Przez następną dobę Azura siedziała wiernie przy James'ie. Zamierzała nie odstępować go nawet na krok, dopóki się nie obudzi. W międzyczasie nieprzytomnego mężczyznę oraz Hybrydę odwiedzili T'Challa, Shuri, Nakia i Okoye. Generał przyniosła dla pasierbicy posiłek, lecz ta nie była w stanie nic zjeść. W następnych godzinach przyjaciele zmieniali się obecnością w pomieszczeniu, żeby nie zostawiać samej Białej Pantery, w tym trudnym dla niej czasie. Widzieli też, że jest przemęczona i obawiali się o jej zdrowie, to był kolejny powód, dla którego nie chcieli opuszczać dziewczyny. Co jakiś czas przychodzili lekarze, aby sprawdzić stan Barnes'a i podać mu leki w płynie. W nocy Azura usnęła, siedząc na krześle. Głowę miała ułożoną na łóżku i nieustannie trzymała dłoń ukochanego.
Mijał trzeci dzień śpiączki. Hybryda dała się namówić za sprawką Nakii, do zjedzenia niewielkiego posiłku. Dziewczynę przez ciągłe siedzenie w jednym miejscu, zaczęły łapać skurcze, więc krążyła po pokoju. Czasami patrzyła na znajdujący się za oknem krajobraz Wakandy. Zatracała się w swoich myślach, starając się nie dopuścić do siebie najgorszego scenariusza. Godziny dłużyły jej się niemiłosiernie. Miewała ataki bezsilności i beznadziejności. Płakała, a potem nie odzywała się do nikogo, ale kiedy ten stan mijał, mówiła do Bucky'ego, wierząc w to, że ją słyszy. Biała Pantera poprosiła Shuri o pewien drobiazg, który załatwiła dość szybko. Kiedy Księżniczka wróciła, Hybryda zauważyła w jej rękach, oprócz książki, niewielki, wiklinowy koszyk.
- Przyniosłam jeszcze śliwki - Odłożyła je na stolik. - Podobno Bucky je lubi. - Dodała markotnie.
- Na pewno będzie zachwycony, gdy się obudzi. Dziękuję - Odparła, starając się brzmieć pogodnie.
- Za niedługo przyjdzie Okoye - Oświadczyła Shuri, podając Azurze zażądaną przez nią przedmiot. - Chciałabym jeszcze chwilę zostać, ale wezwano mnie do pałacu.
- Nie ma sprawy - Wymusiła u siebie lekki uśmiech. - I nie musicie tu całe dnie i noce ze mną siedzieć i pełnić warty.
- Azura nie robimy tego z przymusu a z troski o Ciebie i o Bucky'ego. - Powiedziała dosadnie. - Martwimy się, bo jesteście naszymi przyjaciółmi. - Wzięła głęboki wdech, aby nie poddać się emocją. Shuri, chociaż nie chciała dać tego po sobie poznać, ale również bardzo przeżywała tę sytuację. - Więc nie wygaduj głupot i zacznij czytać mu tę cholerną lekturę. Chociaż nie wiem, co takiego jest w tej całej powieści Tolkiena, ale mam nadzieję, że Buck'owi to pomoże.
Księżniczka wyszła, zostawiając dziewczynę samą z Białym Wilkiem. Hybryda spojrzała na brązową okładkę z ozłoconą nazwą autora "J.R.R Tolkien" i tytułem "Hobbit. Czyli tam i z powrotem". Książka była dość gruba i w zadbanej formie. Przez chwilę zastanawiała się jakim cudem udało się Shuri tak szybko ją zdobyć.
- Hej James - Odezwała się po kilku minutach, kładąc swoją dłoń na jego. - Nawet nie zgadniesz, co ja tu mam. - Pomachała przed nim książką. - Wspomniałeś kiedyś, że w czasach przed wojną lubiłeś czytać, a twoją ulubioną lekturą jest właśnie Hobbit. Wiesz, że sama nigdy w życiu nie przeczytałam ani jednej książki? Ale zawsze musi być ten pierwszy raz - Prychła krótkim śmiechem. - No to zaczynam. - Westchnęła, otwierając na pierwszej stronie. - "W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit. Nie była to szkaradna, brudna, wilgotna nora, rojąca się od robaków i cuchnąca błotem, ani też sucha, naga, piaszczysta nora bez stołka, na którym by można usiąść, i bez dobrze zaopatrzonej spiżarni; była to nora hobbita, to znaczy: nora z wygodami." * Zaczyna się nieźle - Skomentowała, czytając dalej na głos.
Minęły dwie godziny. Dziewczyna sama wciągnęła się w historię o fantastycznej przygodzie Niziołka. Nawet nie zauważyła, że Okoye nie przyszła tak, jak zapowiedziała wcześniej Księżniczka.
CZYTASZ
Zimowy Żołnierz - Biały Wilk (W TRAKCIE KOREKTY)
Fanfiction„Błagam, obudźcie mnie! Za długo już spałem! A każda kolejna noc to tylko koszmar o tym, co przeżyłem i co zrobiłem... A robiłem naprawdę okrutne rzeczy... Słyszę szepty, których inni nie słyszą. Głosy moich ofiar, które krzyczą moje imię. Jestem sa...