Nie dogadamy się

167 16 6
                                    

Nie mogłam tej nocy spać. Byłam zbyt przejęta pierwszym dniem na komisariacie. Niby nic strasznego, w końcu praktycznie z tymi ludźmi się wychowałam. Jednak tym razem miało być inaczej. To nie była przyjacielska wizyta, to nawet nie był staż. Miałam przejąć obowiązki detektywa. Oczywiście, miałam to opanowane, w końcu pracowałam już długi czas w tym fachu, ale po tych wydarzeniach, mogło być zupełnie inaczej. 

Z łóżka zeszłam kilka minut po szóstej. Miałam bardzo dużo czasu, by się przygotować, psychicznie i wizualnie. Cały czas z tyłu głowy miałam scenariusz, że wsadzą mnie za biurko albo co gorzej, do archiwum lub do recepcji. Z Seanem i Johnem byłam na tyle zżyta, że mogłam ich posądzić o takie coś. Musiałam jednak odrzucić te myśli, nie chciałam się od razu źle nastawiać. Po tym wszystkim chciałam wrócić do „zwykłych" spraw, które nie miały aż tak wysokiego wskaźnika zagrożenia życia. 

Pierwsze co zrobiłam, to wzięłam długi prysznic. Zmyłam z siebie cały stres, a przynajmniej tak sobie wmawiałam. Z uśmiechem wróciłam do swojej sypialni, stanęłam przed szafą i po krótkim namyśle wyciągnęłam najzwyklejsze jeansy z wysokim stanem oraz bluzę z kapturem w kolorze khaki. 

Do ósmej nie ruszyłam się z kanapy. Zaległam z wielką michą jedzenia, oglądając serial, o którym nigdy nie słyszałam. Kiedy czas już zaczął mnie gonić, pędem się pomalowałam, umyłam zęby i zebrałam do wyjścia. Oczywiście  w trakcie zamówiłam taksówkę, która już czekała na mnie, gdy opuściłam budynek. Dojazd trwał jednocześnie krótko, jak i długo. Wszystko przez korki i stres, który ponownie mnie zaatakował. Jakaś cząstka mnie nie chciała w ogóle się tam pojawiać. Wolałam wrócić do Miami, miasta, które pokochałam tak samo, jak i to. Jednak kiedy taksówka zatrzymała się na parkingu, nie było już wyboru. Wzięłam głęboki wdech przed otwarciem drzwi auta. To samo zrobiłam przed wejściem na komendę. Już nie było odwrotu. 

― Ave White? ― spojrzałam na wysokiego łysego mężczyznę o zielonych oczach i blizną na lewym policzku. Trochę mi zajęło, zanim dotarło do mnie, kim jest.

― Austin... ― mruknęłam z niezadowoleniem. ― Sądziłam, że sobie odpuścisz. ― uniósł brew. ― Trzymanie prawa nigdy nie było twoją mocną stroną.

― A mówiłaś to swojemu chłopakowi? ― uniosłam brew, ale nim cokolwiek zdążyłam powiedzieć, kolejna osoba mnie zaczepiła.

Tym kimś był Sean, który koszmarnie postrzał się przez te kilka lat. Jak zwykle z miłym uśmiechem mnie przywitał i zaprosił do swojego biura, aby porozmawiać. Gadka nie trwała długo, mężczyzna prawie od razu przeszedł do rzeczy, tłumacząc mi wszystkie nowe, jak i stare zasady panujące na tym komisariacie. Miałam mieć przydzielonego partnera, co było do przewidzenia, ale ta osoba dawała dużo do życzenia. Moim partnerem miał być Austin, co ani trochę mi się nie podobało. Już w tamtej chwili byłam pewna, że się nie dogadamy.

― Żartujesz? ― uniosłam brew, byłam w szoku. ― Od razu mówię, że ta współpraca nie wyjdzie. Pozabijamy się i mogę to obiecać.

― Dobra, dam Ci wybór. ― podejrzanie się uśmiechnął. ― Albo Twoim partnerem będzie Johnson, albo siedzisz w recepcji. ― zatkało mnie, kilka sekund patrzyłam na mężczyznę z niedowierzaniem.

Uzgodnijmy jedno. Wybór był oczywisty, nie chciałam siedzieć za biurkiem, ale fakt pracy z Austinem też mnie nie uszczęśliwiał. Wolałam wrócić do Miami i tam wieść swoje dotychczasowe życie. Niestety ta opcja była niemożliwa. W duchu liczyłam, że Sean sobie ze mnie żartuje, ale nie tym razem.

― Zgadzam się. ― powiedziałam w końcu. ― Ale to nie będzie owocna współpraca. ― ostrzegłam. ― Jeszcze jakieś nowinki? ― uniosłam brew.

― Nie, zaraz przyjdzie Austin i wprowadzi Cię w sprawę, nad którą aktualnie pracuje. ― pokiwałam głową. ― Zrób coś dla mnie. Postaraj się nie pozabijać z Johnsonem, jest dobrym detektywem.

W tym samym momencie wszedł mój nowy partner. Na szczęście od razu przeszedł do sedna, podał mi teczkę ze zdjęciami ofiar i omówił przyczyny śmierci. Łącznie było pięć ofiar, dwóch mężczyzn w mniej więcej moim wieku i trzy kobiety. Jedna z nich miała ledwie osiemnaście lat, druga trzydzieści, a ostatnia pięćdziesiąt. Każdą z ofiar łączyło to, że nie mieli lewego oka i prawej stopy.

― Na miejscach zbrodni nie znaleziono żadnych śladów, które by nam pomogły. ― powiedział. ― Każde z ciał zostało znalezione w ciemnych uliczkach. ― Szukamy powiązania między nimi wszystkimi, ale każdy trop się urywa.

― Rozmawialiście z rodzinami? ― pokiwał głową. ― Mieli jakichś wrogów? Ktoś im w ostatnim czasie groził?

― Z tego co wiem, żadna z ofiar nie miała bliskich relacji z rodzinami. Nawet najmłodsza ofiara mieszkała w akademiku bez kontaktu z rodziną. ― zaczęłam przeglądać papiery i zdjęcia z nadzieją, że coś zauważę. ― W jakiej okolicy znaleziono ciało tej kobiety?

― Tuż przy kawiarni, w której pracowałaś. ― odezwał się Sean.

― Teoretycznie mogła zginąć tuż po zamknięciu. ― stwierdziłam. ― Pytaliście się, czy ją tam widziano? ― spojrzałam na Austina, który zaprzeczył.

Sean od razu kazał nam tam pojechać. Wydał mi broń i nową odznakę, po czym udaliśmy się na parking, gdzie stało auto łysego.

Nie chciałam się w ogóle odzywać, wolałam się skupić na sprawie, bo nie trzeba było się mocno głowić nad tym, że tych wszystkich ludzi zamordował ten sam psychopata. Odcinanie stóp i wydłubywanie oka mogło mu zastępować trofeum. W kościach czułam, że w najbliższym czasie znajdziemy kolejne ciało lub ciała. 

##### 

Minął rok od opublikowania ostatniego rozdziału i muszę przyznać, że jestem sobą zawiedziona. Cały czas się łudziłam, że jeszcze w 2021 roku uda mi się coś napisać, ale jak widać przeliczyłam się. 

Mam nadzieję, że znajdę czas i wenę do pisania kolejnych rozdziałów i że jest tu jeszcze ktoś, kto będzie to czytać. 

~Sue

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 01, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz