11.2. Mecz

191 23 32
                                    

Na przerwie jesteśmy w dobrych nastrojach. Na tyle dobrych, że Martin nawet pyta, czy wszystko dobrze i jakoś nie wyczuwam w tym większej ironii. Uznajemy, że poza kilkoma głupimi ruchami, to szło nam nieźle. Jeśli tylko nie powtórzymy niektórych błędów, to będzie świetnie.

Nathalia odchodzi kawałek od nas, żeby gdzieś zadzwonić. Obok mnie staje Mick. Udaje, że jest kompletnie wyluzowany, ale mnie nie oszuka. Rozgląda się trochę zbyt często jak na niego.

— Jak głowa? — Stara się odwrócić moją uwagę, ale robi to jakoś bez przekonania. Dobrze wie, że w tym momencie jest to już niemożliwe.

— Po prostu podejdziesz i zaprosisz ją na kawę. — Przybieram ton, który ma dowodzić, że to drobnostka, choć na jego miejscu też bym się stresowała.

— A jeśli się nie zgodzi?

W oczach Micka widzę absolutnie prawdziwe przejęcie. Nie kocha jej, bez przesady. Ale nie można podważyć tego, że uczucia, które z nią wiąże, są jak najbardziej szczere. Myślę sobie, że to przykre wiązać z jedną osobą tak wiele nadziei i emocji. Zwłaszcza kiedy wiem, że z tego po prostu nic nie będzie. I to nie jest wina Micka ani Nathalii. Po prostu pewnych rzeczy się nie przeskoczy.

— Za dobrze bronisz, żeby miała się nie zgodzić — żartuję, starając się ukryć fakty raczej dla niego nieprzyjemne.

Jakoś nie widzę ich razem. Po prostu znając ich oboje, nie mogę wyobrazić sobie tego związku. Oczywiście ona w ogóle nie może się zakochać, ale nawet jeśli to raczej by nie przetrwało. Albo w ogóle nie doszło do skutku i to prawdopodobnie nawet Mick by przyznał, gdyby ją lepiej poznał. Ale i tak jest mi przykro, że chłopak będzie musiał przeżyć rozczarowanie. Cokolwiek się nie stanie, to i tak nie doczekam się szczęśliwego zakończenia tej kawy.

— Mam nadzieję. — Patrzy na dziewczynę, kiedy ta się rozłącza. — Dobra, trzymaj kciuki.

— Trzymam, trzymam.

Mickey wypina pierś do przodu, bierze głęboki oddech i idzie. Obserwuję to z lekkim napięciem, choć wiem, jak się skończy. Zaczynają rozmawiać. Nawet nie widać, że chłopak się stresuje. Może to przez to, że Nathalia potrafi rozładować niemal każde napięcie. Niestety nie słyszę, co mówią. Stoją na tyle daleko, że szum na trybunach zagłusza wszystko. Uczniowie obsługujący konsolkę włączają muzykę na pełny regulator, przez co prawie podskakuję. Zauważam, że Nathalia, Noel, Nathan i Clara w pierwszym odruchu krzywią się lekko. Szybko przyzwyczajają się do intensywności doznań słuchowych, ale domyślam się, jakie to mogło być nieprzyjemne początkowo. Cieszę się, że słuch mi nie został.

Ale kiedy tylko o tym myślę, to przypominają mi się „Pamiętniki Wampirów". Właściwie to taka umiejętność przydałaby mi się, teraz kiedy chciałabym posłuchać, o czym rozmawiają Mickey i Nathalia. Zdarzają się też sytuacje, kiedy ktoś mnie obgaduje i czasem jestem po prostu ciekawa, co też ja takiego znowu zrobiłam. Można w ten sposób zebrać wiele cennych informacji.

Chcę zupełnie świadomie odwrócić wzrok od umawiającej się na kawę dwójki, ale wtedy obraz znów niewiarygodnie się wyostrza. Mam wrażenie, że mogę policzyć włosy na głowie chłopaka. W dodatku zauważam gęsią skórkę na jego przedramieniu, kiedy Nathalia go dotyka. Zaciskam zęby i odwracam się, żeby odejść, ale przede mną stoi Terry. No właśnie – gdybym miała wyostrzony słuch, to wiedziałabym, że się zbliża.

— Zalazłaś Reggie'mu za skórę, co? — Brzmi, jakby był ze mnie dumny.

— Mam wrażenie, że cię to cieszy.

— Odrobinkę. — Uśmiecha się niewinnie i odgarnia mokre włosy z czoła. — Ciepło — stwierdza mało odkrywczo.

— Mhm.

InvictusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz