Rozdział 48

1.9K 70 0
                                    

Samym wieczorem do mojego pokoju wpadła Izzy z informacją, że Alec zarządził, jakieś zebranie w Instytucie w sprawie Valentine. Nie specjalnie miałam na to ochotę, ale po pierwsze chwilowo tutaj mieszkam, więc wypada się stawić, gdy głowa Instytutu wzywa wszystkich bez wyjątku, a po drugie, co dotyczy Valentina niestety dotyczy i mnie. Niechętnie podniosłam się z miejsce i razem z czarnowłosą wyszłam z pokoju kierując się do głównej części Instytutu, gdzie zazwyczaj odbywają się wszystkie zebrania.

Na miejscu byli już prawdopodobnie wszyscy łowcy, a my byłyśmy ostatnimi osobami, które tu przyszły. Chciałam stanąć gdzieś z tyłu i najlepiej oprzeć się o ścianę starając się po prostu zostać niezauważoną najlepiej do samego końca spotkania. Dziewczyna widząc jednak, co planuje zrobić złapała mnie za rękę i pociągnęła na sam przód do Jace'a i Clary, przez co mimowolnie przewróciłam oczami. Zdążyłam wyłapać rozbawione spojrzenie Aleca, który przyglądał się naszej dwójce odkąd tylko się tu pojawiłyśmy. Chłopak jednak szybko jak na głowę Instytutu przystało przybrał swój poważny wyraz twarzy i staną na schodach, by wszyscy go na pewno widzieli.

- Skoro wszyscy już tu są to myślę, że możemy powoli zaczynać. - Przemówił w końcu Alec. - Musimy podjąć w końcu jakieś działania w sprawie Valentine. Na ten moment wracamy do naszego pierwotnego planu. Potrzebujemy po naszej stronie wszystkich podziemnych, dlatego zarządziłem już spotkanie z ich przedstawicielami jutro w Instytucie.

Na słowa chłopaka o spotkaniu z podziemnym wśród Nocnych Łowców rozeszły się wyraźne pomruki niezadowolenia.

- Jakiś problem? - Zapytał chłopak, jednak nikt z zebranych osób się nie odezwał. - Pytałem czy jest jakiś problem? - Zapytał stanowczo jeszcze głośniej.

- Nie powinniśmy ich tu przyjmować. Nie są nam równi. - Odezwał się w końcu jeden z nich.

- Niby, dlaczego? - Prychnęła Izzy patrząc na niego.

- Mają w sobie krew demonów, a my aniołów to jest zasadnicza różnica. - Powiedział jakby to było oczywiste patrząc w oczy dziewczyny.

Słyszałam, że parę osób obecnych tu od razu go poparło, co jeszcze bardziej wyprowadziło mnie z równowagi.

To są chyba jakiejś jaja? Nie wierze w to, co słyszę. Naprawdę nie chce wierzyć, że ktokolwiek z nich naprawdę tak myśli.

- Ja również mam w sobie krew demonów. - Odezwałam się w końcu patrząc na nich wszystkich. - Może też wsadzicie mnie do celi albo lepiej może po prostu od razu mnie zabij. Z resztą niektórzy z was już nawet próbowali. - Prychnęłam pod nosem.

- A nie czekaj nie zrobicie tego, bo ona w dalszym ciągu mam w sobie więcej krwi anioła niż ty... - Wskazała na chłopaka, który się odezwał. - Lub kiedykolwiek z was, więc okażcie trochę szacunku. - Warknęła w jego stronę Izzy, gdy chłopak chciał już mi odpowiedzieć.

- Jeśli chcecie się dzielić na lepszych i gorszych to proszę bardzo, ale to sprawia, że jesteście dokładnie tacy sami, jak Valentine, a może nawet gorsi. On przynajmniej się z tym nie kryje. - Zdenerwowana podniosłam się z miejsca i ruszyłam w stronę wyjścia. - A ja nie zamierzam brać dłużej w tym udziału. - Dokończyłam i opuściłam sale trzaskając drzwiami.

 - Dokończyłam i opuściłam sale trzaskając drzwiami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Szłam przez korytarze Instytutu czując jak ze złości moje dłonie coraz bardziej zaczynają się trząść

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Szłam przez korytarze Instytutu czując jak ze złości moje dłonie coraz bardziej zaczynają się trząść. Najgorsze jest to, że czuje się tak jakbym za chwilę miała kogoś dosłownie zabić. Jeszcze gorsze jest to, że naprawdę mam ogromną chęć, by to zrobić. Chciałam się na kimś wyżyć. Wyrzucić całą złość, która zaczęła mnie całkowicie pochłaniać.

Zaczęłam już biec przez korytarze, by jak najszybciej schować się przed innymi w moim pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i upadłam na konała na samym środku pokoju przymykając oczy i łapiąc się mocno za głowę.

Po chwili spojrzałam na lustro i od razu zauważyłam, że moje oczy niekontrolowanie zmieniły kolory i kształt. Teraz były tymi demonicznymi czarno-czerwonymi, lecz wciąż wyblakłymi oczami. Chwyciłam mocno łańcuszek, który podobno miał pomagać, jednak nic się nie działo. Z moich palców zaczęły wylatywać iskierki ognia.

Co się ze mną dzieję do cholery?

- Nay wiem, że... - Do mojego pokoju wpadła Izzy, jednak urwała zaskoczona w połowie widząc mnie w tym stanie. - Jezu, co się dzieję Nay? - Dziewczyna od razu podbiegła do mnie chcąc położyć mi rękę na ramieniu, jednak szybko się od niej odsunęłam.

- Proszę cię nie dotykaj mnie. - Wychrypiałam ciężko bojąc się, że mogę zrobić jej krzywdę.

Co gorsza czułam, że chce zrobić jej krzywdę. Każda komórka w moim ciele kazała mi ją skrzywdzić, ale przecież nie mogę tego zrobić to w końcu Izzy. Isabelle Lightwood, dziewczyna, która od samego początku mi pomaga, wspiera mnie i ufa, a co ważniejsze jest moją najlepszą przyjaciółką.

- To nic takiego. - Mruknęłam cicho, gdy poczułam, że zaczynam się, choć trochę uspokajać. Moje oczy przybrały już normalny kształt, a z moich rąk przestały strzelać płomienie, chociaż czułam, że to kwestia czasu aż to wszystko wróci znowu.

- Jak to nic takiego? - Oburzyła się od razu. - Naomi z tobą nie jest dobrze. - Powiedziała zmartwiona.

- Nie mów o tym nikomu. - Popatrzyłam na nią błagalnie. - Proszę. - Dodałam z jeszcze większą desperacją w głosie, na co czarnowłosa w końcu niechętnie przytaknęła głową dalej przyglądając mi się zmartwiona.

- Naomi dlaczego ich kolor się zmienił? - Zapytała po chwili wciąż zdezorientowana. - Dlaczego nie są już tak krwistoczerwone?

- To naprawdę nic takiego. - Mruknęłam cicho nie chcąc w ogóle poruszać kwestii koloru moich oczu.

Po wielokrotnych zapewnieniach, że wszystko ze mną już w porządku i czuje się dobrze dziewczyna w końcu wróciła do siebie zostawiając mnie samą. Tyle tylko, że nic nie jest ze mną w porządku. Dalej w sobie mam ten gniew i jeśli czegoś z tym nie zrobię to wybuchnie on w najmniej odpowiednim momencie i pociągnie za sobą wiele niepotrzebnych ofiar.

Zanim to wszystko zaczęło się dziać na taką skale miałam na to swoje sposoby. Jeszcze, gdy mieszkałam u Magnusa, wymykałam się na drobne polowania, by rozładować napięcia i właśnie to jest to, czego mi w tym momencie potrzeba.

Używając magii przebrała się w wygodne ciuchy, a w moich rękach pojawiła się broń. Wyczarowałam portal, przez który od razu przeszłam licząc, że nikt nie zauważy mojej nieobecności. Chciałabym wyjść i wrócić niezauważona, żeby nie trzeba było później się niepotrzebnie się tłumaczyć.

Who I Truly Am? // Alec LightwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz