Rozglądam się po twarzach zebranych. Większość czeka cierpliwe, ale Michael opiera łokcie na stole i lekko wychyla się w stronę Nathalii, pragnąc dowiedzieć się jak najszybciej, co wie. W końcu ta się odzywa.
— Dobra. Więc, co byście powiedzieli, gdyby okazało się, że po prostu nie żyje?
— Ulżyłoby mi — odpowiada Terry bez namysłu, a ja parskam śmiechem.
— A słyszeliście o sprawie samobójstwa w posiadłości w Wallstone? — pyta Nathalia.
— Nie...
— Po odwiedzinach tam, zrobiłam szybki research w bazie danych policji. Takie zdarzenie faktycznie jest odnotowane i to jakoś dwa dni temu. I ja też o tym nie słyszałam. Nie znają też tożsamości mężczyzny, który odebrał sobie życie. Ale sznur rzeczywiście wciąż tam wisi.
— Co robiłaś w tym zameczku? — dziwi się Noel.
— Nieważne. Komuś zachciało się wycieczek. — Spogląda na mnie. — Tak, czy siak, możliwe, że to on popełnił samobójstwo w opuszczonej posiadłości na Wallstone.
— Jak powiązałaś te sprawy? — Clara marszczy lekko brwi i pojawia się między nimi mała zmarszczka. Wygląda, jakby sama próbowała znaleźć odpowiedź, ale brakowało jej danych. I z pewnością tak właśnie jest.
— No cóż. Tu zaczyna się rola Carolyn — mówi Nathalia z delikatną nutką dumy w głosie. Przynajmniej tak mi się wydaje. — Ona znalazła list Jamesa Clearty'ego.
Wszystkie twarze zwracają się w moją stronę z zaskoczeniem. Czuję się nieco nieswojo.
— Nie marnowałaś czasu. — Noel klepie po ramieniu. — Więc pokaż nam go.
— Co?
— List.
— Nie mam go. Został w posiadłości.
Zapada cisza, jak makiem zasiał. Słyszę tylko tykanie zegara i ciche oddechy. Ich konsternacja jest wręcz namacalna, a ja czuję się głupio. Odwzajemniam świdrujące mnie spojrzenie Nathana. Dłonie ma splecione na stole. Ja swoje również kładę na zimnej powierzchni, jakby to miało im udowodnić, że naprawdę go nie mam.
— Dlaczego? — pyta najpierw mnie, potem zwraca się do Nathalii. — Dlaczego go zostawiłyście?
— Ja mam to wytłumaczyć, czy ty? — Na jej twarzy błąka się uśmiech.
— Możemy razem, ale ja zacznę. — Myślę tylko o tym, jak ta sytuacja musi być idiotyczna w ich oczach i jak bardzo nie chcę jej wyjaśniać. — Ja chciałam pojechać do tej posiadłości. Połazić. Nieważne, po prostu lubię takie miejsca. Nieodpowiedzialnie byłoby jechać tam samej, bo gdybym przypadkiem spadła — wymawiam to słowo ironicznie — to nie miałby kto mnie zbierać. Lub nikt nie wiedziałby, gdzie szukać mojego ciała — dodaję niezbyt optymistycznie, co wywołuje cichy śmiech u większości obecnych. — Dlatego poprosiłam Nathalię, żeby pojechała ze mną. Widziałam ten list na ziemi, schowany w liściach, podniosłam, ale odłożyłam, bo Nathalia znalazła stryczek i mnie zawołała. Zresztą może i lepiej, że go zbytnio nie ruszałam. Pewnie będziecie chcieli odciski palców, mogłabym je przypadkiem zatrzeć. Poszłam obejrzeć linę, z ciekawości. Potem list wyleciał mi z głowy, bo...
Urywam, patrząc na Nathalię. Mam wrażenie, że nie przyzna się do błędu. Boję się tego, bo w taki sposób może i nie straciłaby nic w oczach reszty, ale z pewnością mój szacunek do niej by na tym ucierpiał.
— Bo ja popełniłam błąd — oznajmia, przez co czuję ulgę. — W pewnym momencie przestałam patrzeć pod nogi. Na jeden jedyny krok. I gdyby nie Caro, to spadłabym z poddasza, być może, na sam dół. Udało jej się mnie złapać. Niestety sama spadła na parter, w wyniku czego ma połamane żebra. Po wyostrzaniu już jej lepiej. — Nie intonuje tego, jak pytania, ale patrzy na mnie, a ja kiwam głową. — Tak, teraz jest już lepiej. W każdym razie o liście już nie myślała i nie dziwię się. Pewnie, gdyby znała sprawę to od razu by mi go pokazała.

CZYTASZ
Invictus
Science FictionInvictus to jednostka do zadań specjalnych, których członkami są tylko młodzi ludzie o specyficznych predyspozycjach. Dzięki genetycznym modyfikacjom przeprowadzanym w S-Bridge Lab są jeszcze bardziej wyjątkowi i przygotowani na różne warunki pracy...