Minęła godzina od podjęcia tej ciężkiej dla Azuri decyzji. Długo próbowała przekonać samą siebie, że to zły pomysł i że nie powinna tego robić. Przez ten czas, zdążyła opuścić budynek szpitalny i przejść spokojnym marszem kilkanaście kilometrów. Po drodze wyrzuciła bransoletę Kimoyo, która połyskiwała co jakiś czas – ktoś próbował się z nią skontaktować. Nie chciała odbierać i się tłumaczyć. Nie miała na to w sobie tyle siły. Pozbyła się bransolety, ponieważ ta miała w sobie nadajnik lokalizujący. Nie chciała, żeby jej bliscy wiedzieli, dokąd zmierza i gdzie będzie. Musiała to zrobić sama. Była spokojniejsza z myślą, że Bucky jest bezpieczny, a jego życiu już nic nie zagraża. Więc stała bez ruchu już dłuższy czas przed wejściem do świętej góry, w której rósł Kwiat Serce, a Czarne Pantery miały możliwość przeniesienia swojej duszy do Świata Przodków. Mrok przy jaskini rozświetlały tylko dwie pochodnie. Wokół panowała niepokojąca cisza. Letni wiatr unosił jej włosy i muskał odsłoniętą skórę twarzy. Nie była w stanie się ruszyć dalej, chociaż już podjęła decyzję. Chciała poznać odpowiedź na ostatecznie pytanie, ale strasznie się bała. Zwłaszcza konsekwencji, które mogły wyniknąć ze spotkania z Bast. Zdawała sobie jednak sprawę, że i tak prędzej czy później będzie musiało to nastąpić. Ona nie odpuści, nie da mi spokoju. Jeśli będzie chciała, skrzywdzi tych, których kocham. Skrzywdzi Jamesa. Te myśli przyprawiały ją o okropny ból głowy oraz serca. Położyła dłoń na klatce piersiowej, zamknęła powieki i zaczęła uspokajać oddech. Nie mogła ponieść się panice. Nie w takim momencie. Nie robiła tego tylko po to, żeby zaspokoić swoje wątpliwości. Musiała to zrobić dla swoich bliskich.
– Biała Pantero?
Usłyszała kobiecy głos. Kiedy uniosła wzrok, dostrzegła przed wejściem do świątyni dwie starsze szamanki, ubrane w tradycyjne szaty. Dokładnie jej się przyglądały, a na ich twarzach widniało zmartwienie. Azura spodziewała się, że może kogoś spotkać nawet o tak później porze. Świątyni strzeżono przez całą dobę. Pielęgnowano ostatnią roślinę świętego kwiatu, odprawiano modlitwy i pilnowano, żeby nikt bez uprawnień nie wtargnął do środka.
– Przepraszam, że niepokoję w środku nocy – Starała się brzmieć spokojnie. – Ale muszę pilnie przejść do Świata Przodków.
– Czy dzieje się coś złego? – Spytała nerwowo druga kobieta, nico młodsza od jej towarzyszki.
– Spokojnie, Królestwu nic nie zagraża – Zapewniła, nie chcąc denerwować szamanek.
– To, jaki jest powód?
– Czy Król wie o Twoim zamiarze?
Zaczęły zadawać pytania, a Azura nie była w stanie wymyślić niczego sensownego, tak żeby nie zdradzić swojej prawdziwej intencji przejścia do Świata Przodków. Więc milczała.
– Nie jesteśmy pewne, czy możemy Cię wpuścić.
Hybryda słysząc te słowa, poczuła nagłą falę frustracji, bo przecież kiedy ratowała Królestwo, nikt nie miał problemu z tym, żeby jej dusza przeszła na tamtej świat. Po tym wszystkim, co zrobiła, miała wrażenie, że jest traktowana przez Wakandyjki jak ktoś nieistotny.
– Jestem Białą Panterą, wybranką Bast do jasnej cholery – Ton głosu dziewczyny się podniósł. Wyprostowała się, wypychając dumnie pierś do przodu. – Ocaliłam Wakandę przed plagami, więc należy mi się, choć odrobina szacunku! – Kolor jej oczu się zmienił, a wokół zaczęła unosić się błękitna poświata. Szamanki nagle patrzyły na Hybrydę pustym wzrokiem. Wyglądały jakby były w hipnozie. – Macie mnie natychmiast wpuścić!
Nagle po tym rozkazie, starsze Wakandyjki bez żadnego słowa stanęły bokiem, umożliwiając dziewczynie wejście do środka. Hybryda była zaskoczona, że kobiety bez żadnej dalszej dyskusji tak łatwo ustąpiły. Powoli do nich podeszła. Szamanki nie mrugając, nadal patrzyły przed siebie.
CZYTASZ
Zimowy Żołnierz - Biały Wilk (W TRAKCIE KOREKTY)
Fanfiction„Błagam, obudźcie mnie! Za długo już spałem! A każda kolejna noc to tylko koszmar o tym, co przeżyłem i co zrobiłem... A robiłem naprawdę okrutne rzeczy... Słyszę szepty, których inni nie słyszą. Głosy moich ofiar, które krzyczą moje imię. Jestem sa...