8

605 45 3
                                    

Zajęcia mi się dłużą. Wgapiam się pusto w tablicę i nie mogę przestać myśleć o melodii, którą ułożyłam kilka dni temu. Nie nauczyłam się nigdy spisywania nut, jestem totalną amatorką, więc jedynym źródłem jest mój mózg. A ten rozwarstwia się, słuchając podstaw ekonomii. Dodatkowo dostałam wiadomość, że Alex napisał nową piosenkę.

- Lori - słyszę szept, który poprzedza szturchnięcie w ramię. Otrząsam się i zauważam, że wszyscy już wstali i tłoczą się przy drzwiach. Non wywraca oczami i podnosi się z krzesła, ciągnąc za sobą żółtą torbę. I mój nadgarstek. W pośpiechu zbieram kartki z ławy i idę za dziewczyną. - Kompletnie odleciałaś.

- Wiem - mówię, gdy wychodzimy na zewnątrz. Sięgam po papierosa do torebki, ale znowu otrzymuje solidne trzepnięcie w przedramię.

- Nie każ mi tego mówić - unosi palec wskazujący do góry, gdy rude kosmyki włosów plączą się jej na wietrze. Niektóre zahaczają o niebieskie okulary.

- Mówić czego? - marszczę nos, a dziewczyna mruży oczy i kręci powoli głową.

- Zamieniasz się w nią - mówi.

- W nią? - powtarzam, wkładając papierosa do ust.

- W artystkę. Muzykantkę. Jakkolwiek chcesz się nazwać - uśmiecha się złośliwie, gdy otwieram szeroko oczy. - Od kiedy znów palisz? Odkąd zaczęłaś zadawać się z zespołem.

- Co ma jedno do drugiego, Non? - jęczę, a grzywka wpada mi do oczu.

- Że jesteś w tym świecie. Tym drugim - macha ręką. Uśmiecham się pod nosem i dotykam czołem jej ramienia.

- Miałaś mnie zabrać kiedyś na zapiekankę - mamroczę w jej obojczyk, a ona się śmieje. Zagryzam wargę, żeby jej nie zawtórować. Udało mi się odwrócić jej uwagę.

- Kiedy to było... - mruczy, a ja zdaję sobie sprawę, że faktycznie minęło już dużo czasu odkąd ojciec nawiązał z nimi współpracę. Czas nagle leci szybko, mimo że każdy dzień się dłuży.

A przynajmniej każdy poza studiem.

- Więc pójdziemy na zapiekankę - popycha mnie do przodu i obie ruszamy spod uczelni w kolorowe uliczki Sam Francisco, przepychając się i tonąc w dymie mojego Camela.

Od pewnego czasu zaczęłam bardziej doceniać to miasto. Odkryłam, że jest naprawdę piękne, a mieszkanie tu to rarytas, który sprzedało mi życie. Jedziemy tramwajem po zapiekanki do stoiska przy plaży. Później schodzimy na piasek i siadamy z boku pod krzakami. Widzę słynny czerwony most, który definiuje dla turystów to miasto i uśmiecham się pod nosem.

- Chyba ułożyłam utwór - mówię po chwili, gdy gorący ser tuli moje gardło.

- Widzisz? Wiedziałam, że coś jest nie tak. - mamrocze, a gdy szturcham ją w ramię śmieje się i gryzie głośno grzankę. - Cieszę się. Serio - mówi w końcu, a ja spuszczam wzrok na piasek, który wpada do moich espadryli.

- Siedzi w mojej głowie. Nie ma nawet słów - uśmiecham się, unosząc garść piasku w powietrze. Drobinki powoli wpadają w lekkie powiewy wiatru, które zabierają je przed moje stopy.

- Masz zamiar coś z tym zrobić? - pyta. Wzruszam ramieniem i kładę brodę na kolanie.

- Raczej nie. Pisanie nie jest już proste.

- To samo mówiłaś o jakiejkolwiek formie muzyki, którą tworzyłaś. - mówi matczynym tonem. - Zresztą bez ciebie nie powstałaby pierwsza piosenka na płycie chłopaków.

- Powstałaby. Tylko nie miałaby sensu - śmieje się, a dziewczyna parska i opada na swój szal, który ułożyła pod sobą, żeby nie zniszczyć białych spodni.

LORI | Alex TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz