Nie możesz mu tego zrobić Jay

202 15 1
                                    

Następnego dnia obudziłam się koło siódmej. Ubrałam się w dresy i zaczęłam robić porządki w domu. Chciałam się pożegnać z przyjaciółmi i chrześnicą i do tego odwieźć ich na lotnisko. Co było w tym wszystkim najlepsze? Kiedy oni mieli odlatywać, Jacob i dzieciaki mieli już być na lotnisku. Byłam zdenerwowana, bałam się, jak zareaguje James, mimo że przez te kilka dni się uśmiechał, w jego oczach widać było ból. Musiałam porozmawiać z Jayem, przecież te wszystkie lata ich przyjaźni i ukrywania uczuć, nie mogło pójść do kosza. Pamiętałam dzień, kiedy Jay powiedział mi o tym, że czuł coś do mojego brata. To było w trakcie mojej rehabilitacji i miesięcznego siedzenia w domu, leżeliśmy i oglądaliśmy zdjęcia, przy tym opowiadając sobie różne historie. Potem kiedy byliśmy w Roselle i oni w końcu zostali parą, to było coś pięknego, nic nie mogło tego zniszczyć. 

― Naleśniki Ci się palą. ― powiedział rozbawiony Ethan, ocknęłam się i odstawiłam wszystko. ― Wszystko gra? Widzę, że coś Cię męczy. ― kiwnęłam głową i oparłam się o blat. ― Jeszcze chwilę tu jestem, masz szansę się wygadać. 

― Chodzi mi o Jacoba i o to całe "sorki, jednak wolę laski". ― westchnęłam. ― Oni byli tacy zakochani. ― popatrzyłam na przyjaciela. ― Nie wiem, co mam z tym robić. 

― A musisz coś robić? ― uniósł brew. ― Wiem, że cierpisz, bo Twój brat jest załamany i uwierz, Naomi i ja też to widzimy, ale oni są dorośli, niech sami o tym pogadają, jak się wtrącisz, może być o wiele gorzej. Nie pozwól, aby James stracił i Ciebie. 

― Ale muszę, chociaż spróbować z nim porozmawiać, może mi powie, co się stało, że nagle się wyprowadził i zerwał z Jamesem. Nie będę go zmuszać do powrotu, poproszę go tylko o to, by z nim porozmawiał, tak szczerze. 

Ethan pokiwał głową, po czym wziął się za dokończenie śniadania. Śmiał się, że wciąż nie potrafiłam nie przypalić ani jednego, a potem pouczał mnie, jak to wszystko dobrze zrobić. Kiedy reszta przyszła do kuchni, śniadanie było gotowe, zjedliśmy w przyjemnej atmosferze. Każdy się uśmiechał i żartował, żałowałam, że nie mogłam albo ich zatrzymać na dłużej, albo polecieć razem z Jamesem, odwiedzić dom i rodziców.  

Nie wiedziałam, kiedy to zleciało, a my musieliśmy już wyjeżdżać, James został w domu, miał się przygotować na nadchodzące spotkanie, cały czas było mi go żal, ale oprócz próby rozmowy z Jacobem, nie mogłam zrobić nic.  Ethan miał rację, gdybym się za bardzo wtrąciła, to mogłabym pogorszyć sytuację, a przecież chciałam, aby do siebie wrócili. 

― Będę za Wami tęsknić. ― powiedziałam, tuląc małą Rose, a później jej rodziców. ― Nie zapomnijcie, żeby do nas zadzwonić jak będziecie w domu. ― zgodnie pokiwali głowami. ― No i nie zapomnij pozdrowić mamy Eth. 

― Wszystko pamiętam Izzy. ― zaśmiał się i jeszcze raz mnie przytulił. ― Uważajcie na siebie, zwłaszcza na Taylera, nie chcielibyśmy, aby historia zatoczyła koło, zrozumiano? 

― Jasne. ― powiedziałam ze śmiechem. ― Ten Nathan wydaję się lepszym kandydatem dla Ciebie. ― Naomi trąciła go, karcąc wzrokiem. ― Dobra, idźcie na odprawę, bo się nie wyrobicie. ― już ostatni raz się z nimi pożegnałam. 

Lotnisko opuściłam dopiero wtedy, gdy ich samolot odleciał. Gdy miałam już wsiadać do auta, nieopodal zauważyłam Jacoba i troje dzieciaków, których dobrze pamiętałam. Jeden szczególnie wpadł mi w pamięć, bo zawsze się do mnie przytulał, gdy mnie widział. Jednak z biegiem lat "wybił się do góry" i wyglądał poważniej, oczywiście jak na nastolatka. Nie wiele myśląc, podeszłam do nich i żeby ich trochę nastraszyć, wyciągnęłam odznakę i przedstawiłam się, Jacob nim zrozumiał, co się stało, był przerażony, ale później zaczął się śmiać. 

― Nie strasz mnie tak Izzy. ― przytulił mnie. ― Co tu robisz? Będziesz nas eskortować? ― uniósł brew. Musiałam zaprzeczyć, co niezbyt mu pasowało. ― To, co tu robisz? 

― Ethan, Naomi i Rose u mnie byli. Odwoziłam ich. ― powiedziałam zgodnie z prawdą. ― James jest u mnie. ― od razu jego uśmiech opadł. ― Co się stało? ― nie owijałam w bawełnę. 

― Zakochałem się w kimś innym, po prostu. ― przeczesał palcami włosy. ― Nie zaczynaj tego tematu, nie wrócę do niego. Jasne?

― Nie możesz go ot tak zostawić. ― powiedziałam. ― On cierpi, nie mogę na to patrzeć, porozmawiajcie. Proszę, nie odchodź też z pracy, przecież oboje kochacie te dzieciaki. ― westchnął. ― Nie będę Was już zatrzymywać, niedługo przyjedziemy do Was. 

Już nie czekałam na jego odpowiedź, szybkim krokiem wróciłam do swojego samochodu, a po krótkiej chwili, nie było mnie na terenie lotniska. Mimo że Jay powiedział, że nie wróci do Jamesa, widziałam ból w jego oczach. Może szukałam dziury w całym, ale musiałam się dowiedzieć o jego lasce wszystkiego, co mogłam. Jednak pierwszym punktem na mojej liście było poznanie jej nazwiska. 

Ave: Co jest? 

― moje rozmyślenia przerwało połączenie, jak się okazało od Nathana. 

Nathan: Jesteś dzisiaj zajęta? 

Ave: Tak, a jestem potrzebna w pracy?

Nathan: Nie na tyle, żebyś musiała zmieniać plany. Wstaw się jutro o ósmej, dobra? 

Ave: Jasne. 

Weszłam do domu, James leżał na kanapie i oglądał jakiś film. Usiadłam obok niego i bez słowa wpatrywałam się w telewizor. Nie chciałam mu mówić, że rozmawiałam z Jacobem, mógłby się wkurzyć, że się wtrąciłam, ale jaka siostra postąpiłaby inaczej? 

― Wszystko gra? ― zapytał James, wyłączając telewizor. ― Jesteś jakaś nieobecna. ― westchnęłam, co miałam mu odpowiedzieć?  ― Izzy? Coś się stało? 

― Nie, wszystko gra. ― uśmiechnęłam się blado. ― Jemy coś? ― zasugerowałam, na co mężczyzna zarechotał. ― Może zamówimy pizzę lub sushi? 

― A może pojedziemy na pizzę lub sushi? Za półtorej godziny i tak muszę być na miejscu zawodów. ― zgodziłam się, po czym poszłam do swojego pokoju, aby się przebrać. Zdecydowałam się na wełniany, szary sweter oraz czarne jeansy. ― Gotowa? ― pokiwałam głową. ― Ja prowadzę, dawaj kluczyki. 

W połowie drogi zdecydowaliśmy się, że najpierw pojedziemy do miejsca, gdzie miały się odbyć zawody, a dopiero później coś zjemy. Cały czas widziałam, jak bardzo James był spięty i smutny. Gdyby nie fakt, że musiał tam być, namawiałabym go, aby tam nie jechał, po co miał dodatkowo cierpieć? 

#####

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz