Wszystko będzie dobrze braciszku.

217 19 1
                                    

Obudziłam się jakoś po ósmej rano. Poszłam wziąć krótki prysznic, bo niedługo miałam jechać na lotnisko po Jamesa. Wysłał mi wiadomość, o której miał lądować jego samolot, więc widząc, że miałam jeszcze dobre trzydzieści minut do dziewiątej, stwierdziłam, że dłużej posiedzę przy lusterku. Jako iż miałam wolne, nie musiałam martwić się, że mój makijaż będzie zdzirowaty. Mimo że nigdy nie dawałam dużo tapety, to nad oczami siedziałam większość czasu. Użyłam brokatowych i brązowych cieni i maznęłam dosyć grubą czarną kreskę, dokleiłam rzęsy i usta pomalowałam bordową szminką. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a ubrałam się w spódniczkę w biało czarną krateczkę, czarne body na długi rękaw, a na stopy wcisnęłam swoje ulubione adidasy. Kiedy byłam gotowa, wzięłam portfel i telefon, po czym wyszłam z domu i zamknęłam drzwi. 

― Hej. ― odwróciłam się, za mną stał Jordan. Wiedziałam, że za mną wtedy jechał. ― Przyjechałem w nie w porę? ― kiwnęłam głową. ― Jedziesz do pracy w takim stroju? 

― Przez tę rozmowę z Tobą i tego buziaka w policzek mam przymusowe wolne i jestem tymczasowo odsunięta od sprawy. ― nie widziałam sensu w zatajaniu tej informacji. ― Wybacz, śpieszę się. 

― Gdzie jedziesz? ― nie odpuszczał, był taki sam, jak kilka lat wcześniej. Bez słowa wsiadłam do auta, a on nie patrząc na nic, wsiadł na miejsce pasażera. ― Izzy. 

― Jadę na lotnisko. ― powiedziałam. ― Wracam na jakiś czas do Nowego Yorku. ― skłamałam, a go wmurowało, zaczął się rozglądać. ― Wyjdź, spóźnię się na samolot. ― westchnął, po czym opuścił moją posesję. ― Dureń. ― burknęłam pod nosem i odpaliłam samochód, od razu odjeżdżając. 

Na lotnisku byłam już od kilku minut, a Jamesa jeszcze nie było. Z tego, co się dowiedziałam, jego samolot wylądował, a wszyscy pasażerowie z niego wysiedli. Pomyślałam o tym, że jak mnie zrobił w konia, to naprawdę kupię bilet do NY tylko po to, aby skopać braciszkowi dupę. Nawet jeśli by się spóźnił na samolot, to mógłby mi napisać, a ja jak ten największy debil nie czekałabym na niego. Jedna rzecz z tego wszystkiego dobrze by wyszła, mianowicie to, że nie musiałam gadać z Jordanem. Nie chciałam nawet go widzieć.

― Izzy! ― popatrzyłam w prawą stronę. ― Jesteś, myślałem, że zapomniałaś po mnie przyjechać. ― przytuliłam brata na przywitanie. ― Tęskniłem malutka. ― cmoknął mnie jeszcze w policzek. 

― Też tęskniłam. ― powiedziałam szczerze. ― Stoję tu od ponad dziesięciu minut, gdzie byłeś? ― zapytałam ciekawa, a on wskazał na toalety. ― Mogłeś napisać. ― westchnął, mówiąc, że telefon mu padł. ― Chodź, bo mi samochód odholują. 

Wsiedliśmy do mojego auta, James żartował, że jeśli jeżdżę tak samo, jak kiedyś, gdy mnie uczył, to on woli jechać autobusem. Przewróciłam na to oczami, po czym ruszyłam i zaproponowałam, abyśmy pojechali na jakieś jedzenie, bo pewnie ani ja, ani on nic nie jedliśmy. 

― Nie wiem, czy chce jeść Ave. ― powiedział. ― Nic mi się nie chcę. ― zatrzymałam się na światłach i spojrzałam na niego. Dopiero spostrzegłam, że oczy miał spuchnięte. ― Teraz nie pytaj. ― kiwnęłam głową i jednak pojechałam prosto do domu. ― Ładnie się urządziłaś. ― powiedział. ― Praca w policji jednak nie jest taka zła. ― przyznał. 

Pokazałam mu mieszkanie i powiedziałam, że jeśli był zmęczony, to mógł się położyć, a ja zajmę się czymś innym. On jednak powiedział, że spał w samolocie, a że chciał ze mną spędzić, jak najwięcej czasu, bo nie wiedział, na jak dokładnie zostanie, bo jak to ujął: "moje dzieciaki długo bez treningów nie wytrzymają".

 ― Za tydzień są tutaj zawody, moje dzieci przyjeżdżają. ― powiedział w końcu. ― Jay ma ich trenować przez te kilka dni. ― posmutniał od razu. Nienawidziłam, kiedy bliskie mi osoby były w takim stanie, a ja nie potrafiłam im pomóc. To było okropne. ― Czemu masz przymusowe wolne? ― zmienił temat, mocniej mnie do siebie przyciągając. 

― Bo Jordan to kretyn. ― uniósł brew. ― Mówiłam Ci, że tu jest co nie? ― upewniłam się, a on kiwnął głową ― No, to od samego początku dążył do tego, aby ze mną pogadać, a ja starałam się tego unikać, ale w końcu, kiedy matka jego córki się na mnie rzuciła, a jego aresztowaliśmy, zgodziłam się z nim pogadać. 

― Powoli. Jordan ma dziecko? Aresztowałaś go? Dlaczego się na Ciebie rzuciła? ― zaciekawił się. ― Opowiedz mi o wszystkim od samego początku. Całe śledztwo mnie nie obchodzi tylko to, co się dzieje pomiędzy Tobą a tym chujem. ― dokładnie opisałam mu nasze pierwsze spotkanie po latach oraz resztę "naszych przygód". On co chwilę przewracał oczami, co mnie śmieszyło. 

― No i na koniec dał mi buziaka w policzek, Nathan i mój szef to widzieli i tak o to mam przynajmniej siedem dni wolnego. ― powiedziałam z uśmiechem. ― Był pod moim domem, jak po Ciebie wyjeżdżałam. ― uniósł brew. ― Znów chciał gadać, miałam nadzieję, że pozbędę się go na jakiś czas. Dzisiaj mu wcisnęłam kit, że wracam do Nowego Yorku. Wkurzył się i pojechał. ― pokręcił głową. ― Co się wydarzyło pomiędzy Tobą a Jacobem?

― Sam nie wiem. ― westchnął. ― Z dnia na dzień powiedział mi, że to, co czuł do mnie przez te lata, było tylko szczeniackim zauroczeniem. Zrozumiał, że woli kobiety i że się wyprowadza do jakiejś. Nawet nie dał mi dojść do słowa, bo wziął spakowaną walizkę i wyszedł z domu. ― wytarłam łzę z jego policzka. ― Nasze rozmowy ograniczają się do tych na treningach, chociaż już mi zapowiedział, że po ostatnich zawodach w tym sezonie się zwalnia. 

― Będzie dobrze, wiesz o tym? ― spojrzał na mnie ze wciąż szklistymi oczami. ― Nie wiem kiedy, ale jestem pewna, że do siebie wrócicie, a on po prostu miał jakiś kryzys. ― lekko się uśmiechnął. ― A jeśli nie, to na pewno jakaś ładna panienka się Tobą zajmie albo jakiś kawaler. ― zaśmiał się, po czym położył mi się na brzuchu. 

― Dziękuję Izzy. ― powiedział i zamknął oczy. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnął. 

#######


SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz