Rozdział 39

1.9K 90 13
                                    

W przeciągu dwóch dni, które już minęły, ciągle wymykałam się z mieszkania. Chodziłam dachami budynków nad wąskimi uliczkami Nowego Jorku. Byłam ostrożna na tyle, że nikt mniej jeszcze nie złapał, ani Valentine, ani Nocni Łowcy, a patrząc na to co robię nie wiem, co byłoby gorsze.

Nauczyłam się dość łatwo znajdować kolejne demony. Zazwyczaj to właśnie w ciemnych uliczkach przesiadywały całymi stadami. Każda wbita strzała, bądź ostrze w kolejnego demona sprawiało, że choć na chwilę zapomniałam o tym, co się wokół mnie dzieje. Czułam się wolna i chyba mogę przyznać, że naprawdę szczęśliwa.

Chociaż musze wam się przyznać, że od dłuższego czasu czuję się jakbym zatracała jakąś cząstkę siebie. Najgorsze jest to, że są te dobre części mnie, a przynajmniej tak mi się wydaje. Wiecie takie pozytywne cechy. W ostatnim czasie czuję się jakbym traciła wręcz człowieczeństwo, jakbym stawała się coraz bardziej bezwzględna i nieczuła na to, co mnie otacza. Wiem jak to wszystko brzmi, co najmniej jakby to była totalna głupota, którą sobie sama wymyślam.

Naprawdę wiem jak to brzmi, ale mam wrażenie, że to jest właśnie to, o czym mówiła Królowa. Ona określiła to mówiąc, że we mnie toczy się odwieczna walka dobra ze złem. Poznałam osobę, która pokochałam, która z założenia miała mnie dopełniać. Miała być moją lepszą częścią, ale złamała mi serce. Pokochałam osobę, która nie kocha mnie i nigdy nie pokochała. Teraz niestety muszę przez to cierpieć. Przez to, że mam złamane serce czuje się jakby każdego dnia umierała, a te części mnie, które są dobre zacierają się coraz bardziej z tymi złymi.

Myślę, że to nie jest tak, że w ciągu miesiąca stanę się wredną, bezuczuciową suką, czy po prostu zwykłym demonem, ale w ciągu paru lat, kto wie, co się ze mną stanie. Może to właśnie będzie moja przyszłość.

- Gdzie byłaś? - Do mojego pokoju wszedł Magnus, gdy chowałam broń pod łóżko.

- Nigdzie. - Mruknęłam cicho wsuwając głębiej broń nogą, by na pewno jej nie zauważył.

Mężczyzna cicho westchnął podchodząc bliżej mnie. Przyglądał mi się przez chwile w milczeniu.

- Rozumiem, że się wywróciłaś i uderzyłaś w szafę. - Powiedział zastanawiając się, po czym przejechał palcem po mojej twarzy. - Stąd ta krew i rozcięty łuk brwiowy. - Pokazał mi swój palce, na którym teraz znajdowała się krew.

Przeklęłam w myślach zła na siebie, że nawet tego nie poczułam. Unikałam osądzającego wzroku mężczyzny, który przyglądał mi się w milczeniu.

- Naomi wiem, co robisz. - Westchnął po chwili cicho. - Wiem, że wymykasz się, co wieczór.

- Magnus ja...

- Nie jestem na ciebie zły. - Powiedział kładąc rękę na moim ramieniu. - Rozumiem, że czujesz się osaczona... Naprawdę. Po prostu musisz zrozumieć, że się o ciebie martwię.

- Nic mi nie jest Magnus. - Mruknęłam cicho. - To nic takiego. - Machnęłam ręką.

- Naomi proszę cię. - Odparł zrezygnowany. - Nie okłamuj mnie. Widzę, co się dzieję.

- To nic takiego. Jak chcesz mi pomóc to po prostu chodźmy się razem napić. - Popatrzyłam na nią błagalnie.

- Więc chodźmy. - Złapał mnie za rękę i pociągnął do salonu. Zanim jednak wyszliśmy odwrócił się w moją stronę machając ręką, przez co poczułam delikatne mrowienie od razu domyślając się, że moje rany już znikły. - Żeby nikt więcej nie pytał, bo obawiam się że Al... Reszta... - Poprawił się szybko. - Nie byłaby tak wyrozumiały jak ja.

- Dzięki. - Mruknęłam cicho.

 - Mruknęłam cicho

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Who I Truly Am? // Alec LightwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz