Wkopali mnie

234 17 2
                                    

Po tym, jak zjedliśmy, James chciał, abym pokazała mu najlepsze miejscówki w mieście, więc resztę dnia spędziliśmy poza domem. Byliśmy w takich miejscach, gdzie nie było czasu na myślenie o rzeczach, które nas martwiły czy doprowadzały do łez. Byłam wdzięczna bratu za to, że już nie ciągnął tematu Nathana, który rozwinął podczas jedzenia, bo bym oszalała. Koniec końców, w domu byliśmy niecałe dziesięć minut przed Nathanem, który jak się okazało, przyjechał z Lucasem. Śmiać mi się chciało, kiedy ten drugi zobaczył Jamesa, był tak samo przerażony, jak Nathan wcześniej. Nie wiedziałam, czego się tak bali, jasnooki nie był niebezpieczny, zdawał sobie sprawę, że Ci dwaj ze mną pracowali i nie mógł odstawiać scen typu "jak ją zranisz, to urwę Ci chuja i wsadzę do mordy". Nie byliśmy już szczeniakami!

― No to, co wymyśliliście? ― zapytałam, siadając na kanapie z herbatą w ręku. Oni na siebie spojrzeli, już z daleka widać było, jak bardzo się nie lubili. Chociaż może to za łagodne określenie. ― Nic nie wymyśliliście, mam rację? 

― Masz rację. ― przyznali. ― Nie wiemy, z której strony to wszystko obejść. Niby można byłoby jakąś dziewczynę wysłać do niego, ale to byłoby trzeba zamknąć sprawę. ― Nathan tłumaczył mi to wszystko tak chaotycznie, że w połowie się zgubiłam. Byliśmy pod ścianą, nie dało się tego ukryć. Anderson miał pod sobą najbardziej wpływowych prawników, więc każdy nasz ruch był narażony na klęskę, a w tym wszystkim my mogliśmy stracić pracę. ― Masz pomysł? 

― Nie. ― powiedziałam krótko. ― Nie możemy zamknąć sprawy, to nawet nie wchodzi w grę. Trzeba zajść go z innej strony, prywatnej. ― zastanowiłam się chwilę. ― Co w ogóle wiemy o Andersonie? 

― Za mało. ― odezwał się Lucas. ― Ale znamy kogoś, kto powinien go znać lepiej. ― spojrzałam na niego wymownie. ― Nie patrz tak, okej? Tylko on może nam pomóc, już z nim rozmawiałem. ― uniosłam brew. ― Powiedział, że pomoże, ale pod jednym warunkiem. 

― Jeśli to ma coś wspólnego ze mną, to odpada. ― powiedziałam. ― W końcu jestem odsunięta od sprawy, nic nie mogę zrobić, a nie chcę się narażać komendantowi. Lubię tę pracę. 

― Rozmawiałem już z Millerem, zgodził się na to. ― byłam wściekła, miałam spędzić ten czas z bratem, pomóc mu, a nie mieć do czynienia z Jordanem. ― Jordan zgodził się nam pomóc, ale w zamian chce zjeść z Tobą kolację, jeśli się zgodzisz, to będzie po Ciebie jutro o ósmej. ― gdyby mój wzrok mógł zabijać, właśnie dwóch policjantów naprzeciwko mnie byłoby martwych. Nie wierzyłam w  to, że wkręcili mnie w takie coś. 

― Nie wierzę, że to mówię, ale zgódź się. ― powiedział Nathan. ― Oprócz tego nie mamy nic, a Tayler sam powiedział, że są przyjaciółmi, więc na pewno wie cokolwiek. ― westchnęłam. Byłam w kropce, nie chciałam się z nim umawiać, ale z drugiej strony, im szybciej ta sprawa by się skończyła, tym prędzej on wróciłby do Nowego Yorku. 

― Dobra już. ― powiedziałam. ― Ale każdy z Was jest mi winny przysługę. ― kiwnęli głowami, po czym Lucas wyciągnął telefon i napisał, najprawdopodobniej, do Jordana i Millera, że się zgodziłam. ― Nie chcę Was wyganiać, ale ja to chętnie poszłabym już spać. 

Po krótkim pożegnaniu, poszłam pod prysznic, a później od razu do swojej sypialni. O dziwo na moim łóżku leżał James, który przyznał się, że usłyszał o tym, z kim miałam się następnego wieczoru spotkać. Nie był zadowolony, ja w sumie też nie, ale co zrobić? Jeśli chciałam udowodnić, że Anderson był zabójcą, musiałam się poświęcić. 

Przez kolejne dwie godziny gadaliśmy o Nowym Yorku, James opowiadał mi, jak bardzo niektóre miejsca się pozmieniały. Ponoć Poppy otworzyłam swój własny salon kosmetyczno-fryzjerski, a Jack i Ian otworzyli swoją kancelarię prawną. Co do mamy Ethana, to od kiedy urodziła jej się wnuczka, to całkowicie się zmieniła. Na lepsze. 

― Czujesz coś do Jordana? ― zapytał w końcu. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią. ― Nie próbuj mnie tylko okłamywać, jasne? ― kiwnęłam głową. 

― Sama nie wiem. ― przyznałam. ― Mam mieszane uczucia względem niego, ale chyba nie chciałabym do niego wrócić. Wszystko się pozmieniało, on ma dzieci, ja mam swoją pracę. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym teraz wszystko zmieniać. Lubię to miasto, swoją pracę i plaże. 

― Żeby Ci się te poglądy nie zmieniły po jutrzejszej randce. ― prychnęłam pod nosem, a on objął mnie ramieniem. ― Dobranoc Izzy. ― oparł swoją głowę na mojej i zamknął oczy. Przytuliłam się do niego i również to zrobiłam i niemal od razu zasnęłam. 

Oparłam się o ścianę, wszystko zaczynało do mnie dochodzić.  Jordan mnie oszukał, nie liczyłam się dla niego. Chciał dowieść, że może mieć każdą. 

― Izzy. ― popatrzyłam na prawo. Jordan szedł do pokoju obok, na przesłuchanie. ― Czemu płaczesz. ― stanął przede mną. Chwilę wpatrywałam się w jego ciemne tęczówki, dotknęłam jego policzka, po czym z całej siły zdzieliłam go po twarzy.

― Naprawdę mi zależało. ― powiedziałam cicho, po czym poszłam w stronę wyjścia. Miałam dość tego dnia, chciałam jak najszybciej wrócić do jego mieszkania, spakować się i wrócić do siebie. To był koniec mojej pierwszej sprawy, tylko dlaczego musiał być dla mnie aż tak bolesny?

Obudziłam się przez promienie słoneczne, które padały prosto na moją twarz. Odwróciłam się na drugi bok, by sprawdzić, czy James jeszcze spał, nie było go.  Chwilę jeszcze leżałam i zastanawiałam się nad tym snem, to się wydarzyło, bardzo dobrze pamiętałam ten dzień oraz ból, który wtedy odczuwałam. Z biegiem czasu, to wciąż było poprane i chyba wciąż nie wiedziałam, co chciał tym osiągnąć. Niby później mi wszystko wyjaśnił, ale to nie zmieniało faktu, że był dupkiem. 

― Wstawaj śpiochu. ― z zamyślenia wyrwał mnie mój brat, który był uśmiechnięty od ucha do ucha. ― Mamy gości, ubieraj portki i chodź. ― uniosłam brew, ale nie doczekałam się odpowiedzi, bo jasnooki wyszedł z pomieszczenia. 

Zanim wstałam, sprawdziłam godzinę. Była dopiero dziesiąta rano, a spać poszliśmy jakoś po drugiej w nocy. Nim odłożyłam telefon, zostałam wiadomość od Jordana. Uświadomił mnie, żebym "nie ubierała się jak wieśniak", zabrzmiało znajomo. Przed naszą pierwszą randką tak do mnie napisał, już wiedziałam, że to był "przepis" na katastrofę. 

#########

SŁONKO, TO PRZEZNACZENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz