Rozdział zawiera wulgaryzmy i nie jest obowiązkowy do rozumienia całej powieści. Nie chcesz? Nie czytaj.
Spoiler alert! Jeśli nie chcesz znać rozwiązania zagadki drugiego zadania nie czytaj!
Point of vision: Harry Potter
~~~
Wyszedłem z kominka do hallu głównego ministerstwa. Skierowałem się do wind nie pokazując zirytowania gdy ktoś wskazywał mnie palcem, albo witał się ze mną zbyt nadgorliwie. Przyzwyczaiłem się do tego, że jestem ubóstwiany za moment mojego życia, gdy stałem się mordercą.
Westchnąłem dochodząc do miejsca gdzie windy odbierały urzędników. Ominąłem kolejkę w której było kilka rodzin z dziećmi, które pewnie nie dałyby mi życia, oraz taką, w której stali głównie petenci i stanąłem za kimś z departamenu tajemnic.
"Niewymowni przynajmniej nie wdawali się w niepotrzbne rozmo..."
-Ooo panie Potter! Mam dobre wieści co do badań nad sytuacją między Voldemortem, a panem.
-To podobno tajne. -Zauważyłem cierpko wchodząc do windy.
-Och... Um... żeczywiście. Departament przestrzegania prawa? -No debil.
-Tak jak zwykle... -Westchnąłem nie komentując jego lizodupstwa.
Z ulgą wysiadłem na swoim piętrze i skierowałem się do swojego biura.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem kilka przesyłek wewnętrznych od Hermiony. Jęknąłem, bo wiedziałem czego dotyczą.
"Turniej trójtragiczny"
-Jak ja się kurwa dałem na to namówić...?
To było oczywiste jak. Zmuszono mnie, do podjecia demokratycznej decyzji, w moim imienu, a przyczyniła się do tego pani wiem-to-wszystko-a-w-dodatku-jestem-minister-magi, jej mąż, który był podobno moim przyjacielem, moja żona, moja była nauczyciel transmutacji McSztywna i kilku innych starych znajomych.
Westchnąłem.
"Jak ja ich wszystkich nienawidzę. I kocham jednocześnie."
Opadłem na fotel i przyciągnęłem do siebie raporty bezpieczeństwa dotyczące drugiego zadania, kląc na pomysł Granger, aby odtważać naszą przygodę z pierwszego roku.
"Na co to komu!"
Rozumiem, że tamto to był świetny test umiejętności magicznych w każdym zakresie, ALE KOGO TO KURWA OBCHODZI?!
Popatrzyłem na wykresy z których wynikało że jeśli uczestnicy zachowają poziom z poprzedniego zadania, to conajmniej jedno z nich straci kończynę.
Potarłem czoło rozmyślając.
-Szachy... te przeklęte szachy... Expecto patronum! Vikey możesz przyjść do mnie na chwilkę? -Posłałem patronusa do jednego z podwładnych.
Po kilku minutach wszedł oczekiwany auror.
-Możemy pozbyć się tych szachów? Przecież nikt miał nie ginąć.
-Niby możemy, ale pani minister...
-Pani minister zrozumie. -Uciąłem. -I tak dużo pozmienialiśmy. Szkoda, że Hagrid nie miał jeszcze dwóch psów.
-Moglibyśmy wziąć trzy normalne psy... -Zasugerował mężczyzna.
-Dobry pomysł. Powiedz to Ukleysonowi i niech się tym zajmie. A ty idź i wykasuj te pieprzone warcaby. -Kiwnął głową i wyszedł.
Ja pogrążyłem się na chwilę w moich myślach.
Znowu zamartwiałem się tym chłopakiem. Jeśli to prawda, że się nie zgłosił... to... to jest źle... nawet bardzo źle.
CZYTASZ
Felix, Net i Nika... w Hogwarcie! [Zakończone]
FanfictionTrójka dzieci z mugolskich rodzin, pierwszego sierpnia, dostaje listy z Hogwartu. Dzień później przychodzą do nich dziwni ludzie i mówią im o ich wyjątkowości. Co stanie się gdy jedenastoletni Felix, Net i Nika poznają się na pokątnej? Książka jest...