Rozdział 12

22.7K 1.3K 182
                                    

-Posłuchaj mnie Katie bo nie będę po raz kolejny powtarzał -widziałam w jego oczach złość, nie. To była furia- nie czuję nic do ciebie, nie czułem i nie będę czuć. Zostaw mnie i Joe w spokoju, a jak jeszcze raz ją tkniesz to tobie będą składać kwiatki.-wypowiedział niemal warcząc na nią. Katie stała chwilę, przetrawiając wiadomość Luka i z przerażeniem w oczach uciekła.

-D-dziękuje.-wyszeptałam cicho. Nie chcę z nim rozmawiać, ale wiem, że powinnam mu podziękować. Ale teraz nic nie rozumiem. Całował się z Katie, a teraz mówi, że nic do niej nie czuje. Chciał ją wykorzystać? Myślami kompletnie odleciałam. Ocknęłam się, gdy Luke mnie przytulił.

-Przepraszam cię. To przeze mnie, uczepiła się ciebie.-poczułam jak jego mięśnie się napinają.

-Luke puść mnie, puść mnie.-zaczęłam się wiercić.

-Joe...

-Nie Luke -przerwałam mu- zaufałam ci, a ty to zniszczyłeś. Nie chcę cierpieć.-mówiłam to, ale w głębi duszy, myślałam inaczej. Nie chciałam go stracić, ale też nie chciałam cierpieć. Łzy napłyneły mi do oczu.

-Joe daj mi to wytłumaczyć. Wiem jak to wyglądało, ale to nie było tak.

-A niby jak!?-moje emocję powoli wychodziły na zewnątrz.

-Stałem na parkingu i...

Gdy skończył opowiadać, sytuacja nabrało sensu. Wszystko (jak zwykle) było przez Katie. Stałam i patrzyłam gdzieś za Luka. Myślałam. 

-Wybaczam ci.-powiedziałam, ledwo słyszalnym szeptem, ale on i tak usłyszał. Znowu mnie przytulił, ale tym razem oddałam uścisk.

-Błagam nie rób już tego.-wiedziałam o co mu chodzi. Jednak cały czas myślałam, skąd Katie się dowiedziała.-Odwieźć cię?

-Jeśli to nie problem.-powiedziałam, spuszczając wzrok na buty, na co Luke się zaśmiał.

-To nie będzie problem.-powiedział uśmiechając się.

Po 15 minutach byłam już pod domem. Pożegnałam się z Lukiem i weszłam do środka.

-Kto to był?-zapytała Emily, śmiesznie poruszając brwiami. Chcąc, nie chcąc zaśmiałam się.

-Znajomy.

-Szkoda, ładnie razem wyglądacie.-powiedziała to i wróciła do kuchni. Na jej słowa mocno się zarumieniłam.-Obiad będzie za pół godziny.

Weszłam do swojego pokoju i rozejrzałam się na około. Po kilku minutach, zaczęłam wyciągać wszystko żyletki i rzucałam je na łóżko. Wyszło prawie 4 opakowania. Wpatrywałam się w nie i spakowałam je do czarnego pudełka. Chcę to skończyć. Pomyślałam. Niestety nie byłam na tyle pewna. Zostawiłam jedną żyletkę, schowaną w szufladzie. Zeszłam na obiad do kuchni. Pierwszy raz od bardzo dawna, jadłam z kimś obiad. Posprzątałam po posiłku i poszłam odrabiać lekcję. Nim się obejrzałam, była już 22. Postanowiłam się umyć i położyć spać.

Rano wstałam wyspana, ubrałam się w wcześniej przygotowane ciuchy i zeszłam zjeść śniadanie. Gdy była już 7:30 weszłam jeszcze do pokoju po plecak i pudełko z żyletkami. W szkole byłam kilka minut przed dzwonkiem. Rozglądałam się za Lukiem, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Gdy zadzwonił dzwonek weszłam z innymi uczniami do klasy. Myślałam, że Luke jak zwykle się spóźni, ale on wcale nie przyszedł na lekcję. Pojawił się dopiero na 3 lekcji i miał na sobie okulary przeciwsłoneczne, nie zdjął ich, gdy nauczyciel go o to poprosił. Usiadł jak zwykle koło mnie i podarował mi swój zniewalający uśmiech. Lekcję minęły mi szybko. Gdy zadzwonił dzwonek oznaczający koniec dzisiejszych zajęć, wyszła z sali za Lukiem. 

-Luke, chcę pogadać.-wzdrygnął się, gdy mnie usłyszał.

-Hej -uśmiechnął się- nie wiedziałem, że idziesz za mną.

-Wiem -uśmiechnęłam się lekko- więc ja..mm... chodzi o to.-wyjęłam pudełko z plecaka i wyciągnęłam je w stronę Luka.

-Co to?-zapytał Luke biorąc pudełko, cały czas patrzył na moją twarz.

-Żyletki...-powiedziałam i spuściłam wzrok. Luke wydawał się zdezorientowany.- Zabierzesz je ode mnie? Nie chcę już tego robić.

-Jasne, Joe to dobry krok.-powiedział i podarował mi lekkiego całusa w policzek. Zarumieniłam się przez co Luke się zaśmiał.- Uroczo się rumienisz.-przez te słowa znowu się zarumieniłam.

Nagle ktoś wpadł na Luka przez co mu spadły okulary i zobaczyłam wielkiego siniaka na oku.

-Luke skąd to masz?-zapytałam. Luke spojrzał na mnie i westchnął.

-Nic takiego, głupie zabawy ze znajomymi.

-Na pewno?

-Joe to naprawdę nic takiego -powiedział uśmiechając się- nie musisz się martwić.

-Nie martwię się.-powiedziałam i odwróciłam wzrok od niego. Oczywiście, że się o niego martwię, ale wstydzę się przyznać.

-Ach tak?-zamknął oczy i szedł tyłem do ulicy, na której jeździły rozpędzone auta. Był coraz bliżej.

-Luke uważaj!-krzyknęłam i pociągnęłam go do siebie.- Dobra martwię się.-moja wypowiedź spotkała się z krótkim śmiechem Luka.

-Ja o ciebie też. Odwieźdź cię?

-Jasne.-powiedziałam lekko się uśmiechając.

****

Tak. W końcu ich pogodziałam :) Jak emocję po 12 rozdziale?
Wielkie dzięki, że czytacie "
Why not?"
Komentujcie/gwiazdkujcie
Do kolejnego rozdziału :*

Why not?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz