Rozdział 24

159 7 7
                                    

Długo czasu minęło odkąd jestem z Alanem. Gdy Draco wyszedł ze szpitala, on oraz mój chłopak nie raz skakali sobie do gardeł. Zazwyczaj kończyło się to po prostu bójką. Jeden miał złamany nos a drugi rozciętą wargę.

Klasyk.

Wielkimi krokami zbliżał się też koniec roku szkolnego. Do zakończenia tego całego syfu został tylko tydzień. Sumy, zaliczenia i inne takie typu sprawy końcowe.
Swoją drogą sumy zdałam z najlepszymi wynikami. Byłam z siebie chociaż w małym stopniu dumna.

Wracając do spraw z Alanem. Był naprawdę szarmancki, miły i uroczy. Taki jakiego go poznałam. Czułam się przy nim świetnie lecz dalej z tyłu mojej głowy był Draco którego nie mogłam usunąć z pamięci.

Moje chwile z brunetem były czasem nie przyjemne. Tak jak każda para mieliśmy swoje złe dni, między innymi gdy się kłóciliśmy czy wyzywaliśmy od najgorszych, i wtedy gdy mnie na maksa wkurwiał, lecz później się godziliśmy.

Były także upojne momenty. To kiedy Miller doprowadzał mnie do szału i stanu nieważkości, w dobrym tego słowa znaczeniu. Uwielbiałam jego dotyk na swojej skórze. Wtedy gdy chłopak całował mnie wszędzie, w każde zakamarki mojego ciała. Uwielbiałam go.

Lecz jeśli chodzi o Draco. Chodził cały czas smutny, przygnębiony i nie do końca dbał o siebie. Był w ciągłym stresie i zmęczeniu.
Co prawda, było jeszcze kilka spotkań Śmierciożerców, i ja też nie czułam się z tym najlepiej że niedługo Harry może zginąć, lecz nie mogłam z tym nic zrobić. Nie było to ode mnie zależne.

Ja, Asti, Mel oraz Margaret bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Evans była naprawdę bardzo miła i super się z nią dogadywałam. Razem chodziłyśmy na lekcje. Spędzałyśmy wspólnie czas chodząc do HogsMeade czy na błonie. W naszym dormitorium, odkąd się pogodziłyśmy, nigdy nie było nudno. Cały czas wpadały do nas Astoria i Melanie i robiłyśmy sobie babskie wieczory. Obgadywałyśmy inne lafiryndy z naszego domu czy gadałyśmy o głupotach.

Golden Trio się już nie odzywało do mnie za bardzo, od tamtej sytuacji przed lekcją Wróżbiarstwa.

W sumie im się nie dziwie.

Może to i dobrze bo przynajmniej mam o wiele większe szanse na to aby nie sypnąć nic o moim zaangażowaniu w śmierć Pottera.

~ Ostatni tydzień szkoły, środa ~

Byłam na Eliksirach. Przygotowywaliśmy dziś Wywar żywej śmierci. W grupie byłam z Alanem i Pansy Parkinson. Nie lubiłam z nią pracować, mimo tego że w ogóle nie utrzymywałyśmy kontaktu ze sobą. Obie się nawzajem nie lubiłyśmy od początków naszej nauki w Hogwarcie. Zawsze była na mnie cięta, a ja na nią. Więc jak się można domyślić, lekcja nie minęła w najlepszej atmosferze. Ja oraz Pansy co chwile sobie dogadywałyśmy i jedna drugiej specjalnie przeszkadzała.

Po lekcjach

Ostatnimi zajęciami na dziś dzień była Transmutacja. Spakowałam torbę i wyszłam z klasy. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim nadgarstku. Po zimnych pierścieniach i naprawdę mocnym uścisku mogłam stwierdzić że był to Draco.

Jak zwykle.

Blondyn wepchał mnie do jakieś pustej klasy. Zatrzasnął mocno drzwi i rzucił na nie zaklęcie wyciszające jak i blokujące.

- Oddaj mi swoją różdżkę Colins! - warknął i wyciągnął do mnie swoją bladą dłoń.

- Spierdalaj!- odpysknęłam po czym chłopak złapał mnie za szyję i przywarł mocno do ściany, tym samym ciężko napierając swoim ciałem o te moje.

Na Zawsze W Moim Sercu (18+ ; DM)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz