Rozdział 23

13.8K 925 172
                                    

W tył. W przód. W tył. W przód. Od prawie godziny siedzę skulona w rogu mojego pokoju i kołyszę się. Luke nadal nie oddzwonił. Boję się. A co jeśli on tu zdoła wejść? Mój umysł przedstawiał najgorsze scenariusze. Łzy przestały mi lecieć kilka minut temu. Nagle zaczął dzwonić telefon. Podskoczyłam na dźwięk dzwonka i wpatrywałam się w świecący ekran. Luke. Poderwałam się z miejsca i podeszłam do telefonu. Nie myliłam się. To był Luke. Odebrałam.

-Halo?-odezwał się tak dobrze mi znany głos-Joe, coś się stało?-stałam chwilę w milczeniu z aparatem przy uchu, gdy odpowiedziałam.

-L-luke... widziałam mojego ojca.-powiedziałam ostatnie słowa szeptem.

-Gdzie?-odpowiedź była natychmiastowa- Mam przyjechać?

-Jakbyś m-mógł.-powiedziałam trochę głośniej.

-Będę za 10 minut. Nie rozłączaj się. Rozmawiaj ze mną. Jesteś cała? Rozmawiałaś z nim? Zrobił ci coś? Jest gdzieś obok ciebie?- w jego głosie można było wyczuć troskę. Gdy wsłuchiwałam się w ten piękny dźwięk do moich uszu dotarło "Szkoda, że musisz jechać . Pamiętaj..." Reszty nie usłyszałam, ale byłam pewna, że to głos kobiecy.

Dokładnie dziesięć minut później rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Poderwałam głowę i wyszłam z pokoju. Gdy byłam już naprzeciwko drzwi po cichu podeszłam do wizjera. Ujrzałam twarz Luke'a. Otworzyłam mu i w jednej chwili znalazłam się w jego ramionach. Łzy płynęły mi niekontrolowanie. Luke zamknął drzwi i głaskał mnie po plecach, próbując mnie uspokoić. Po kilku minutach wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w oczy Luke'a. Widziałam w nich troskę.

-Kochanie, jestem tu. Nie bój się.-pocałował mnie czule w czoło.

Wróciliśmy do mojego pokoju. Usiadłam skulona na łóżku, a Luke objął mnie ramieniem. Kiedy uspokoiłam się Luke zapytał :

-Opowiesz mi co się stało?-powiedział cicho. Niezauważalnie potaknęłam. Po kilku minutach Luke spojrzałam mi w oczy i pocałował. Oddałam pocałunek.-Kochanie, może go pomyliłaś z kimś. To nie tak, że ci nie wierzę, ale mogło się zdarzyć. Nie musisz się bać. Dopóki tu jestem on nic ci nie zrobi.

Wtuliłam się w niego i zasnęłam.

Stałam na ganku, zastanawiając się czy jest w domu. Czy dzisiaj też jest pod wpływem. Czy dzisiaj też mnie uderzy. Drżąc podeszłam do drzwi i położyłam moją dłoń na klamce. W myślach policzyłam do trzech i otworzyłam drzwi. W domu panowała ciemność i cisza. Weszłam powoli, ostrożnie stawiając kroki. Kiedy byłam już pewna, że go nie ma, poczułam silną dłoń, która ściskała moje ramię. Odwrócił mnie do siebie twarzą i uderzył. Kolejny cios zadał mi w brzuch, upadłam na podłogę i zwinęłam się z bólu w kłębek. On nie przestając mnie bić, wyjął pistolet.

-Jebana gówniara! Spóźniłaś się! Czy ty kurwa uważasz, że możesz mnie lekceważyć?! Zapłacisz za to! Jestem najgorsza! Jesteś nikim! Jesteś jebanym problemem! Dla wszystkich byłoby lepiej gdybyś nie żyła!

Po kilku ciosach, chwycił mnie za włosy i uniósł tak, że byłam na wysokości jego oczu. W nich zobaczyłam złość. Nie, to nie była złość, to była nienawiść z furią. Uderzył mnie kilka razy w głowę, aż leżałam cała zakrwawiona we własnej kałuży krwi.

-Nie uciekniesz przede mną.-wypowiedział to zdanie i strzelił.

-Aaaa!-zerwałam się z łóżka cała spocona i zapłakana. Luke w jednej chwili siedział, przytulając mnie.

-Ciii... Już dobrze Joe. Jestem tu. Jesteś bezpieczna. Ciii.. Skarbie już dobrze.-szeptał mi do ucha, cały czas kołysząc mnie w swoich ramionach. Chwyciłam się jego ramion, a twarz schowałam w zagłębieniu szyi. Szlochałam, a on mnie głaskał po plecach uspokajając.

***

Wena odchodzi!

I teraz obstawiamy czy Luke zdradza Joe!

Komentujcie/gwiazdkujcie

Papa

Why not?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz