Dzisiaj jest dobry dzień, więc macie rozdział. Miłego dnia i miłego czytania. Mam nadzieję, że wam się spodoba💜
Wpadłam do pokoju i zaczęłam krzyczeć z bezsilności. Zrzuciłam wściekła wszystkie rzeczy z mojej szafki, przez co wazon, który na niej stał rozbił się w drobny mak uszkadzając moją ranę na dłoni jeszcze bardziej. W końcu upadłam z bezradność na kolana, a po moich policzkach zaczęły płynąć jeszcze bardziej łzy.
Przeze mnie moim bliskim stanie się krzywda, a ja nawet o nich nie pomyślałam. Myślałam tylko o sobie i o tym ile w moim życiu się zmieniło zapominając o osobach, którym przeze mnie grozi ogromne niebezpieczeństwo. Jestem okropną egoistką.
- Jezu Nay... - Do mojego pokoju weszła Izzy i od razu podbiegła do mnie. - Co ty robisz? - Spojrzała na mnie zmartwiona.
- Oni wszyscy zginą i to będzie moja wina. - Wyszeptałam przez łzy.
- Nikt nie zginę Nay. - Powiedziałam pocieszająco. - Jezu twoja dłoń - Zauważyła moją coraz bardziej zakrwawiona rękę. - Chodź.
Dziewczyna pociągnęła mnie za zdrową rękę w stronę łazienki, gdzie przemyła moją dłoń wodą, a następnie nic nie mówiąc wróciliśmy do pokoju. Usiadłam na łóżku, a dziewczyna w milczeniu zaczęła opatrywać moją ranę. Nawet już nie proponowała, że narysuj mi runę, bo dobrze wiedziała, jaka będzie moja odpowiedź.
- Przepraszam. - Wyszeptałam cicho po jakiś czasie, przez co czarnowłosa spojrzał na mnie zdezorientowana. - No wiesz za to, że tam krzyczałam po tobie. - Wytłumaczyłam szybko.
- Nie jestem zła. - Wiedziałam, że dziewczyna mówi zupełnie szczerze. - Rozumiem emocje i tak dalej. - Machnęłam ręka. - Naomi powiedz mi jak ty się czujesz? Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym. - Uśmiechnęłam się fałszywie.
- Nay... - Popatrzyła na mnie jakby to było oczywiste.
- A co mam ci powiedzieć? - Wzruszyłam ramionami.
- Jak się czujesz? Naprawdę jak się czujesz? - Powiedziała widocznie przejęta.
- Nie wiem Iz. - Popatrzyłam na nią zmęczona. - Poznałam swoją biologiczną matkę, która jest demonem. Matką wszystkich demonów. Na dodatek wymyśliła sobie, że wyjdę za mąż za jej syna. - Zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
- Wiesz, że nie dopuściły do tego ślubu.
- Nie martw się ja sama do niego nie dopuszczę. Ale moje kochane mamy mają coś wspólnego. - Uśmiechnęłam się pod nosem, na co dziewczyna posłała mi zdezorientowane spojrzenie. - No wiesz każda planuje mi całe życie. Jedna wybrała mi drogę zawodową i planowała całe moje wesele, a druga wybrała mi męża. Myślę, że obie by się świetnie dogadały. - Dodałam ciszej, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
Wiem jedno nie mogę pozwolić na skrzywdzenie nikogo. Muszę zrobić wszystko by zapewnić im bezpieczeństwo. Jestem im to winna.
Pov Alec
Siedziałem w moim gabinecie przeglądając jakieś raporty. No przynajmniej udawałem, że to robię. Prawda jest taka, że na niczym nie potrafiłem się skupić odkąd tylko wróciliśmy. W mojej głowie cały czas odtwarzało się spotkanie z królową Edomu i obraz pewnej brunetki. Ciągle przed oczami miałam wyraz twarzy dziewczyny, gdy słuchała tego, co mówiła Lilith i gdy uciekła stamtąd przez portal.
Nagle ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka. Niespecjalnie zdziwiłem się, gdy okazało się, że to był Jace. Jakoś mnie to nie dziwi skoro nie czekał aż szef Instytutu pozwoli mu wejść do środka. Chociaż jak na niego to aż dziwne, że wcześniej zapukał.
Blondyn nic nie mówiąc zajął miejsce naprzeciwko mnie i przyglądał mi się uważnie.
- No co? - Odparłem rozdrażniony, gdy od dłuższego czasu chłopak nic nie mówił tylko siedział w milczeniu na przeciwko mnie.
- To raczej ja powinien o to zapytać. - Parsknął śmiechem. - Potrzebujesz pogadać? - Uniósł jedną brew do góry.
- Niby o czym? - Przewróciłem oczami. - To ty tu przyszedłeś.
- Choćby o pewnej brunetce. - Powiedział jakby to było oczywiste.
- O czym ty mówisz? - Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Jezu Alec. - Wyjąkał zrezygnowany przejeżdżając sobie ręką po twarzy. - Przypominam, że jestem twoim parabatai wiem, co czujesz, a zwłaszcza przy niej, więc zamiast ściemniać po prostu pogadajmy. Jesteś niespokojny odkąd wróciliśmy do Instytutu. Nie okłamuj mnie.
- Mamy wojnę na karku, więc tak jestem niespokojny. - Przewróciłem oczami.
- Dobrze wiesz, że to nie dlatego. Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz tego przyznać. Lubisz ją, a nawet bardzo. Martwisz się i...
- Skończ. - Przerwałem mu rozdrażniony.
- Weź się w garść Alec. Zrób coś zanim przegapisz okazję. - Mówił spokojnie podnosząc się z miejsca i kierując się w stronę drzwi. - Przyda jej się dużo wsparcia, a szczególnie dziś. - Gdy był już przy drzwiach z ręką na klamce, odwrócił się jeszcze w moją stronę. - Jakbyś wybierał się w odwiedziny to Izzy od niej już wróciła. - Puścił mi oczko, po czym wyszedł z mojego gabinetu.
Nie rozumiem, o co mu chodzi. Wcale się o nią nie martwię. Wcale...
Co mnie obchodzą jakieś żądania Lilith? To nie moje problemy. Dla mnie liczy się tylko, by pokonać Valentina nic więcej. To jest jedyny powód, dla którego jestem podenerwowany.
Nie obchodzi mnie, przecież, co w tym momencie robi dziewczyna. Kompletnie mnie to nie obchodzi.
Może ogląda jakieś przyziemne filmy, może czyta książki, a może dokucza i irytuje Magnusa. To ostatnie to do niej chyba najbardziej prawdopodobne. Chociaż zauważyłem, że tak bardzo jak irytuje mnie, nie irytuje nikogo.
Co z nimi wszystkimi jest nie tak?
Ewentualnie dziewczyna zasnęła i odpoczywa po ciężkim spotkaniu albo bawi się magią, bo zauważyłem, że polubiła to robić. Przypatruje się iskrą, które wylatują z jej palców niczym zafascynowane małe dziecko uroczo marszcząc przy tym nos i uśmiechając się słodko.
A co jeśli dziewczyna w tym momencie płacze?
W końcu niewytrzymałe tego dłużej i podniosłem się z miejsca ruszając w dobrze znanym mi kierunku.
CZYTASZ
Who I Truly Am? // Alec Lightwood
FanficNa pozór idealne życie Naomi Green w jedną noc wywraca się do góry nogami. Dziewczyna odkrywa prawdę o sobie, o swoim pochodzeniu i o zupełnie innym i nieznanym jej świecie. Wszystko w jej życiu zaczyna się komplikować jeszcze bardziej, gdy okazuje...