Rozdział 6

28.4K 1.5K 225
                                    

Stałem przed sekretariatem i obmyślałem plan jak zajrzeć do teczki Joe, żeby dowiedzieć się gdzie mieszka. Nawet nie jestem pewien czy uda mi się, ale zawsze warto. W końcu wpadłem na pomysł.

-Dzien dobry pani Elloret -wypowiedziałem to sztucznie, seksownie się uśmiechając do naszej młodej sekretarki- pan Dorlen prosi panią o pomoc.- nawet nie musiałem mówić w czym. Widać, że naszej sekretarce podoba się na pana Dorlena.

-Dziękuję Luke za przekazanie informacji.-wstała powoli, jednak było widać w jej oczach błysk radości.

Poczekałem chwile, po czym zamknąłem drzwi i zacząłem szukać teczki Joe. Po minucie wertowania kartek znalazłem "Adres zamieszkania: Moon Street 23". Prawdopodobnie wiem gdzie to jest. Schowałem szybko teczkę na jej miejsce i wyjrzałem bezpiecznie przez szparę w drzwiach. Pusto. Starałem się, żeby nikt mnie nie zobaczył. Gdy dotarłem do auta, wyciągnąłem papierosa i zapaliłem. Zaciągnąłem się kilka razy i odpaliłem auto. Jechałem tak, aby nikt mnie nie zauważył. Zaparkowałem nie daleko jej domu i czekałem, aż coś się wydarzy. Gdy straciłem już nadzieje, podniosłem się do pozycji siedzącej i już chciałem zapalić auto, gdy zobaczyłem zobaczyłam starszego mężczyznę, prawdopodobnie jej ojca. Nie można było powiedzieć, że jest trzeźwy. Wysiadłem cicho z auta i podszedłem bliżej. Wszedł do domu i zaczął wszystkim rzucać, jak przypuszczam po odgłosach. Po kilku sekundach usłyszałem.

-Ta jebana gówniara Joe ma to wszystko posprzątać, albo dostanie w mordę.

Wycofałem się do auta i wróciłem do szkoły. Wiedziałem już wystarczająco dużo.

~~Joe

Gdy zadzwonił dzownek usiadłam w ławce. Nie widziałam nigdzie Luka, pewnie się spóźni. Gdy minęło kilka minut, a go nadal nie było wiedziałam, że się już nie pojawi. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Przecież ja go nienawidzę. Cieszę się, że go nie ma. Zapomniałam jak to jest siedzieć sama. Lekcja mijała strasznie wolno, gdy tylko usłyszałam dzwonek uszczęśliwiłam się troszkę, ale od razu posmutniałam bo teraz jest w-f. Poszłam do toalety sprawdzić swój siniak. Niestety nadal był widoczny. Schowałam się w kabinie, aby przeczekac przerwę. Usiadłam po turecku i wyjęłam mój szkicownik. Tak się wczułam, że nawet nie usłyszałam jak do toalety weszła Katie z swoją "przyjaciółką". Starałam sie zachowywać cicho. Bałam się, że usłyszą jak oddycham.

-Słyszałaś o tym,że ten przystojniak Luke zadaje się z Joe.-powiedziała przyjaciółka Katie, wymawiając moje imię z obrzydzeniem.

-Pewnie ją zaliczył, a ona nie może się pogodzić z tym, że ją wykorzystał.-wyparowałam z kabiny i stanęłam twarzą w twarz do Katie tak, że dzieliły nas tylko kilka centymetrów.

-Nie wleciałam mu do łóżka suko! Nie jestem tobą, żeby się pieprzyć z każdym przystojnym chłopakiem! Czy każdy twój "adorator" wiedział, że się tak pieprzysz?-zapytałam retorycznie i wyszłam jak burza z toalety.

Gdy chciałam skręcić w stronę szatni wpadłam na Luka. Nie mogło być gorzej. Wstałam i chciałam już odejść, gdy złapał mnie za rękę i pociągnął w schowek woźnego.

-Co ty do...-nie mogłam dokończyć, bo zasłonił mi usta ręką.

-Posłuchaj, chcę tylko porozmawiać. Nawet mi nie mów, że możemy porozmawiać na korytarzu, bo ty byś od razu uciekła.-szepcze, patrząc mi w oczy- zabiorę rękę, a ty obiecaj, że nie będziesz krzyczeć. Zabrał rękę, a ja od razu zapytałam.

-Co ty do cho..- i znowu mi przerwał, przykładając rękę do ust.

-Ciszej. Mów szeptem.-powiedział i zabrał rękę.

-Co ty do cholery wyprawiasz? O czym chcesz rozmawiać, że zaciągasz mnie do schowka woźnego?.- pytam wściekłym tonem.

-Wiem.

-Co wiesz.?-warczę na niego.

-Wiem skąd masz tego siniaka -lekko mnie zamurowało, nie mógł mówić prawdy- twój ojciec ci to zrobił, mam rację prawda?

-T-tak..-dopiero teraz doszło też do mnie, że stoimy kilka centymetrów od siebie, lekko się zarumieniłam.- nie mów nikomu.-popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.

-Muszę Joe, to może się źle skończyć dla ciebie.

-Nie -prawie krzyknęłam- nie, to pierwszy raz, nie rób tego Luke, proszę.-popatrzyłam na niego z łzami w oczach, kłamiąc.

-Obiecaj, obiecaj, że jak jeszcze raz cię uderzy, powiesz mi -popatrzył mi prosto w oczy- obiecaj.

-Obiecuję.-powiedziałam szeptem.

-Kłamiesz.

-Nie Luke, ja naprawdę obiecuję.-chcą nie chcą, łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Otarł je kciukiem.

-Wierzę ci.

Odsunął się ode mnie i spojrzał przez szparę w drzwiach. Po chwili pokazał mi gestem, że mogę iść. "Co ja teraz zrobię?", myślałam, biegnąc na lekcję w-f.

***

Aww >w< jest już ponad 500 wyświetleń. Zaskakujecie mnie ludziska :*

Komentujcie i krytykujcie rozdział 6.

Zapraszam do przeczytania "Never" FujimotoTeru, jednym słowem zajebiste ;)

Why not?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz