16

556 47 8
                                    

- Byłoby seksowniej, gdybym miał motor. I gdybym prowadził.

Chichoczę, jak dziecko, kierując koślawo rower. Alex siedzi na wąskim bagażniku, a ja zjeżdżam powoli z górki. Musimy wyglądać komicznie - wielki facet w skórzanej kurtce, przeciążający cały rower i szczerząca się od ucha do ucha dziewczyna w szerokich, kolorowych spodniach, turlając się ze wzgórza.

- Jesteś gotowy? - odwracam się przez ramię, gdy stajemy na ostatnim spadku. Droga jest pusta i wygląda prawie, jak autostrada. Autostrada do nieba. Alex marszczy brwi, a ja uśmiecham się szyderczo i puszczam nas przed siebie nie naciskając hamulców.

- Zabiję cię - słyszę, a to tylko wzmaga mój śmiech. Czuję się, jakby na dole czekał mnie portal, który zabierze mnie znów do drugiego świata. Kosmyki włosów, które wypadły z mojego warkocza wariują na wietrze, a w oczach pojawiają się łzy spowodowane wszechogarniającym pędem.

Praktycznie wpływamy na ulicę, na której zaczynam hamować i dopiero tam oddycham pełną piersią. Może naprawdę przejechałam przez jakieś wrota. Jedziemy dalej w ciszy, a gdy zatrzymujemy się pod klubem i Alex zeskakuje z bagażnika, to dopiero wtedy czuję ból w nogach.

- Nie jesteś najlżejszy - jęczę, schodząc z pojazdu, który bezwładnie opadł na barierkę. Schylam się, kładąc dłonie na udach, po czym zerkam na niego z dołu. Wyglądał jakby chciał mnie zamordować. - Było fajnie, nie?

- Jesteś nieokiełznana - mamrocze, a na jego ustach majaczy się uśmiech. Schodzimy po schodach na dół i zaczynamy szukać klucza pod wszystkimi doniczkami.

Znajduję go pierwsza i w geście tryumfu pokazuję Alexowi język. Brunet rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie, po czym wyciąga mi klucz z dłoni i otwiera drzwi do środka. Zapalamy światła i wchodzimy głębiej. Bywałam już tu, gdy nikogo nie było, ale teraz, jak jesteśmy we dwoje, to wszystko wydaje się ciekawsze.

- Grałaś kiedyś na nim? - pyta, wskazując obrzydliwie drogi fortepian zakryty błyszczącym kawałkiem materiału.

- Tak - uśmiecham się, a on unosi wyżej brwi i wskakuje na scenę. Sadowię się w pierwszym rzędzie w brązowym fotelu i obserwuję, jak teatralnie ściąga narzutkę z instrumentu.

Gdy staje na środku sceny i zgina się wpół zaciskam usta w linię, żeby się nie roześmiać. Idzie z gracją do stołka i siada przy nim, tak jak baletnica wykonuje swój obrót. Otwiera powoli pokrywę, po czym niczym uczestnik konkursu fortepianowego bierze głęboki oddech, oddała się od klawiszy, zamyka oczy i zaczyna cicho grać. A ja prawie dławię się śliną, gdy spod jego palców zaczynaja wypływać dźwięki, których nie powstydziłby się żaden zawodnik.

Cóż, zważając na to, że takowi ćwiczą całe życie, żeby dostać się do takiego konkursu, to możliwe, że przesadzam, ale czy to się liczy?

Przez chwilę gra coś, co przypomina utwory Chopina, ale potem zaczyna dodawać fragmenty swoich piosenek. Mam wrażenie, że przez chwilę słyszę każdy utwór, który dotychczas napisał w San Francisco. Podnoszę się po cichu z krzesła i wchodzę na scenę. Sięgam mikrofon na stojaku zza kulisy i włączam zasilanie na scenie, tak jak robiłam to kilka lat wcześniej. Tu nic się nie zmienia.

A potem zatrzymuję się przy fortepianie, zdejmuję mikrofon i rzucam Alexowi porozumiewawcze spojrzenie. Tu nie ma miejsca na wstyd. Zagrywa początek naszej piosenki, a ja zamykam oczy i biorę głęboki oddech, który roznosi się po pustym klubie.

- In a foreign place, the saving grace was the feeling
That it was a heart that he was stealin'.

- Oh, he was ready to impress and the fierce excitement
The eyes are bright, he couldn't wait to get away - Alex wchodzi mi w słowo. Spoglądam na niego ze zmrużonymi oczami, po czym unoszę brodę i pochylam się nad instrumentem.

LORI | Alex TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz