Co tu robisz?

177 16 2
                                    

Obudziła mnie głośna rozmowa, kiedy otworzyłam oczy, przede mną stał mój brat i lekarz. Chciałam się podnieść, ale nie pozwolił mi potworny ból brzucha. Zwróciło to ich uwagę, w sekundę James doskoczył do mnie i zaczął się drzeć, że mu obiecałam, że nie dam się zabić. Przytuliłam go, co od razu odwzajemnił i w końcu lekarz mógł przejść do sedna.

― Miała Pani dużo szczęścia. ― zaczął. ― Niewiele brakowało, a już nie byłoby kogo ratować. ― uśmiechnął się. ― Była Pani w śpiączce przez trzy miesiące, w tym czasie była Pani operowana dwukrotnie, gdyż wystąpił krwotok wewnętrzny. Aczkolwiek wszystko poszło dobrze i oprócz szwów, długiego urlopu i kilku kontroli nic Pani już nie grozi.

― Może Pan jeszcze zrobić jej kontrolne badania? ― wtrącił się James, lekarz potwierdził i dodał, że do końca tygodnia powinnam wyjść ze szpitala, po czym wyszedł z pomieszczenia. ― Nigdy więcej nie chce odebrać telefonu i usłyszeć, że walczysz o życie. Te trzy miesiące były naprawdę ciężkie i to nie tylko dla mnie, ale Eth i Omi pytają się co godzinę, czy się wybudziłaś, Nathan był tutaj chyba z  milion razy, a Jordan przez miesiąc był tutaj codziennie, kilka razy ochrona musiała go wyprowadzać.

― Przez dwa kolejne miesiące też tu był. ― w drzwiach stał Ash z pielęgniarką, która powiedziała, że mój „syn" przyjechał  tutaj prosto ze szkoły. ― Jak się czujesz?

― Dobrze, dziękuję. ― poklepałam miejsce obok. ― Co tu robisz Ash? ― byłam ciekawa jego wizyty, zwłaszcza że nie zapowiadałoby się na to, by Jordan też się pojawił.

― Obiecałaś mi rozmowę, wiem, że to nie najlepsza chwila, ale nie mogę dłużej tego odwlekać. Za dwa dni wracamy do Nowego Jorku. ― spojrzałam na brata.

― Kupisz mi wodę? I coś do jedzenia? Czuję, jakbym nie jadła przez kilka miesięcy. ― kiwnął głową, po czym wyszedł z pomieszczenia. ― O co chodzi?

Chłopak chwilę milczał, nie wiedział chyba, od czego zacząć, więc zaczęłam zadawać pytania. Na większość z nich zaprzeczał, do momentu aż nie zapytałam o matkę. Jordan po powrocie do domu kazał jej się wyprowadzić i obwinił ją o to, co się stało, a następnie powiedział o wszystkim policji. Blondynka przebywała w areszcie przez krótki czas, z powodu braku dowodów.

― Ona się nad nim znęcała. ― powiedział w końcu. ― Zresztą nade mną też. ― wstał i podniósł koszulkę, ukazując masę siniaków, które niestety nie wyglądały na stare. ― Na szczęście nie tykała siostry. ― westchnął. ― Pomożesz mi? Wiem, że mogę przez to trafić do domu dziecka, ale chyba to będzie jedno z lepszych rozwiązań. ― bez chwili namysłu zaczęłam się rozglądać za moim telefonem, ale nigdzie go nie mogłam znaleźć. ― Wiem, że Jordan nie piśnie słowa o tym wszystkim policji, możesz z nim porozmawiać? Będzie tutaj za pół godziny.

― Porozmawiam i obiecuje, że jeszcze dzisiaj przekażę to wszystko dalej. Zajęłabym się tym sama, ale jeszcze zostaje w szpitalu.

Miałam nadzieję, że ta kobieta zapłaci za wszystko. Zastanawiałam się, co siedziało jej w głowie, żeby tak traktować swojego syna. Chłopak mimo swojej inteligencji, nie był w stanie się jeszcze obronić. Co do Jordana, postanowiłam wykorzystać fakt, że obiecał mi rozmowę, po całej tej sprawie.

W międzyczasie wrócił mój brat, a wraz z nim Nathan, któremu przekazałam wszystko, co powiedział mi Ash. Nie chciałam tego odwlekać, zwłaszcza że mieli za moment wrócić do Nowego Jorku. Na szczęście, nie musiałam go długo prosić o pomoc, bo od razu powiedział, że Ash i Jordan będą musieli złożyć oficjalne zeznania na komendzie.

― Co się tak właściwe stało? ― spojrzałam na trzydziestolatka. ― Ostatnie co pamiętam z tamtego dnia, to ten okropny ból i fakt, że mnie postrzelił.

― Ledwo zatamowaliśmy krwotok. ― westchnął. ― Gdyby nie szybką reakcja Taylera, nie zdążylibyśmy. Co do Andersona, wyszły na jaw nowe okoliczności, oprócz prowadzenia firmy zajmował się handlem narkotykami i żywym towarem, a liczba jego ofiar wzrosła do czterech. Większość z gości i cała ochrona należała do tego.

― Zamknęliście go? ― zapytałam z nadzieją w głosie.  ― Za coś takiego, nawet najlepszy adwokat go nie wyciągnie. ― stwierdziłam szybko. 

― Oprócz Ciebie, zabił dwóch policjantów. ― westchnął. ― Joe go zastrzelił. Umarł praktycznie na miejscu. ― nie odezwałam się i to nie ze względu na szacunek do Andersona, bo rzecz jasna nie miałam go, ale, dlatego że to była najłagodniejsza kara z tych, co mógł dostać. Nie miałam żadnych wątpliwości, że i tak dostałby karę śmierci, ale chodzi o samą satysfakcję; miał czuć śmierć na karku, a nie zostać zabitym w afekcie. ― Gdyby nie jeden z gości, pewnie wszyscy by tam zginęli. ― uniosłam brew. ― Niejaki Cameron Morgan nas poinformował o całej sytuacji. 

Wiedziałam, że musiałam podziękować Cameronowi za to, co zrobił. Miałam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję się z nim i Mią zobaczyć, by to zrobić osobiście, a nie przez Jordana. Jeśli już o nim mowa, to pojawił się chwilę po tej rozmowie, Nathan od razu wyszedł, obiecując, że jeszcze mnie odwiedzi. Tayler patrzył to na Asha, to na mnie, jakby chciał wyczytać coś z naszych wyrazów twarzy, jednak ani ja, ani chłopak nie daliśmy nic po sobie poznać. 

― W końcu się obudziłaś. ― powiedział uśmiechnięty. ― A Ty więcej nie uciekaj z domu, wszyscy Cię szukali. ― zwrócił się do Asha. ― Gdzie byłeś przez tyle czasu?

― Włóczyłem się po mieście, nic mi nie jest. ― odezwał się chłopak. ― Chciałem porozmawiać z Ave. ― uniósł brew, a Ash spojrzał na mnie. Jordan stał chwilę w milczeniu, ale gdy już chciał się odezwać, wtrąciłam się. 

― My też musimy porozmawiać. ― Ash od razu wyszedł na korytarz, by dać nam nieco więcej swobody. ― Usiądź. ― wskazałam na krzesło obok. ― Wiesz, o czym mówię, prawda? ― kiwnął głową. ― Zamieniam się w słuch. 

― Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać, dopiero co się wybudziłaś. ― spojrzałam na niego jednoznacznie. ― Kiedy wychodzisz ze szpitala? 

― Nie zmieniaj tematu Tayler. ― powiedziałam poważnie. ― Masz powiedzieć wszystko, tu i teraz. ― mężczyzna westchnął i zaczął całą historię od praktycznie narodzin jego córki. Już wiele razy słyszałam, że nie chciał, by Penelopa sama wychowywała Isabelle, bo widział, jak traktował Asha. Już na samym wstępie powiedział jej, że sam fakt, że ją znosi, to poświęcenie dla dzieci. Za każdym razem, gdy on rozmawiał lub nawet spojrzał na inną kobietę, ona robiła mu afery, a w domu rzucała się na niego z pazurami. W każdej chwili mógł ją powstrzymać i nawet raz to zrobił, ale zagroziła, że pójdzie na policję i powie, że stosuje przemoc wobec niej i dzieci. Nie chciał stracić córki ani Asha, którego zaczął nazywać swoim synem. ― Zgłoś to na policję. ― powiedziałam od razu. ― Wiem, że boisz się o swoje ego, ale zrób to dla Asha i Isabelle. Jako matka, będzie miała pierwsza prawo do dzieci, walcz o nie. ― westchnął. ― Pomogę Ci ze wszystkim, tylko to zgłoś. 

― Zrobię to, ale już w Nowym Jorku. ― powiedział po krótkiej chwili. 

#######

W tym tygodniu macie jeszcze jeden;p 

Wesołej Wielkanocy i mokrego dyngusa kochani!



SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz