24

374 41 4
                                    

- Zrobicie nam konkurencję, Lori.

Siedzimy w studiu taty nad telefonem Matta. Ktoś nagrał występ karaoke i wstawił go do internetu. Ludzie oszaleli.

- Nie przesadzajcie - uśmiecham się, opierając o framugę drzwi do kanciapki.

Wiem, że tata jest zadowolony. Nawet Walt mi pogratulował. Stwierdził, że może wpadłam akurat na dobrego producenta, który zapewni mi świetlaną przyszłość.

- Jak się nazywają? - pyta Nick.

- Rambling Creek. Austin, Willy i Jude - mówię, a na moich ustach mimowolnie pojawia się uśmiech. Po jednym wykonanym utworze wróciliśmy do Kevina i długo rozmawialiśmy. - Musimy się jeszcze raz zobaczyć, żeby wszystko ogarnąć.

- Może wyjdziemy wszyscy razem? - pyta Matt, a ja mrużę oczy, przypominając sobie słowa Jude o Arctic Monkeys. I o Alexie.

Alex. Jude. Alex. Jude.

- Jasne, czemu nie? - słyszę syknięcie od strony drzwi. Odwracam się i widzę Alexa, który nagle pojawia się w środku. Jest dopiero siedemnasta, ale widzę, że już jest pijany. Zaciskam palce na drzwiach.

- Wszystko okej, Al? - pyta Nick, ale brunet zbywa go machnięciem ręki. Siada niechlujnie na krześle i zdejmuje okulary, odsłaniając przekrwione oczy.

- Czemu tu jesteśmy? - pyta. Mój tata zerka na mnie pytająco, ale ja patrzę tylko na Alexa z ustami zaciśniętymi w linię . Jego włosy są kompletnie roztrzepane, a koszula wymięta i rozpięta do połowy.

- Chcieliśmy pogadać przed wydaniem płyty. Wiesz, wszystko przesłuchać na nowo i ustalić kolejność... - zaczyna spokojnie Matt, delikatnie klepiąc bruneta po plecach.

- Możemy zrobić to kiedy indziej - pociąga nosem i pociera dłońmi twarz. - Dziś i tak jesteśmy zajęci, eh? Idziemy na spotkanie.

- Przestań, Alex - mówię cicho, zakładając ręce na piersi. Brunet cicho się śmieje i kręci głową, nim uderza dłońmi w blat.

- Jasne. Dajcie znać, o której się widzimy - mówi i podnosi się z impetem z miejsca. Krzesło się przewraca, a Alex omija je chwiejąc się na nogach i rusza do wyjścia.

- Załatwię to - mamroczę i odpycham się od drzwi. - Alex! - wołam, widząc, że kręci się przy końcu korytarza. Brunet od razu się odwraca, więc przyspieszam i w ostatniej chwili łapię go za rękaw bordowej koszuli.

- Czego chcesz, Lori? - pyta zachrypłym głosem. Otwieram drzwi do małej sali konferencyjnej i wpycham go do środka. Tam sadzam go na krześle i staję nad nim z rękoma założonymi na piersi.

- Czemu się upiłeś? - pytam prosto z mostu, a on wzrusza ramionami i odchyla głowę do tyłu. - Jesteś zły. Możesz mi powiedzieć dlaczego.

- Powinnaś to, kurwa, wiedzieć - mówi, świdrując mnie wzrokiem. Moje nozdrza się rozszerzają, a dolna warga zaczyna drzeć. - Dobrze ci się bawiło z tym pierdolonym debilem w nocy?

- Nie będę dyskutować na tym poziomie, Alex - kręcę głową nie spuszczając wzroku z jego oczu. Przerywam, żeby uspokoić oddech. - Wiedziałeś gdzie idę. Wiedziałeś z kim idę i wiedziałeś po co idę. Prawdę mówiąc, mogłam ci nawet nie mówić, ale mam wrażenie, że ostatnio dzielimy się ze sobą wszystkim, więc...

- To może podzielisz się informacjami o tamtej nocy? O tym, jak ślicznie wyglądałaś z tym chuchrem przy mikrofonie? - przerywa drwiąco, a ja prycham.

- Jak możesz być zazdrosny? - syczę, zaczynając chodzić od drzwi do krzesła. - Do cholery, nie pokazałam ci wystarczająco, że zależy mi tylko na tobie?

- Niedługo będziesz spędzać z nim każdy pieprzony dzień - mówi złośliwie, a ja kładę obie dłonie na twarz.

- A ty niedługo będziesz w Australii, Europie i na całym, kurwa, świecie, koncertując ile wlezie i z chuj wie kim! - krzyczę, czując łzy zbierające się pod powiekami. - Nie jesteśmy razem, Alex. - ściszam, zatrzymując się przy krześle. Moje uda stykają się z jego kolanami. - Co nie znaczy, że nie pozostaję ci lojalna, jak cholerny pies. Ale jeśli to kwestionujesz, to możemy w tym momencie zapomnieć o swoim istnieniu.

- Nie zapomniałabyś o mnie - mówi spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.

- Jesteś niemożliwy - kręcę głową, pozwalając łzom opuścić oczy. Zakrywam dłonią usta i przymykam powieki, żeby się uspokoić. Na nic. Rozklejam się jeszcze bardziej. Stoimy, słuchając mojego szlochania przez dłuższą chwilę. - Nie mogę przestać myśleć o tym, że zaraz wyjeżdzasz, a ty musisz wszczynać bezsensowne kłótnie, jak ostatni idiota.

- Myślisz, że nie myślę o tym samym? - pyta po chwili. - Dlatego nie mogę znieść widoku ciebie z innym facetem, z którym możliwe, że połączy cię to samo co ze mną na początku.

- Tak, rzucę się mu w ramiona i powiem, że mam cię gdzieś skoro działacie w tej samej branży - mój głos ocieka sarkazmem. Otwieram oczy i widzę, jak siedzi ze spuszczoną głową i palcami wplątanymi we włosy. - Alex, nie chcę się z tobą kłócić, jak zostało nam tak mało czasu razem.

- Nie dam rady na was dziś patrzeć.

- Boże, Alex. Jude mnie nie znosi. Psuję mu wizję jego idealnego męskiego zespołu. - mamroczę, pocierając dłonią twarz. - Jasne, bawiliśmy się dobrze przy tej jednej piosence, ale to wszystko. Potem znów był wredny.

- I chcesz być z kimś takim w zespole? - pyta, a ja wzdycham i kręcę głową.

- Nie wiem. - mówię szczerze. - Nie wiem jeszcze, czego chcę. Wszystko zmienia się tak szybko, że nie jestem w stanie przewidzieć, co się wydarzy za godzinę. A co dopiero za miesiąc.

- Przepraszam, Lori - szepcze nagle, a ja zagryzam policzki od środka i patrzę na niego, jak kuli się na krześle. Mam wrażenie, że jestem od niego dwa razy większa.

- Nie przepraszaj. Po prostu się tak nie zachowuj - mówię i podchodzę bliżej. Wtula się od razu w moje uda, a ja patrzę tępo w punkt na ścianie.

- Lori - zaczyna znów, chwytając palcami pasek moich spodni. - Lori, muszę ci coś powiedzieć. - bełkocze. Zamykam oczy i kręcę głową.

- Nie musisz nic mówić, Alex - mówię, czując, że łzy znów spływają mi na policzki. Obserwuję, jak kapią mu chwilę później na włosy.

- Nawet nie wiesz, co chcę ci powiedzieć.

- Wiem - zamykam oczy i pochylam się, żeby położyć mu brodę na czubku głowy. - Nie musisz mówić tego na głos. Nie teraz.

- Potem nie zdążę - jęczy, a ja zagryzam dolną wargę, żeby nie zapłakać nad tym do czego doprowadzam nasze życie.

Nie mogę mu pozwolić na to, żeby to powiedział. Nie kiedy wyjeżdża. To nas zniszczy.

- Zdążysz - szepczę i pozwalam mu wciągnąć się na kolana.

Głaszczę go po policzku, gdy jego spojrzenie rozjeżdża się na boki. Całuje jego zaślinione wargi, a on dociska usta w miejsca, gdzie wciąż są ostatki moich łez. I mam wrażenie, że siedzimy tam bardzo długo.

Na tyle długo, że Matt musi nas znaleźć, żeby powiedzieć, że Kevin i Austin się do mnie dobijają.

Zaciskam pięści z nadzieją, że ten wieczór wszystkiego nie zepsuje.

LORI | Alex TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz