę sukienkę. ― poszłam we wskazane przez niego miejsce. Byłam bardzo ciekawa, jaką kieckę mi wybrał, zawsze miał dobry gust, a poza tym, mieszkaliśmy tyle czasu razem, dobrze wiedział, co lubiłam, a co nie. Minęło może z pięć minut, aż Jordan do mnie przyszedł. Przyniósł mi złotą sukienkę, która sięgała praktycznie do ziemi.  ― Przymierz. ― uśmiechnął się i zamknął drzwi od przymierzalni. 

Podobała mi się ta sukienka, była elegancka, bardzo mi się podobał cały jej krój, to, że plecy były odkryte praktycznie całe i miała odkryte ramiona. Cała "konstrukcja" miała być podtrzymywana na szyi.

― Jeszcze te buty. ― Jordan lekko uchylił drzwi od przymierzalni. ― Pięknie wyglądasz. ― zeskanował mnie wzrokiem. ― Pasuje wszystko, jak widzę. ― włożyłam szpilki, które były czerwone i wyszłam z przymierzalni.

― Sukienka jest piękna i jak najbardziej pasuje, ale naprawdę wolałabym zapłacić za nią sama. ― zacisnął szczękę. ― Nie wkurzaj się, tylko daj mi zapłacić. Nie lubię być komuś dłużna.

― Zapłaciłem już. ― powiedział jak gdyby nic. ― I nie będziesz mi nic dłużna, chciałem, to kupiłem, nie próbuj się ze mną kłócić  i tak nie wygrasz. ― mrugnął do mnie i objął jedną ręką w pasie.  ―  Wolę wydać na Ciebie miliony, niż choćby dolara na matkę mojej córki. ― nie wiedziałam co powiedzieć, widziałam w jego oczach, że mówił to szczerze, ale pieniądze nic dla mnie nie znaczyły. ― Przebierz się, pojedziemy kupić ten strój. ― nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poszedł w stronę kasy.

Pół godziny później byliśmy w innym sklepie, gdzie szukałam odpowiedniego stroju kąpielowego. Szczerze, nie chciało mi się iść do parku wodnego, ale nie chciałam odmawiać i to nie ze względu na Jordana, a dlatego, że zżerała mnie ciekawość, czemu jego córka chciała mnie poznać. Niby czym ją miałam oczarować? Wtedy w restauracji, praktycznie cały czas mordowałam Jordana wzrokiem i marzyłam o tym, by zniknął mi z oczu.

― Ładny jest. ― popatrzyłam na Floyda i odruchowo się spięłam. Wiedziałam, że będzie afera, jak zobaczy mnie z Jordanem. ― Idziesz na basen? A może na bankiecie będziesz paradować w stroju?

― Dałam się wyrobić w park wodny. ― powiedziałam zgodnie z prawdą. ― Co tu robisz? ― zmieniłam temat.  ― Chyba mnie nie pilnujesz, co?

― Nie mogłem się do Ciebie dodzwonić, a chciałem pogadać. ― podszedł do nas Jordan. ― Widzę, że już to przemyślałaś. ― oboje mierzyli się wzrokiem, a ja byłam w kropce. 

― Nawet nie zaczynajcie. Zachowujecie się jak małolaty. ― westchnęłam. ― Albo wiecie co, dajcie sobie po mordzie i będzie spokój. ― odwiesiłam strój i wyszłam ze sklepu. Nie chciałam być światkiem tego, co się tam mogło stać.

Oboje zachowywali się jak jakieś dzieciaki. Zaczynało mnie to porządnie wkurzać, potrzebowałam od nich wakacji, po tej sprawie musiałam spróbować namówić szefa, by dał mi wolne, bym mogła zająć się sobą, odwiedziła rodzinę w Nowym Jorku, bez wiedzy Jordana.

####

Nie wiem, czy w następnym tygodniu pojawi się rozdział

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz