4

626 46 5
                                    

Staram się skupiać na zajęciach. Wchodzę powoli w rutynę, z której trudno będzie mnie wyplątać, jeśli zaangażuje w nią każdą cząstkę mojego ciała. Ale nie mam wyboru. Po głowie cały czas chodzi mi Fake Tales, o której wciąż mam nadzieje, że zostanie zamieniona na Fake Tales of San Francisco. Po głowie wciąż chodzi mi rytm narzucony przez perkusistę i głos bruneta. Po głowie wciąż chodzi mi muzyka.

- Patrz - mówi Non, gdy przechodzimy przez sklepową ulicę miasta. Postanowiłyśmy wybrać się na zakupy po ciężkim tygodniu na uczelni. Nie robimy tego często, głównie ze względu na to, że nie lubię zakupów, ale czasem udaje jej się mnie namówić.

Zerkam na szybę znajomego sklepu muzycznego, a moje brwi wyskakują w górę, gdy widzę nowe plakaty wywieszone na ścianach. Jeden z nich przedstawia Arctic Monkeys. Kręcę głową i ruszam dalej, ale Non chwyta mnie za nadgarstek i przyciąga z powrotem na miejsce.

- To dobre zdjęcie. Wyglądają tak... młodo - przekrzywia głowę do ramienia, a ja mimowolnie robię to samo. Pewnie byli w naszym wieku i nie wiedzieli, że wylądują w kalifornijskich sklepach muzycznych wśród plakatów Davida Bowiego, Janis Joplin czy Rolling Stonesów. Teraz wiem, że pewnie by tego nie chcieli. A na pewno nie Alex.

- Chodźmy - mówię.

Przechadzamy się jeszcze dobrą godzinę. Kupuję dżinsowe dzwony, kilka kolorowych koszulek i dwie pary absurdalnie dużych i ciężkich kolczyków. Shannon zawsze lubiła mój styl. Uważa, że wyglądam jakbym urwała się z lat siedemdziesiątych z tymi roztrzepanymi włosami i przydługą grzywką, która wpada mi nieustannie do oczu. A to wszystko dopełniają ubrania, które kupuję instynktownie; nie przywiązuję do nich bowiem wagi. Coś w duchu po prostu mi podpowiada, że powinnam trzymać się swojego "hipisowskiego" stylu, który przy okazji jest ulubionym mojej mamy. Kiedyś opowiadała mi o swoich wspomnieniach z tamtych czasów. Mówiła, że przypominam jej ją.

Siadamy w parku pod drzewem. Słońce zaczyna zachodzić, rzucając piękną poświatę na te wszystkie pary, które leżą na kolorowych kocach albo grupy przyjaciół, nad którymi unosi się chmura dymu. Muzyka lecąca z kilku głośników miesza się w jedno, ale jest to tak łagodne, że niemal sprawia mi przyjemność.

- Uwielbiam tu mieszkać - mówi Shannon, opierając głowę o drzewo. - Mimo że kocham Palo Alto, to tu naprawdę czuję, że żyję.

- Może to jednak jest ten amerykański sen - mamroczę, a dziewczyna rzuca mi pytające spojrzenie tymi bystrymi zielonymi oczami. Streszczam jej więc sytuację, która miała miejsce tydzień temu i mówię o zmianach jakie chciałam wprowadzić w tekście piosenki Alexa. - Teraz nie wiem, czy się z tym zgadzam. - dodaję, opierając brodę o kolana. - W ich oczach i tak będziemy tym złym prądem, który negatywnie wpływa na ich kulturę.

- Na pewno do niego trafiłaś. - mówi po chwili. - Zebrałaś jego myśli do kupy i pokazałaś, że mimo że teraz są tu, to wciąż mogą pozostać tym kim byli wcześniej. Nawet jeśli sama masz inne zdanie.

- Coś czuję, że Alex nie jest jednym z tych, którym trzeba coś pokazywać. Jest świadomy tego, że jest dobry. - uśmiecham się krzywo. - A ja nie mogę go za to sądzić, bo to ważna cecha u artysty. Nieważne jak bardzo by mnie wkurwiała.

Siedzimy tak dopóki jedynym źródłem oświetlenia stają się uliczne lampy, neony reklamujące sklepy i restauracje albo ogniska, które nielegalnie rozpalano tu w każdy parny dzień. Już zbieramy się na autobus, kiedy dostaję wiadomość od taty. Wpadnij jeśli możesz.

- Muszę wpaść na chwilę do studia - mówię, a Non kiwa głową.

- Jadę z tobą.

Po trzydziestu minutach stajemy pod studiem. Dawn wita mnie skinieniem głowy, natomiast Non bierze w objęcia, bo nie widziały się od dawna. Idziemy na koniec korytarza, zerkamy na siebie porozumiewawczo, po czym wchodzimy do środka. Grają. A ja poznaję ten utwór. Ciągnę przyjaciółkę do stołu, witamy się skinieniami głów, ale moje myśli są w zupełnie innym miejscu. Mianowicie za szybą, gdzie Alex śpiewa do mikrofonu w akompaniamencie całego zespołu.

Wychwytuję wszystkie słowa, wszystkie linijki.

And all the weekend rock stars are in the toilet

Practicing their lines

Świetne.

I don't want to hear you
I don't want to hear your

Proszę.

Fake tales of San Francisco

Zaciskam usta w linię, a moje palce zaciskają się na brzegu stołu. Czuję na sobie wzrok dziewczyny Alexa, gdy ten wymawiając te słowa patrzy prosto na mnie. Widzę tę irytację i złość związaną z tym, że mi uległ, a ja widzę tego efekty. Efekty, które są zwyczajnie zajebiste. Skinam do niego głową, a on zamyka oczy i kontynuuje piosenkę. I jest naprawdę dobra. Do samego końca.

- Dobra robota! - woła mój ojciec, a Walt pokazuje im uniesione kciuki w górę.

- Dobrze, że w końcu przystał na zmianę tekstu. Nie było łatwo - mamrocze Walt, zerkając w moim kierunku. - Twój tata spisał na nowo piosenkę. Przysiadł z Alexem i wykorzystał to, co mówiłaś.

Zerkam na tatę i uśmiecham się pod nosem. Zawsze mieliśmy tę nić porozumienia. A potem wracam spojrzeniem do Shannon, która ściska moją dłoń. Jest dumna.

Wtedy uderza we mnie, że nie chcę, żeby była ze mnie dumna. To ich piosenka. Ich dzieło. Nie moje. Wstaję, żeby napić się wody. Przytykam do ust plastikowy kubek i zamykam oczy, gdy lodowata ciecz rozlewa się po moim gardle.

- Udało ci się - słyszę ją, więc otwieram oczy i spoglądam z ukosa. - Nie mówię tego w negatywnym sensie. To dobra piosenka. Alex dał tam sporo fajnego tekstu.

- To prawda, to dobra piosenka - mówię, a ona oblizuje nerwowo wargi i przeczesuje jasne włosy palcami. Zauważam, że jej dłoń się trzęsie.

- Jestem Willow - przedstawia się. - Alex i ja jesteśmy razem szczęśliwi.

Gdy to mówi czuję, że nie robi tego, żeby się pochwalić. Robi to, żeby mnie przestrzec przed robieniem czegokolwiek, co skłoniłoby uwagę Alexa. Oczywiście, że się zdenerwowała, gdy ktoś przejrzał jej chłopaka nie wymieniając z nim ani jednego słowa. Nie dziwię się jej. Dlatego posyłam jej uśmiech i oddalam się z powrotem do stołu.

- Macie coś jeszcze? - pytam, a Walt kręci głową. 

- Podobno nie są dopracowane. - mówi, odwracając się na krześle w moją stronę. - Nie przyjechaliśmy tu za płytą, ale z tym utworem olśniło ich w samolocie. Poczekamy tak długo jak będzie trzeba.

Gdy to mówi uśmiecham się pod nosem. Non podnosi się z krzesła, gdy zespół wchodzi do pomieszczenia. Widzę kropelki potu na czole Alexa, które odbijają żółte światło. Przylizuje dłońmi wilgotne włosy i patrzy na mnie krótkim, lecz przeszywającym spojrzeniem. Willow całuje go w ramię, gdy przedstawiam Non pozostałym. 

- Było dobrze - mówi Alex. Nie potrzebuje, aby ktokolwiek to potwierdzał. Wie to każdy w tym pomieszczeniu.

- Na pewno nie chcecie wypróbować jeszcze czegoś? - rzuca mój tata, a brunet wzrusza ramieniem, zerkając na pozostałych. 

- Jeszcze się nie zainspirowaliśmy - mówi z uśmiechem, który kryje wszystko. Zwraca twarz w moją stronę. Widzę, jak przesuwa językiem po zębach, gdy jego oczy mrużą się w konsternacji. Próbuję sobie wyobrazić jego myśli.

Podziękować jej? Czy nie podziękować?

- Lorraine - zaczyna, przesuwając palcem po policzku.

- Lori - skracam, nie odrywając pewnego spojrzenia od jego oczu.

- Jakiś pomysł na kolejny tekst? - pyta z chytrym uśmiechem. Nie pozostaję mu dłużna.

- Jak znów napiszesz coś słabego, to chętnie to skoryguję.

- Nie do wiary - mruczy pod nosem. Wciąż się uśmiecha, ale widzę, że targają nim nerwy. Nasze spojrzenia wywołują w pomieszczeniu takie napięcie, że każdy zaczyna ze sobą rozmawiać, żeby chaosem rozbić problemową atmosferę.

- W porządku! - woła w końcu Walt, klaszcząc w dłonie. - Na dziś kończymy. Zadzwonię, jak będziemy coś mieli.

Żegnają się skinieniami głów, a gdy wychodzą Non wybucha śmiechem.

- Zaraz stracę przez ciebie klientów, Lorraine - tata kręci rozbawiony głową.

- Nie stracisz.

I mówiąc to jestem tego pewna.

LORI | Alex TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz