Rozdział 11

22.9K 1.2K 129
                                    

Siedzę w domu i oglądam telewizję. Po moim "wypadku z żyletkami" lekarz powiedział, że mam chodzić do psychologa. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł. Byłam już na jednym spotkaniu z psychologiem, nie było tak źle.
Luke próbował się ze mną kontaktować, ale za każdym razem go olewałam. Naszczęście do szkoły wracam dopiero za 4 dni, więc nie muszę się obawiać ciekawskich pytań na temat moich bandaży. Szkoła za pewne już o tym wie, co mi w ogóle się nie podoba, będą obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Rozmawiałam już z Emily -jakoś nie mogę przekonać się do tego by nazywać ją "mama"- i ustaliłyśmy -raczej ona ustaliła-, że będzie ze mną mieszkać do mojej osiemnastki, a później będzie odwiedzać mnie w weekendy. Powiedziała mi, że ma męża i o dziwo nie jestem przez to smutna. Ułożyła sobie znowu życie, mam wyrzuty sumienia, że przez to wszystko musiała na jakiś czas zostawić to i zająć się swoją córką  -niedoszłą samobójczynią-. 
Dzisiaj Emily pojechała do swojego domu zabrać niezbędne rzeczy, powiedziała, że wróci za pewne około godziny drugiej nad ranem, bo musi coś załatwić w biurze. Z moich rozmyślań, wyrwał mnie dzwonek telefonu. Luke. Pewnie, chciał pogadać. Jednak ja nie byłam na to gotowa, cały czas mam przed oczami go i Katie jak się całują. To boli. To cholernie boli. Jednak na razie, nie planuję, powiedzieć psychologowi dlaczego się pocięłam. Wszyscy myślą, że to przez ojca. Mylą się. 

*4 dni póżniej*

Trochę się boję pójść do szkoły, a co jeśli wszyscy o tym wiedzą? Bałam się. Niby zapewniali mnie, że nikt się nie dowie.
Stałam przed szkolnym wejściem. Raz kozie śmierć. Myślę sobie. Wchodzę do szkoły i jak na razie jest normalnie. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Ignorują mnie. Nie będzie tak źle. Najbardziej się bałam spotkania z Luk'iem. Przerwę przesiedziała w toalecie, ale gdy zadzwonił dzwonek mój strach się podniósł. Nie chciałam z nim rozmawiać. Zranił mnie. Zniszczył. Wyszłam na chwiejących się noga z toalety i skierowałam się w stronę sali. Weszłam prawie ostatnia. Z ulgą odetchnęłam, gdy nie zobaczyłam Luka. Usiadłam na krześle i zaczęłam się wypakowywać. Niestety Luke się zjawił. Usiadł obok mnie i przez całą lekcję na mnie spoglądał, a ja próbowałam to olać. W pewnym momencie skrzyżowaliśmy spojrzenia. Jego oczy przepełniał ból. Szybko odwróciłam głowę. Czekałam tylko na dzwonek. Gdy ten zadzwonił wybiegłam z klasy. Nie chciałam rozmawiać z Luk'iem. Na moje szczęście udało mi się go zgubić. Jest to tylko chwilowe szczęście. O ile dobrze pamiętam, siedzę z nim na każdej lekcji. Mam problem. Dostaję SMS od Emily"

*Jak się czujesz?*

Odpisuje szybko:

*Dobrze, nie musisz się martwić*

Cały dzień próbowałam ignorować Luka. Co wychodziło mi całkiem nieźle. Gdy zabrzmiał mój ostatni dzwonek, zerwałam się z krzesła i skierowałam w stronę wyjścia. Kiedy byłam na parkingu, zauważyłam jak Katie idzie w moją strone. To się źle skończy. Myślę. Szybko odwracam się i chcę wejść znowu do szkoły, ale mi nie wychodzi. Katie stoi już naprzeciwko mnie.

-Posłuchaj mnie samobójczyni.. -widząc mój wyraz twarzy dodała- tak wiem o tym. Luke jest mój. Chodzimy ze sobą.-powiedziała uśmiechając się- Widziałaś nas przecież na parkingu szmato. Uświadom sobie, że jak jeszcze raz się do niego odezwiesz lub spojrzysz na niego. To twoja "mamusia" będzie składać ci kwiatki.-powiedziała, a na koniec uderzyła mnie w twarz. 

Stałam chwile jak wryta. Nagle przyszedł Luke. O nie pomyślałam.

***

Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się spodobał!
Ale z Katie suka =,=
Komentujcie/gwiazdkujcie.
Do następnego rozdziału :*

Why not?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz