Wyspa Campbella

614 37 11
                                    

Przeszył ją ogromny chłód oraz ból, gdy ciało zderzyło się z szalejącym oceanem. Z resztek sił próbowała wypłynąć na powierzchnię, aby zaczerpnąć kończącego się w płucach powietrza. Kiedy udało się jej wziąć krótki wdech, ogromna fala zaatakowała Hybrydę i sprowadziła z powrotem pod wodę. Bezlitosny żywioł pomiatał nią na wszelkie strony. Nie była w stanie nic zrobić tylko dać mu się ponieść i błagać w duchu o życie. Nagle gwałtownie zatrzymała się, uderzając o coś twardego. Ostry ból pulsował po jej mięśniach. Nadal nie mogła złapać oddechu. Wysunęła pazury, które pozwoliły na wdrapanie się po skalnej ściance. Fale wyrzuciły ją na ogromną skałę. Pantera nieustannie kasłała, wypluwając z ust ciecz. Z trudem otworzyła oczy, ale nie była w stanie nic zobaczyć przez ulewę. Ze wszystkich stron do jej uszu docierał tylko głośny szum. Pomimo walki o przytomność, głowa dziewczyny bezwładnie opadła na chropowaty głaz, a powieki stawały się coraz ciężkie, aż wyczerpanie zwyciężyło Azurę, odbierając jej świadomość.

Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, kiedy zaczęła się wybudzać. Deszcz odpuścił, tak samo, jak uderzające w nią sile fale. Przez chwilę nie pamiętała, co się wydarzyło. Jedyne co przewijało się w głowie dziewczyny, to moment, gdy Bucky puszcza jej dłoń. Momentalnie otrzeźwiała przypominając sobie, że go straciła. W końcu otworzyła oczy i lekko podniosła się na rękach. Po tym, jak się trochę rozejrzała, doznała szoku. Przed nią znajdowała się wyspa, której początek składał się z wysokich urwisk oraz skalistych plaż. Pogoda była ponura i przytłaczająca przez szare chmury, które zakrywały słońce. Mroźny wiatr nieprzyjemnie dmuchał w odkrytą twarz Hybrydy. Pomimo dolegliwości podniosła się na drżące nogi. Za sobą widziała tylko bezkresny ocean. Miała ochotę krzyczeć z rozpaczy. Nie widziała, co stało się z jej przyjaciółmi oraz ukochanym. Była całkiem sama. Serce bolało ją z poczucia winy — Ona najbardziej nalegała, żeby wyruszyli od razu na wyspę, a teraz przez ten brak ostrożności wszyscy prawdopodobnie zginęli. Najbardziej żałowała, że ostatnim jej wspomnieniem po Jamesie pozostanie ich kłótnia i nierozwiązane sprawy między nimi. Czuła jak łzy napływają do jej do oczu, lecz zanim dała upust płaczu, dostrzegła coś na plaży. Oddech Pantery przyśpieszył, gdy rozpoznała po posturze postać, leżącą nieruchomo na skalistym wybrzeżu, które było od niej oddalone o około dwieście metrów. Dziewczyna nie myśląc dłużej, wskoczyła do wody i nie zważając na zmęczenie, płynęła najszybciej, jak tylko potrafiła. Każdy pracujący mięsień dawał czarnowłosej o sobie znać oraz jak na złość powodowały nieprzyjemne skurcze. Gdy wyczuła pod sobą grunt, na czworaka wydostała się na brzeg, w taki sposób przeszła do ciała mężczyzny. Leżał na brzuchu, a mokre włosy zakrywały jego twarz. Azura złapał go za ramię skórzanej kurtki oraz za spodnie na udzie i przerzuciła go na plecy.

— James — Wyszlochała roztrzęsiona, widząc nieprzytomną, bladą twarz ukochanego.

Dotknęła jego skóry, która była lodowata, jak u trupa. Zamarła, obawiając się najgorszego. Potrząsnęła szybko głową, aby opanować nerwy. Odchyliła mu głowę, następnie przyłożyła ucho do jego sinych warg, jednocześnie obserwując klatkę piersiową. Nie oddychał. Otworzyła mu usta, wykonując pięć wdechów ratunkowych. Położyła splecione ręce na jego klatce piersiowej, zaczynając uciskać. Po tym dała dwa wdechy.

— Błagam Cię, nie rób mi tego! — Wrzasnęła po zakończeniu kolejnej serii resuscytacji. — Do jasnej cholery! James! — Była spanikowana, gdy jej działania nie skutkowały. — Opiekuj się mną i denerwuj mnie tym, doprowadzaj do szału! — Po jej policzkach spływały łzy. — Biegnij za mną dalej, nie przestawaj. Nie odpuszczaj, bo bez ciebie nie przetrwam.

Wokół dłoni Hybrydy zaczęła połyskiwać błękitna poświata. Nie przestawała uciskać. Wiedziała, że jak pozwoli mu odejść, to jej dusza umrze razem z nim.

Zimowy Żołnierz - Biały Wilk (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz